Miliardy euro z KPO za pomoc uchodźcom z Ukrainy? Nazwijmy rzeczy po imieniu: obrzydliwe geszefciarstwo [ANALIZA]

Łukasz Rogojsz
Polski rząd chce wykorzystać kryzys migracyjny, związany z uciekającymi przed wojną Ukraińcami, żeby wymóc na Unii Europejskiej odblokowanie miliardów euro dla Polski w ramach Krajowego Planu Odbudowy. To kompletne pomieszanie porządków. A nawet więcej: obrzydliwe geszefciarstwo.

Polacy zadziwili świat. Na masową skalę i we wspaniałym odruchu serca ruszyli do pomocy uciekającym przed wojną Ukraińcom. Od dwóch tygodni goszczą ich w swoich domach, przewożą ich swoimi samochodami, przekazują im swoje ubrania, kupują jedzenie i potrzebne produkty, przelewają środki na specjalne zbiórki pieniędzy.

Wedle różnych szacunków, przez pierwsze dwa tygodnie wojny do Polski trafiło między 1 a 1,2 mln Ukraińców. O tym, jak gigantyczna jest to liczba niech świadczy fakt, że przed rozpoczęciem tego konfliktu w Polsce przebywała i pracowała mniej więcej taka właśnie liczba naszych wschodnich sąsiadów. Teraz jest ich drugie tyle. A na tym się nie skończy, bo z analiz organizacji humanitarnych wynika, że wskutek wojny Ukrainę opuści 4-5 mln ludzi.

Lwia część z tych 4-5 mln ucieknie w pierwszej kolejności do Polski. Stąd podejmie podróż do innych państw, które będą miejscem docelowym ich ucieczki przed okrucieństwami wojny. Jednak wielu Ukraińców w Polsce już zostanie. Nie na dzień, dwa albo tydzień, ale na miesiące albo lata. Duża część zapewne na stałe.

Zobacz wideo Jak wygląda oddolna pomoc Polaków dla uchodźców z Ukrainy?

Rząd musi wejść do gry

Wyciągając pomocną dłoń do naszych sąsiadów, Polacy stali się chwalebnym przykładem w skali świata. Przykładem tego, jak być przyzwoitym i szlachetnym, kiedy sytuacja tego wymaga. Jednak już dzisiaj wolontariusze niosący pomoc Ukraińcom alarmują, że nie może się ona opierać wyłącznie na odruchu serca setek tysięcy, a być może już nawet milionów, obywateli. Potrzebne jest tu zaangażowanie państwa na pełną skalę. Najlepiej, gdyby towarzyszyły mu działania Unii Europejskiej oraz obecność organizacji humanitarnych i pomocowych, które mają doświadczenie w działaniach na terenach objętych wojną.

Więcej o sytuacji uchodźców z Ukrainy i wojnie w tym kraju przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Wolontariusze mówią, że mimo wielkich chęci i równie dużych nakładów ze strony polskiego społeczeństwa, w ten sposób nie uda się pomóc nawet nie wszystkim, ale choćby większości przybyszów zza wschodniej granicy. 7 lutego rząd przyjął projekt ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy. W dokumencie jest wiele ważnych i potrzebnych rozwiązań - legalny pobyt na okres osiemnastu miesięcy, nadanie numeru PESEL, wyrobienie profilu zaufanego, przyznanie prawa do świadczeń społecznych, ułatwienia w zatrudnieniu Ukraińców czy wreszcie pomoc finansowa dla rodzin opiekujących się uchodźcami (40 zł dziennie przez okres dwóch miesięcy, co daje kwotę 1200 zł miesięcznie).

Rzecz w tym, że poza niezwykle potrzebnymi regulacjami prawnymi, które przygotują polskie państwo na przyjęcie gigantycznej liczby uciekających przed wojną Ukraińców, potrzebna jest też faktyczna, codzienna pomoc kadrowa, logistyczna, organizacyjna i materialna. Na granicy, na dworcach kolejowych i autobusowych, w punktach recepcyjnych. Brakuje nie tylko miejsc, w których można by przyjąć uchodźców. Brakuje również wszystkich kluczowych rzeczy, zaczynając o do jedzenia i ubrań, a na tłumaczach i wolontariuszach kończąc. I właśnie ci wolontariusze pytani o aktywność i pomoc rządu w tej chwili mówią, że tam na miejscu, gdzie dzieją się ludzkie dramaty, na razie jej nie ma.

Polacy dzisiaj zdają egzamin z solidarności, tysiące polskich rodzin udzieliło schronienia dla naszych sąsiadów zza wschodniej granicy. Dziękuję bardzo wszystkim polskim rodzinom, które to zrobiły, które spowodowały, że u nas, w Polsce, na razie póki co nie ma konieczności tworzenia wielkich obozów dla uchodźców

- stwierdził na jednej z ostatnich konferencji prasowych premier Mateusz Morawiecki.

