"Glapa" i basta! W PiS dworują sobie z prezesa NBP, ale Kaczyński zdecydował, że wszyscy go chcą

Jacek Gądek
Prof. Adam Glapiński na prezesa NBP i basta - prezes PiS Jarosław Kaczyński, prezydent Andrzej Duda i Solidarna Polska chcieli właśnie jego. Premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Jacek Sasin woleli kogoś innego, ale się podporządkowują.
Zobacz wideo Glapiński pozostanie prezesem NBP? Szef gabinetu prezydenta Dudy: Mam nadzieję

Gazeta.pl już tydzień temu pisała, że "Glapa" może się zjawić na posiedzeniu klubu PiS. I tak też się stało w środę wieczorem. - Glapiński urządził wykład o kondycji światowej gospodarki, sięgał nawet do danych o inflacji za czasów prof. Leszka Balcerowicza. Szkoda, że nie podawał inflacji za Józefa Cyrankiewicza - dworuje sobie jeden z posłów PiS.

Wicemarszałek Sejmu i szef klubu PiS Ryszard Terlecki i rzeczniczka partii Anita Czerwińska mówili oględnie już po spotkaniu: - Omawialiśmy sytuację ekonomiczną, wskaźniki makroekonomiczne i to, co jest związane z polityką NBP.

Pytań do prezesa NBP było niewiele, bo i wszyscy byli przekonani, że "Glapę" poprzeć trzeba, a jak ktoś by półsłówkiem kwestionował tę kandydaturę, to marnie skończy.

Więcej informacji o NBP znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Żarty żartami, a tak na serio to Adam Glapiński wychodził sobie namaszczenie przez prezydenta Andrzeja Dudę na kandydata na prezesa NBP przez kolejnych sześć lat kadencji. W Pałacu Prezydenckim można usłyszeć, że gdy prezydent tylko chciał porozmawiać, to "Glapa" zawsze się stawiał, rozmawiał i budował relację z Andrzejem Dudą, aby mieć w kieszeni też i drugą kadencję. Nie przeszkodziły temu nawet prawne wątpliwości - o których pisaliśmy tutaj - czy Glapińskiego w ogóle można wybrać po raz kolejny do zarządu NBP. Wierchuszka PiS wątpliwościami prawnymi się jednak nie przejmuje.

W forsowaniu Glapińskiego nie przeszkodziła też osobista irytacja prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który był zły na Glapińskiego, gdy w Polsce wybuchła inflacja. O erupcję inflacji "Glapę" winił zwłaszcza premier Mateusz Morawiecki, który domagał się, by Rada Polityki Pieniężnej - pod wodzą prezesa NBP - wcześniej zaczęła podnosić stopy procentowe. Kaczyński dał się jednak przekonać przez Glapińskiego, który sypie procentami jak z rękawa, że inflacja w innych krajach też staje się historycznie wysoka, więc moment podwyżek stóp był drugorzędny.

- Andrzej Duda chce Glapińskiego. Jarosław Kaczyński chce Glapińskiego. Glapiński też chce Glapińskiego - słyszymy od osoby znającej proces wyboru Glapińskiego. Glapińskiego chce też Zbigniew Ziobro, bo Glapiński jest wrogiem Morawieckiego. "Glapa" więc i basta. Nawet jeśli - co paradoksalne, będących w konflikcie - Morawiecki i Sasin "Glapy" by nie chcieli, to bez mrugnięcia okiem w głosowaniu się podporządkują.

Dla premiera jest nawet jakiś - mikry - plus z Glapińskiego w NBP. Stary prezes banku centralnego może być bowiem stałą twarzą inflacji - tu jednak zastrzeżenie: prawie wyłącznie w elektoracie, który PiS-u i tak nie popiera. Bo elektorat PiS - a ten jest dla PiS i premiera najistotniejszy - winą za galopującą inflację obarcza Władimira Putina (58 proc. wskazań), Unię Europejską (kolejnych 20 proc.), a zaledwie 11 proc. Glapińskiego. W elektoracie PiS winę PiS-u (a więc premiera) wskazało 0 (słownie: zero) proc. badanych. Ale już w elektoracie niezdecydowanym, na kogo głosować, to głównie władza PiS jest winna (IBRiS dla "Rzeczpospolitej"). Słowem: jeśli ktoś głosuje na PiS, to nie wini PiS-u, a Glapińskiego jedynie w niewielkim stopniu.

Więcej o: