Deal w trójkącie PiS - Andrzej Duda - Solidarna Polska nie oznacza jeszcze porozumienia Polski z Komisją Europejską i uruchomienia pieniędzy. Ustawa ta zresztą nie jest jeszcze nawet uchwalona. Choć rząd PiS zmarnował dużo czasu, to pieniądze są do uratowania. Dlaczego?
Komisja Europejska żąda, by Polska spełniła trzy warunki, by pieniądze mogły popłynąć. One się nie zmieniają od jesieni minionego roku. Są niewygórowane. Dużo zależy jednak od woli politycznej Komisji Europejskiej i tego, czy polski rząd stać na finezję w jej realizacji.
Więcej o sporze rządu z Unią Europejską przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Warunki UE prawie spełnione
Pierwszy i podstawowy warunek: likwidacja Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Czy ustawa, do której Zjednoczona Prawica i prezydent Andrzej Duda się dogadali, realizuje ten warunek? Tak, choć niedoskonale. ID formalnie ma bowiem zniknąć.
Drugi: reforma systemu dyscyplinowania sędziów gwarantującą niezależność ich oceny. Czy ustawa spełnia ten warunek? To zależy, jak przychylnie oceniać. Dlaczego? Ustawa powołuje bowiem Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. Nie jest to tylko zmiana nazwy. Członkowie nowej izby mają być losowani spośród wszystkich sędziów SN, a z 33 wylosowanych prezydent ma wybierać 11 na 5-letnią kadencję. Do nowej Izby Odpowiedzialności Zawodowej będą mogli trafić także sędziowie... ze skasowanej Izby Dyscyplinarnej. Sędziowie ci bowiem mogą zostać w Sądzie Najwyższym lub odejść w stan spoczynku (co jest atrakcyjne, bo dostają wypłatę, ale nie pracują), a jeśli zostaną, to mogą być wylosowani, a potem prezydent może ich wybrać do nowej izby. Ostatecznie to od prezydenta będzie zależeć, czy będą orzekać dyscyplinarnie, czy nie.
Interpretując projekt przepisów wybitnie przychylnie dla rządu PiS, to można uznać, że jest to nowy system dyscyplinarny. I tak na to patrzy rząd PiS. Ale czy Bruksela też tak uzna? Pewności nie ma.
Tu ważne zastrzeżenie: w Sądzie Najwyższym około połowy sędziów wybrano przy udziale obecnej KRS, ale akurat wśród oczekiwań Komisji Europejskiej ws. KPO nie ma mowy o wykluczeniu ich z systemu dyscyplinarnego. Kwestia udziału KRS przy ich wyborze jest jednak ważna dla warunku nr 3.
Trzeci: przywrócenie do pracy sędziów, którzy zostali odsunięci przez orzeczenia Izby Dyscyplinarnej. Ustawa ich nie przywraca do pracy, zatem warunek nie jest spełniony. Ustawa bowiem domyślnie podtrzymuje decyzje kasowanej Izby Dyscyplinarnej i jedynie daje możliwość uchylenia jej orzeczeń i to w sposób, który dla tych niepokornych sędziów może być nie do zaakceptowania.
Sędziów, których Bruksela chce przywrócić do pracy, jest niewielu. Stali się oni jednak symbolami walki z upolitycznieniem sądownictwa. Jak mogliby wrócić - w myśl ustawy - do pracy? Proponowane przepisy dają im pół roku na odwołanie się do nowej Izby Odpowiedzialności Zawodowej. W tej nowej izbie teoretycznie mogą orzekać sędziowie starej ID, którzy... wcześniej ich już skazywali - taki absurd jest możliwy, choć akurat prezydent może taką sytuację wykluczyć.
Jednak już z dużym prawdopodobieństwem w nowej izbie będą sędziowie powołani do SN przy udziale obecnej KRS. Tymczasem ci niepokorni sędziowie uznają KRS za powołaną ze złamaniem konstytucji - zatem złożenie odwołania wiązałoby się de facto z uznaniem przez nich, że KRS - wbrew ich przekonaniu - jest OK. Czy zatem odsunięci przez starą Izbę Dyscyplinarną sędziowie w ogóle uznają ścieżkę odwoławczą wiodącą przez nową Izbę Odpowiedzialności Zawodowej za prawowitą i zechcą z niej skorzystać? To będą osobiste decyzje tych sędziów.