Morawiecki o przepisie dot. bezkarności: Wielu samorządowców prosiło nas o toMorawiecki o przepisie dot. bezkarności: Wielu samorządowców prosiło nas o to

Rzecz w tym, że jakkolwiek chwalenie Polaków za ich dobroć i chęć działania jest słuszne, tak wspomniane przez szefa rządu obozy dla uchodźców już powinny powstawać. Podobnie jak wszelkiego rodzaju infrastruktura potrzebna do tego, żeby tą wyjątkową sytuacją jak najlepiej zarządzać. Absurdem ze strony rządzących byłoby liczyć, że polskie rodziny same zakwaterują i wyżywią 2-3 mln uciekających przed wojną Ukraińców. Taka sytuacja nie miała miejsca w historii świata i Polska nie będzie tu wyjątkiem od reguły. W pewnym momencie zdolność pomocy ze strony samego społeczeństwa się wyczerpie. A uchodźcy dalej będą przybywać. Państwo musi być na to gotowe i musi wziąć na siebie odpowiedzialność. Na razie gotowe do tego nie jest, a od odpowiedzialności ucieka.

Rządowy geszeft

Nie to jest nawet w tym wszystkim najgorsze. Najgorsze jest to, że kiedy pierwszy szok po wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą opadł, do gry weszła typowo cyniczna polityka. Ta, która szuka w ludzkich tragediach "politycznego złota" rodem z maili ministra Dworczyka. I tak w ostatnich dniach coraz częściej słyszymy i czytamy przedstawicieli polskiego rządu, którzy próbują naciskać na Unię Europejską, żeby za polską pomoc Ukraińcom - miejmy pełną jasność: za pomoc Polaków, a nie polskiego rządu - odblokowała Polsce fundusze z Krajowego Planu Odbudowy i anulowała kary nałożone na nasz kraj przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).

Proszę zapytać w Brukseli, myślę, że oni mają tam teraz coraz większego moralnego kaca, że to my okazujemy to serce na dłoni, że my organizujemy pomoc dla 700 tysięcy uchodźców. W KPO są żłobki, szpitale, są różne programy, które pomogłyby tym uchodźcom

- nie gryzł się w język premier Morawiecki podczas swojej wizyty w programie "Gość Wydarzeń" na antenie Polsat News.

I wy w Europie chcecie pomóc tym uchodźcom, czy macie podwójne standardy? Myślę, że oni mają w Brukseli nad czym się zastanawiać teraz

- podkreślił polityk.

Zbigniew Ziobro, Jarosław Kaczyński, 2016 r."Wcześniej nie udało się tego przemycić". PiS forsuje "wrzutkę" do specustawy

Jednak w tego rodzaju retoryce szef rządu nie jest osamotniony. Jego podwładni prezentowali ostatnio bardzo zbliżony pogląd, wiążąc polską pomoc Ukraińcom z koniecznością wypłaty przez Komisję Europejską 58,1 mld euro przypadających Polsce na mocy złożonego przez nasz rząd KPO.

Uważamy, że w sytuacji w której po pierwsze tym wyzwaniem jest sytuacja na wschodzie, naprawdę Unia Europejska nie ma dzisiaj czasu i nie powinna marnować energii na zajmowanie się sama sobą. Po drugie są potrzebne pieniądze na różne cele. Tym zasadniczym celem jest dzisiaj niesienie pomocy uchodźcom i Ukrainie w tej trudnej sytuacji

- apelował do unijnych liderów, również na antenie Polsat News, wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk. I dodał:

Nie powinno być miejsca na dyskusje czy Fundusz Odbudowy się Polsce należy, czy nie, bo te pieniądze się naszemu krajowi w oczywisty sposób należą, dlatego oczekujemy, że one będą pilnie wypłacone

Nawet ostro zazwyczaj krytyczna wobec premiera Solidarna Polska wpisuje się dzisiaj w tę retorykę obozu władzy.

KE powinna natychmiast odblokować środki, które należą się Polakom. Sytuacja ma charakter ekstraordynaryjny, a dalsze blokowanie ośmiesza tylko brukselskie elity

- napisał na Twitterze Michał Wójcik, minister w Kancelarii Premiera.

Zachowanie polityków obozu władzy budzi niesmak, bo jest jawną próbą wykorzystania wielkiego odruchu serca gigantycznej rzeszy Polaków do osiągnięcia własnych politycznych celów. Nie jest żadną tajemnicą, że wstrzymanie wypłaty środków z KPO to jeden z najpoważniejszych problemów Zjednoczonej Prawicy przed zaplanowanymi na jesień 2023 roku wyborami parlamentarnymi. Taki ruch, niestety, nie zaskakuje. Przecież dopiero co dziennikarze odkryli przecież, że do projektu ustawy o pomocy Ukraińcom rządzący wpisali gwarancję bezkarność dla urzędników za naruszenie dyscypliny finansów publicznych obejmującą... czas pandemii COVID-19. Teraz, również pod przykrywką pomocy naszym wschodnim sąsiadom, rząd chce odzyskać słusznie zablokowane przez KE pieniądze. Nazywajmy rzeczy po imieniu: to obrzydliwe geszefciarstwo uprawiane na ludzkiej traumie i dramacie bratniego narodu.

