W świecie "braci Kremlowskich". "Sieci" opublikowało wywiad z ambasadorem Rosji. Kłamstwo na kłamstwie kłamstwem pogania [ANALIZA]

Łukasz Rogojsz
Podczas gdy Ukraińcy każdego dnia walczą o życie i wolność, a polski rząd robi, co w jego mocy, żeby im pomóc, sympatyzujący z obozem władzy tygodnik "Sieci" na swoich łamach publikuje wywiad z ambasadorem Rosji w Polsce Siergiejem Andriejewem. Wywiad, w którym rosyjski dyplomata kłamie o sytuacji Ukrainy dosłownie na każdym kroku, w większości przypadków zupełnie nieniepokojony przez autorów rozmowy.

To nie miało prawa się wydarzyć. Nie miało prawa się wydarzyć na wielu poziomach: dziennikarskim, geopolitycznym, informacyjnym, moralnym. W najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci" możemy przeczytać obszerny, liczący jedenaście stron, wywiad z ambasadorem Rosji w Polsce Siergiejem Andriejewem.

Tłumaczenie głupiego

Rozmowę zatytułowano "Rosjo, dlaczego to robisz?", ale niech nikogo to nie zmyli. O inwazji Rosji na Ukrainę nie ma w materiale ani słowa, ponieważ... wywiad przeprowadzono jeszcze przed atakiem Kremla na - jak w swoich wystąpieniach zwykł ostatnio mawiać Władimir Putin - bratni naród ukraiński. Autorzy wywiadu poprzedzili go wstępem odredakcyjnym, w którym dowiadujemy się o okolicznościach przeprowadzenia rozmowy i motywacji stojącej za jej publikacją w samym środku rosyjsko-ukraińskiej wojny.

Zobacz wideo Prezydent Ukrainy apeluje o przyjęcie jego kraju do Unii Europejskiej

Bracia Jacek i Michał Karnowscy, autorzy rozmowy, zaznaczają, że "wahali się", czy rozmawiać z rosyjskim dyplomatą, kiedy przez pośrednika (sic!) otrzymali propozycję wywiadu (to bardzo ciekawy wątek, ale o nim za chwilę). Zdecydowali się jednak, chociaż - jak podkreślają - "zarzuty, które padną przy tej okazji, są oczywiste i łatwe do przewidzenia". Zapewniają, że na ich decyzję kluczowy wpływ miało to, że mimo okoliczności należy "twardo i bezkompromisowo" zapytać ambasadora „o te kwestie, które są dla polskiej opinii publicznej ważne".

Autorzy sami przyznają, że rozmowę z Andriejewem przeprowadzili we wtorek 22 lutego, a więc dwa dni przed rosyjską inwazją na Ukrainę. "Znowu stanęliśmy przed dylematem" - zwierzają się swoim czytelnikom bracia Karnowscy, których po publikacji wywiadu w internecie złośliwie przechrzczono na "braci Kremlowskich". I dodają:

Uznaliśmy jednak, że zapis tej rozmowy jest ważnym dokumentem, pozwala Polakom lepiej wejrzeć w rosyjski sposób myślenia i działania, przedstawiony przez dyplomatę wysokiej rangi, i zastanowić się, w jaki sposób odpowiedzieć na stojące przed nami wyzwania

Więcej o wojnie na Ukrainie i pomocy, której potrzebują Ukraińcy przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Następnie bracia Karnowscy piszą o wspomnianych wyzwaniach, autoryzacji wywiadu przez ambasadora i kolejnym dylemacie dotyczącym publikacji (to już trzecia wzmianka w samym wstępie, aż dziw, że wywiad jednak się ukazał). Absolutnie najlepsze zostawiają jednak na koniec. Mając świadomość, że ich rozmówca od pierwszego do ostatniego zdania wywiadu łgał im w żywe oczy na każdy z poruszonych tematów, autorzy piszą:

Zdajemy sobie sprawę, że wiele poruszonych przez naszego rozmówcę faktów mija się z prawdą, a sporo jest ocen wymaga riposty. Staraliśmy się reagować już w trakcie rozmowy, choć wtedy było to możliwe, co zrozumiałe, tylko w ograniczonym zakresie

Te dwa ostatnie zdania są w zasadzie kwintesencją tego, dlaczego ten wywiad nigdy nie powinien był ujrzeć światła dziennego. A już z całą pewnością w formie, w jakiej go opublikowano. Bracia Karnowscy omówionym powyżej wstępem starają się wyprzedzająco rozbroić (w pełni zasłużoną) krytykę, która spadła na nich po niniejszej publikacji i stonować oburzenie (również w pełni zasłużone), że coś takiego mogło pojawić się na łamach polskiego tygodnika w środku rozpętanej przez Rosję wojny przeciwko Ukrainie. Tak naprawdę dowodzą tylko jednego: wiedzieli, albo przynajmniej przeczuwali, że ten wywiad jest ze wszech miar zły warsztatowo, szkodliwy dla polskiej i ukraińskiej racji stanu, a przede wszystkim potwornie zakłamany, a mimo tego zdecydowali się dać go do druku.

Ciężki ostrzał Charkowa Gen. Bieniek o ataku rakietowym na Charków: wstrząsające barbarzyństwo

Kłamstwo na kłamstwie

Jak zaznaczyłem na początku, wywiad jest najeżony bezczelnymi kłamstwami, manipulacjami i zręczną kremlowską propagandą. W każdej odpowiedzi, na każdy temat. Jest tego tak dużo, że nie będę tego tutaj rozkładać na czynniki pierwsze. Poniżej kilka przykładów dotyczących wyłącznie wojny w Ukrainie i stosunków rosyjsko-ukraińskich.

O sytuacji międzynarodowej Ukrainy: „Ukraina staje się bazą do prowadzenia działań przeciw mojemu krajowi"

O obecnej ukraińskiej władzy: „(...) nie reprezentuje ona rzeczywistych interesów i woli narodu ukraińskiego" oraz „(...) ta władza nie reprezentuje narodu ukraińskiego, nie odpowiada jego rzeczywistym interesom" oraz

O demokratyczności rosyjskiego systemu władzy: „Na tle tego politycznego burdelu, który nie kończy się przez wiele lat na Ukrainie, skuteczność naszego systemu politycznego wydaje się tym bardziej oczywista"

O oczekiwaniach wobec przyszłości Ukrainy: „Chcielibyśmy, żeby Ukraina była państwem pokojowym, kwitnącym gospodarczo, kulturowo i w dobrych relacjach z Rosją"

O złych relacjach rosyjsko-ukraińskich: „Naszym zdaniem porozumienie między naszymi narodami jest absolutnie możliwe i wiemy, że większość narodu ukraińskiego tego chce. Oni wiedzą, że przyczyną tego, co dziś się dzieje w stosunkach między Ukrainą i Rosją, jest wadliwa polityka władz ukraińskich. Tak być nie powinno"

O wydarzeniach ostatnich ośmiu lat w Ukrainie: „Nikt nie gwarantował Ukrainie uznania wyników zamachu stanu. Nikt nie dawał jej nielegalnym władzom, a takie były po zamachu stanu z 2014 roku i przed wyborami prezydenckimi, prawa do uciskania części ludności kraju. Nikt nie gwarantował poparcia działań nielegalnej władzy przeciwko części ludności, która nie uznawała tego zamachu stanu"

O wykorzystywaniu przez Rosję energetyki do nacisków politycznych: „Rosja wszystkich umów dotrzymuje. I nie jest prawdą, że wykorzystuje energię do szantażu politycznego, jesteśmy przecież w takiej samej zależności od tych transakcji jak odbiorcy gazu"

Poranna Rozmowa Gazeta.pl Poczynok: Putin się przeliczył. Ukraina z orężem w ręku zaciekle broni swoich ziem

To tylko próbka, w wywiadzie opublikowanym na łamach "Sieci" jest tego znacznie, znacznie więcej. Ale to materiał na zupełnie inny artykuł - rzetelny i obszerny fact-checkingowy tekst, skutecznie dekonstruujący kreowaną przez Andriejewa alternatywną rzeczywistość geopolityczno-historyczną.

Tego fact-checkingu i odpierania kłamstw ambasadora zabrakło ze strony prowadzących rozmowę. Rzecz w tym, że nie mogło tego nie zabraknąć, skoro indagowany dyplomata wyrzucał z siebie kłamstwa z częstotliwością karabinu maszynowego. Rzetelne wyprostowanie choćby dwóch albo trzech jego odpowiedzi zajęłoby tyle miejsca, co cały feralny wywiad.

Cztery raz błąd

Przejdźmy do clou całej sprawy, a więc szkodliwości tego materiału i powodów, dla których nigdy nie powinien ukazać się w formie, w której się ukazał. Należy to rozpatrywać na czterech płaszczyznach: dziennikarskiej, geopolitycznej, informacyjnej i moralnej.

Na płaszczyźnie dziennikarskiej zastanawiające jest już to, że z propozycją wywiadu do redakcji zwrócił się człowiek ambasadora Andriejewa (bracia Karnowscy nazywają go "pośrednikiem"). Już to powinno dać jasno do myślenia, że rosyjski dyplomata widzi tu swój interes i chce coś ugrać. Ale idźmy dalej. Niezwykle wątpliwe jest już samo publikowanie wywiadu z dyplomatą Rosji po dokonaniu przez jego kraj inwazji na Ukrainę. Jednak publikowanie takiej rozmowy, która została przeprowadzona jeszcze przed inwazją, to już czyste kuriozum. W ciągu tych kilku dni nie tylko faktografia, ale całą rzeczywistość geopolityczna na świecie zmieniła się o 180 stopni. W wywiadzie nie zostało to ujęte, bo i nie mogło zostać ujęte. Należało zatem albo umówić się z rozmówcą na "aktualizację" wywiadu, albo "zaktualizować" go w toku autoryzacji, albo zrezygnować z publikacji. W ostateczności, chociaż to i tak rozwiązanie dalece nieidealne, należało poświęcić w tym samym numerze osobny tekst, w którym wyprostowano by wszystkie kłamstwa i manipulacje Andriejewa. Rzecz w tym, że aby zrobić to merytorycznie i kompleksowo, należałoby temu chyba poświęcić wydanie specjalne tygodnika.

Niezwykłą naiwnością było również założenie autorów, że uda się wyprostować chociaż część z wypowiedzianych przez rozmówcę kłamstw. Andriejew to stary wyga, który na dyplomacji zjadł zęby. Kształcił się w słynnym Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych (MGIMO MSZ FR), zwanym też kuźnią rosyjskich dyplomatów. Jeśli więc ktoś taki sam przychodzi do ciebie z propozycją wywiadu, to musisz przeczuwać podstęp i być przygotowanym na 120 proc. W tym kontekście nie dziwi, że bracia Karnowscy jakikolwiek odpór wygłaszanym przez ambasadora tezom dali jedynie w kwestii Smoleńska, rosyjskich cmentarzy i pomników w Polsce czy polityki Lecha Kaczyńskiego wobec Rosji. Na odcinku ukraińskim, zwłaszcza relacji rosyjsko-ukraińskich, zostali zmieceni przez tsunami kłamstw, manipulacji i propagandy Andriejewa.

