Założenia projektu w tej sprawie poznaliśmy w styczniu. Zgodnie z pierwotnym pomysłem Marka Suskiego stacje radiowe miałyby w miesiącu przeznaczyć 50 proc. czasu antenowego na piosenki polskojęzyczne. W godzinach 5-24 miałoby to być minimum 80 proc.
Poseł PiS później złagodził stanowisko. - Już dzisiaj wiem, że ta propozycja jest do zmiany po licznych konsultacjach. To rzeczywiście jest przesada - powiedział Suski w rozmowie z wp.pl. W Radiu ZET przyznał, kwestia jest do dyskusji i nie będzie się upierał "przy tym procencie".
Obecnie znajduje się w dziale "Wniesione projekty ustaw". Już w styczniu skierowano go do Biura Analiz Sejmowych oraz do konsultacji w Krajowej Radzie Radiofonii i Teleiwzji. "Press" podaje, ze projektowi nie nadano żadnego dalszego biegu.
- Nigdzie go nie ma, nigdzie nie jest skierowany. Trafił do klasycznej sejmowej zamrażarki, więc jest w niebycie legislacyjnym. Wszystko wskazuje na to, że to efekt wewnętrznego konfliktu w PiS między Markiem Suskiem a Joanną Lichocką, a także wyśmiania projektu przez media. Zapewne w takiej formie już nie wróci do rozpatrzenia - mówi "Pressowi" polityk opozycji, który orientuje się w temacie projektu Suskiego.
- Na odłożenie projektu mógł mieć wpływ konflikt Marka Suskiego z Joanną Lichocką, ale ważniejszy był chyba wyraźny sprzeciw ze strony nadawców komercyjnych. Zapewne ktoś w PiS uznał, że w partii mają już dość konfliktów z mediami na tle politycznym i nie chcą tworzyć kolejnego, który dla przeciętnego wyborcy PiS i tak nie byłby zbytnio zrozumiały - komentuje z kolei Juliusz Braun, były przewodniczący KRRiT, obecnie członek Rady Mediów Narodowych.
Projekt od samego początku krytykowała posłanka PiS Joanna Lichocka, która należy do REM i jest wiceprzewodniczącą Komisji Kultury i Środków Przekazu. Posłanka zapytana w Polskim Radiu 24 o inicjatywę Suskiego stwierdziła, że może ona być przeciwskuteczna. Wskazała, że prawne zwiększenie ilości polskiej muzyki w radiu mogłoby sprawić, że słuchacze przeniosą się na przykład na platformy streamingowe. Jak zaznaczyła, ludzie mogą nie chcieć, żeby prawo mówiło im, czego mają słuchać.