Pomylenie porządków

Na początek ustalmy fakty. Czy polski rząd stał się wspaniałym adwokatem ukraińskiej sprawy na forum Unii Europejskiej? Bez cienia wątpliwości i za to rządzącym należą się słowa uznania. Czy to do Polski trafia miażdżąca większość uciekających przed wojną Ukraińców? Jak najbardziej, tyle że ciężar niesienia im pomocy, zapewniania transportu czy znajdowania nowych, tymczasowych domów - podkreśliliśmy to już wcześniej - wzięli na siebie zwykli Polacy, a nie polski rząd. Czy fakt, że to na Polskę (a raczej znów: Polaków) spadł obowiązek zaopiekowania się Ukraińcami oznacza, że Bruksela powinna zapomnieć o wszystkich winach polskiego rządu z ostatnich sześciu lat? Absolutnie nie, bo są to sprawy ze sobą kompletnie niezwiązane i łączenie ich przez rządzących jest totalnym pomyleniem porządków.

Zjednoczona Prawica od wielu miesięcy doskonale wie, co musi zrobić, żeby miliardy euro z KPO wreszcie popłynęły do Polski. Polski rząd musi po prostu wykonać wyrok TSUE z 15 lipca 2021 roku. Nic więcej. Zakłada on nie tylko likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, ale również usunięcie z Sądu Najwyższego zasiadających w niej sędziów. Pozostałe wytyczne ze wspomnianego wyroku to cofnięcie decyzji podjętych dotychczas przez Izbę Dyscyplinarną SN oraz zlikwidowanie przepisów, które pozwalają karać polskich sędziów za odwoływanie się do prawa europejskiego oraz zadawanie pytań prejudycjalnych TSUE. Kiedy polski rząd to zrobi, dostanie należne mu z tytułu KPO środki.

Premier Mateusz Morawiecki podczas debaty w Parlamencie Europejskim"Eskalacja sporu i stawianie siebie w roli ofiary UE". Morawiecki dolał oliwy do ognia

Domaganie się od Brukseli anulowania naliczonych już i niespłaconych kar, które zasądził TSUE, ma na płaszczyźnie logicznej podobny sens, co żądanie bezwarunkowego przekazania pieniędzy z KPO. Tu także mamy do czynienia z zupełnym pomyleniem porządków. Polska została ukarana za nierespektowanie orzecznictwa najważniejszego unijnego sądu w kwestii kopalni Turów oraz wspomnianej już Izby Dyscyplinarnej SN. Jeśli Polska nie spłaci tych kar, zostaną jej one odliczone od funduszy przekazywanych na mocy wieloletnich ram finansowych UE. Tak czy inaczej, UE sobie te pieniądze odbierze. Wykorzystywanie tragedii milionów Ukraińców, żeby do tego nie doszło, jest zagraniem poniżej pasa.

Oczywiście zaraz mogą się podnieść głosy, że skoro wzięliśmy na siebie ciężar pomocy Ukraińcom, to Bruksela powinna nas jakoś wesprzeć. Tu warto omówić dwa wątki. Pierwszy dotyczy wewnątrzunijnej solidarności i relokacji uchodźców. Kiedy UE miała problem z uchodźcami z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, rząd Zjednoczonej Prawicy ani myślało odciążać innych państw unijnych i przyjmować w Polsce choćby ułamka tych uchodźców. A przecież tamci ludzie też uciekali przed wojną. Pozostaje mieć nadzieję, że nasi partnerzy z UE nie są pamiętliwi i nie uznają, że jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Dla naszego rządu to z kolei cenna lekcja, że nie tylko w życiu, ale również w polityce karma wraca.

Druga sprawa dotyczy finansowania. Oczywistym jest, że Polska powinna otrzymać z UE fundusze umożliwiające stosowną pomoc Ukraińcom. Nie są to jednak ani fundusze z KPO, ani z kar zasądzonych Polsce przez TSUE. Bruksela już pracuje nad specjalnym funduszem celowym, który - wedle informacji korespondentki RMF FM - miałby na starcie opiewać na 500 mln euro do podziału na wszystkie kraje przyjmujące uciekinierów z Ukrainy. Środki zostałyby rozdysponowane proporcjonalnie do liczby przyjętych osób, więc Polska otrzymałaby ich zdecydowanie najwięcej. Nie jest to jeszcze informacja potwierdzona, więc i sposób przyznawania środków, i wielkość samego funduszu mogą ulec zmianie.

Bezspornym faktem jest jednak to, że UE już myśli o koniecznych rozwiązaniach. I nie ma wśród nich odpuszczania państwom, które w ostatnich latach ostentacyjnie deptały unijne wartości i unijne prawo. Gdyby polski rząd rzeczywiście miał głowę na karku i odrobinę instynktu samozachowawczego, wykorzystałby obecną sytuację do zrealizowania wyroku TSUE i odzyskania dziesiątek miliardów euro z KPO, co rządowa propaganda mogłaby później przedstawiać jako wielki sukces premiera Morawieckiego i docenienie Polski w Brukseli. Ale, jak napisałem, do tego trzeba by mieć głowę na karku i odrobinę instynktu samozachowawczego.

Więcej o: