Robotnicy mieli zamalować graffiti znajdujące się na łódzkiej kamienicy przy ulicy Wschodniej 23. Zadanie okazało się dla pracowników za trudne. Pomalowali tylko część budynku. Fragmentu ściany znajdującego się tuż nad ziemią nie zamalowano przez butelki po alkoholu. Zamiast je sprzątnąć i wówczas odświeżyć ściany, pracownicy postanowili nie kłopotać się stertą śmieci i ominąć je pozostawiając dolną część ściany niepomalowaną - donosi "Dziennik Łódzki".
Co więcej, część ściany znajdująca się tuż nad ziemią jest pomalowana nierówno, ponieważ stos butelek jest nierówny.
Przeczytaj więcej informacji z Ukrainy na stronie głównej Gazeta.pl
Dziennik przypomniał, że kamienicę w ostatnim czasie poddano rewitalizacji za prawie 11 mln złotych. Remont objął m.in. odnowienie elewacji, wymianę okien oraz podłączenie budynku do centralnego ogrzewania. Wygląda na to, że rewitalizacja nie objęła sprzątania butelek.
Gazeta skontaktowała się w tej sprawie z Zarządem Lokali Miejskich. Okazuje się, że plac, na którym stoją butelki, należy do prywatnego właściciela. Jak podaje urząd, właściciel terenu jest nieuchwytny, co utrudnia zmuszenie go do posprzątania butelek. Po interwencji "Dziennika Łódzkiego" zarząd zapowiedział, jednak że ściana zostanie jeszcze raz pomalowana.
Za śmieci znajdujące się na posesji, właściciel może otrzymać mandat w wysokości 250 złotych. Jednak Leszek Wojtas z łódzkiej straży miejskiej podkreślił, że najpierw trzeba ustalić, kto zaśmiecił podwórko. Przyznał, że trudno dowieść, że "właściciel sam te butelki składuje".