Jeśli któryś sędzie nie złoży do nowej izby odwołania, to PiS uzna, że sędzia taki po prostu nie chciał wrócić do pracy i sam jest sobie winien. Sędziowie ci mogą jednak podnosić, że nowa izba - jeśli w składzie orzekającym byliby sędziowie powołani przy udziale nowej KRS - nie może w ich sprawie orzekać.
Pole do sporu dla PiS tak z niepokornymi sędziami, jak i Komisją Europejską pozostaje. Pewnym rozwiązaniem byłoby powołanie przez prezydenta do nowej izby wyłącznie sędziów, których obecna KRS nie rekomendowała. Teoretycznie jest możliwe i usuwałoby przeszkodę w przywracaniu niepokornych sędziów, ale trudno ocenić, czy Andrzej Duda by się na to zdecydował.
Finalnie zatem pierwszy z trzech warunków Brukseli można uznać za spełniony. Drugi tylko przy bardzo przychylnej interpretacji i to z zastrzeżeniem, że sprawy KRS w ogóle nie brać pod uwagę. Trzeci w praktyce może nie zostać spełniony, choć paradoksalnie prosty fortel prezydenta mógłby w praktyce - nie automatycznie, ale po złożeniu odwołania - dać akceptowalny dla Komisji Europejskiej efekt.
Komisja Europejska ma w ręku bat
Skomplikowane? Owszem. Ale konkluzja jest prosta: Komisja Europejska mogąc mniej lub bardziej przychylnie interpretować ustawę i potem jej wykonanie, ma w ręku bat na polski rząd. Podejście bardzo pryncypialne nakazywałoby ocenić, że ustawa nie oznacza osiągnięcia "kamieni milowych" oczekiwanych przez Brukselę, a więc Polsce z Funduszu Europy należy się 0 złotych (słownie: zero). A jeśli być wybitnie przychylnym, to 36 mld euro można by uruchomić.
We wszystkich tych analizach są ważne dwa aspekty: prawny i polityczny.
Politycznie zablokowanie euro dla Polski jest trudne. Wojna w Ukrainie i ogromny wysiłek Polaków w niesieniu pomocy uchodźcom i również gigantyczna - choćby w postaci sprzętu wojskowego - pomoc państwa polskiego dla Ukrainy sprawiają, że choć prawnie KE może pieniędzy z FO nie odblokowywać, to politycznie już by należało je uruchamiać. Bruksela chce zakończyć spór z Warszawą, ale za cenę spełnienia i tak niewygórowanych oczekiwań.
Co ważne i warte powtarzania:
Z listu szefowej Komisji Europejskiej do europosłów wynika, że "przed dokonaniem jakichkolwiek wypłat (…) w ramach Funduszu Odbudowy, Polska musiałaby wykazać, że 'kamienie milowe' zostały spełnione". Czyli: nie spełnicie warunków, to nie ma żadnej kasy.
Bruksela jest w bardzo wygodnej sytuacji, bo Polska straciła już szansę na zaliczkę z FO. Efekt jest taki: teraz Polska może dostać już tylko zwrot poniesionych kosztów inwestycji wynikających z KPO. Komisja Europejska ma zatem doskonałe narzędzie, by wymusić na Polsce spełnienie warunków w taki sposób, jak tego chce.
Zakładając ostateczne uchwalenie ustawy, akceptację polskiego KPO przez Komisję Europejską, przychylną interpretację ze strony Brukseli, to Polskie władze będą mogły teoretycznie wydawać 36 mld euro pieniędzy z UE, ale w praktyce będą wydawać krajowe środki. A na końcu Bruksela oceni: zwrot dostaniecie, jeśli warunki będą spełnione. A im Polska więcej wyda, tym ten unijny bat będzie sprawniejszy.
***
Ustawa o Sądzie Najwyższym ma zostać dopiero uchwalona na posiedzeniu Sejmu 25-25 maja. W życie może wejść w czerwcu.