Decyzja o wydaleniu polskich dyplomatów zapadła w piątek 8 kwietnia. Wtedy do rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych został wezwany Krzysztof Krajewski, ambasador RP w Moskwie, gdzie wręczono mu odpowiednie pismo.
Rosja, wydalając polskich dyplomatów, wskazała między innymi na szefa Instytutu Polskiego w Moskwie oraz pracowników placówek konsularnych w Moskwie, Kaliningradzie, Petersburgu, Smoleńsku i Irkucku. Dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie, członek Rady Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia Piotr Skwieciński w rozmowie z TVN24 opisał szczegóły opuszczenia Rosji.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Skwieciński mówił, że w przeddzień ogłoszenia decyzji o wydaleniu dyplomatów przed prawie wszystkimi bramami wyjazdowymi na terenie placówki dyplomatycznej w Moskwie "zostały wykopane rowy uniemożliwiające wyjazd". Dodał, że niezablokowana została tylko jedna brama.
"[...] na terenie placówki oprócz ambasady jest też budynek mieszkalny dla pracowników. Te dwa budynki oddziela od siebie potężny płot bez bramy. Osoby, które miały swoje samochody przed blokiem mieszkalnym nie miały możliwości przejechania po terenie ambasady i dostania się do głównej bramy" - wyjaśniał. Wyjazd części osób był niemożliwy, co zdaniem dyplomaty było celowym działaniem Rosjan.
Jak podkreślił dyplomata, celem władz rosyjskich było to, żeby jak najwięcej ludzi nie dotrzymało terminu wyjechania z Rosji.
- Wtedy byliby na terenie Rosji, łamiąc prawo, nielegalnie. Nie mogliby wychodzić z placówki. Co wtedy? Wtedy, po pierwsze, można zrobić jakąś kampanię propagandową: "jacy ci Polacy są bezczelni" - stwierdził Skwieciński. Jak dodał, konieczne byłyby "pertraktacje na szczeblu ministrów spraw zagranicznych".
Jak tłumaczył dyplomata, na ulicy przed polskim budynkiem cały czas stała polewaczka, ciężki samochód, który w każdej chwili mógł zablokować jedyną bramę wyjazdową. - W godzinach szczytu wyjechały tym ceremonialnym wyjazdem dwa duże polskie samochody. (...) Wjechały na tę ulicę, gdzie jest ta brama sprzed bloku mieszkalnego, stanęły burta w burtę, czyli zamknęły ruch całkowicie - relacjonował w rozmowie ze stacją.
Jak podkreślał, wtedy "brama się w tym momencie otworzyła", a kilkunastu pracowników przerzuciło przez ten rów coś w rodzaju mostu pontonowego, grube arkusze blachy. Dzięki temu teren ambasady mogły opuścić zablokowane (pod budynkiem mieszkalnym - przyp. red.) samochody.
W drugiej połowie marca z naszego kraju wydalono 45 rosyjskich dyplomatów, o co wnioskowała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. - Przyczyną było prowadzenie przez pracowników placówki rosyjskiej działalności niezgodnych z polskim prawem i naruszających normy konwencji genewskiej, niezgodnych ze statusem dyplomatów - uzasadnił wówczas rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Łukasz Jasina.
- Rosja prowadzi barbarzyńską wojnę przeciwko Ukrainie. My i inne państwa Zachodu jesteśmy traktowani jako kluczowy przeciwnik - mówił. Podkreślił również, że dalsze tolerowanie nielegalnej aktywności służb rosyjskich stworzyłoby zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski.