Siedem lat temu Andrzej Duda przekonywał w Jastrzębiu-Zdroju, że Polska ma zapasy węgla, które starczą jej na najbliższe 200 lat. Niecałe cztery lata temu powtórzył to stanowisko na otwarciu COP24 w Katowicach, gdzie podkreślił, że "węgiel jest strategicznym surowcem naszego kraju" i "trudno, żebyśmy z niego całkowicie zrezygnowali". W tamtym czasie, podczas obchodów Barbórki w małopolskich Brzeszczach, prezydent ogłosił węgiel "największym skarbem Polski". - Proszę się nie martwić: dopóki ja pełnię w Polsce urząd prezydenta, nie pozwolę na to, aby ktokolwiek zamordował polskie górnictwo - zadeklarował.
W podobnym tonie w 2018 r. wypowiadał się premier Mateusz Morawiecki, który węgiel nazwał "naszym czarnym złotem". Rok wcześniej podczas sejmowego expose powiedział: - Dzisiaj węgiel jest podstawą naszej energetyki, nie chcemy i nie możemy z niego rezygnować.
Z kolei jego poprzedniczka, Beata Szydło, zapewniała w Rybniku w 2016 r., że udało się przekonać Brukselę, iż "polskie górnictwo jest potrzebne nie tylko Polsce, ale i Europie". Była premierka zapowiadała wtedy, że "Polski węgiel będzie w przyszłości synonimem nowoczesności, rozwoju i nowoczesnych technologii".
Wbrew wyliczeniom prezydenta Dudy, że węgla powinno wystarczyć nam jeszcze na jakieś 193 lata, nadchodzący sezon grzewczy może być bardzo trudny. Wobec zawrotnych podwyżek cen surowca (tona węgla kosztuje obecnie nawet 3 tys. złotych) i panicznego wykupywania go, eksperci biją na alarm.
- Mamy sytuację ekstremalną. My już wiemy, że węgla na pewno nie będzie i ceny będą szybować jesienią do 4-5 tysięcy złotych - stwierdził na antenie TVN24 Bogusław Ziętek z wolnego związku zawodowego "Sierpień 80".
- I w tej sytuacji albo rozmawiamy z dealerami, albo budujemy własną sieć sprzedaży. Tu też nie ma żadnej konsekwencji ze strony rządu. To jest takie poruszanie się od ściany do ściany, machanie łapami i mówienie wszystkim wokoło: "panujemy nad sytuacją". Ale nad niczym nie panujemy. Jest histeria, która sprawia, że wykonujemy tak głupie ruchy, jak ten właśnie, że kupujemy nagle ogromne ilości węgla, nie wiadomo jakiej jakości, który przyjdzie do Polski i nie będzie wiadomo, co z nim zrobić, bo sytuacji na rynku odbiorców indywidualnych on w żaden sposób nie zmieni - podkreślił ekspert.
Z kolei Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka i były minister gospodarki, zwrócił uwagę, że węgiel, który płynie właśnie do Polski, trzeba będzie jakoś rozładować, ale możliwości przeładunkowe w naszych portach są mocno ograniczone.
- Trzeba pamiętać o tym, że przepustowość naszych portów to tylko 8 milionów ton [rocznie - red.]. To jest mniej więcej tyle, ile importowaliśmy węgla z Rosji, który trzeba zastąpić importem z innych kierunków. Minęło już pół roku, czyli zostały nam 4 miliony ton przepustowości - powiedział w rozmowie ze stacją. - Apeluję więc do rządu, aby mniej zapowiadał, więcej decyzji podejmował, natomiast przypisywanie jakiejś zasadniczej roli, że rząd przedstawi projekt ustawy, która rozwiąże problem deficytu węgla jest absolutnie nieracjonalne - podkreślił.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>