Charles Michel - przewodniczący Rady Europejskiej. Ukraina członkiem UE? Wkrótce debata. "Unia ma bardzo silne związki z Ukrainą"

Na płaszczyźnie geopolitycznej publikacja tego typu rozmowy w tak newralgicznym momencie uderza w polską rację stanu. Polski rząd od tygodnia podejmuje niezwykle intensywne wysiłki na rzecz pomocy Ukrainie i jej obywatelom, zorganizowania jak największego wsparcia dla naszych sąsiadów w Unii Europejskiej, tymczasem inkasujący horrendalne kwoty ze spółek skarbu państwa (sic!) tygodnik użycza swoich łamów - nazywajmy rzeczy po imieniu - rosyjskiemu propagandyście i nie są w stanie skutecznie przeciwstawić się kreowaniu przez niego zupełnie alternatywnej rzeczywistości, która jest w jawnym konflikcie z interesami państwa polskiego.

Na płaszczyźnie informacyjnej publikacja tego wywiadu wiąże się z trzema niezwykle negatywnymi skutkami. Po pierwsze, wystawia polskich czytelników na działanie rosyjskiej propagandy, nie dając im niezbędnych narzędzi do jej demaskacji i odparcia. Autorzy nie są też w stanie sprostować ani wszystkich, ani nawet większości kłamstw swojego rozmówcy, przez co czytelnicy mogą uznać, że taki jest faktyczny stan rzeczy. W czasach, gdy ludzie masowo czerpią informacje z memów, mediów społecznościowych czy od przypadkowych influencerów, jest to potężne ryzyko. Po drugie, użyczając łamów najpoczytniejszego prawicowego tygodnika, redakcja niejako autoryzuje w debacie publicznej stanowisko zaprezentowane przez Andriejewa. Stanowisko rażąco sprzeczne z polską racją stanu, zwłaszcza w czasie, gdy na Ukrainie trwa wywołana przez Rosję wojna. Po trzecie, jest to wpisywanie się w strategię (dez)informacyjną Rosji, której zależy na odwracaniu pojęć, przekłamywaniu faktów historycznych oraz spychaniu politycznej i moralnej odpowiedzialności Kremla na Ukrainę i Zachód.

Wreszcie na płaszczyźnie moralnej jest to nóż wbity w plecy milionom Ukraińców, którzy drżą dzisiaj o swoje życie, wolność, dobytek i którzy potrzebują wszelkich gestów solidarności. To również nóż wbity w plecy setkom tysięcy Ukraińców, którzy uciekli już z Ukrainy i zostali przyjęci na Zachodzie. Podczas gdy Polacy oraz polski rząd robią, co mogą, żeby Ukrainie pomóc, a kłamstwa, zepsucie i zło Kremla demaskować na każdym kroku, redakcja "Sieci" dokonuje akcji wcale nie tak małego sabotażu.

Michał Karnowski, jeden z autorów wywiadu, tłumaczy na łamach serwisu wPolityce.pl, że "wcześniej w tym samym numerze naszego tygodnika czytelnicy znajdą kilkadziesiąt stron pokazujących brutalność i agresję rosyjską. Zarzut iż ktokolwiek może być tym dokumentem czasu zmanipulowany, jest absurdalny". Karnowski pisze dalej:

Opublikowaliśmy zapis rosyjskiej pychy i rosyjskiego kłamstwa. I od razu tak to nazwaliśmy. To ważny dokument, Polacy muszą to wiedzieć, bo są tam ważne także dla nas wątki. Reszta jest propagandą i manipulacją lub cyniczną grą konkurencji

Jak zawsze, najlepszą obroną jest atak połączony z próbą zrzucenia z siebie wszelkiej winy i odpowiedzialności. Winna - a jakże! - jest złowroga konkurencja. Jednak nawet czytelnicy "Sieci" i wPolityce.pl widzą, że to nie konkurencja użyczyła łamów rosyjskiemu ambasadorowi, który w retorycznym starciu ograł swoich rozmówców i puścił w świat kremlowski przekaz. Tego żadne tłumaczenie redakcji "Sieci" i żadna odredakcyjna notka nie zmienią.

Więcej o: