Grzegorz Braun, po oburzającej wypowiedzi we wrześniu zeszłego roku, został wykluczony z dalszych obrad Sejmu. Sprawą zajęły się sejmowa komisja etyki i prokuratura, do której zwrócili się minister zdrowia Adam Niedzielski i marszałkini Sejmu Elżbieta Witek. Poseł Konfederacji dostał karę finansową - na sześć miesięcy obniżono jego uposażenie o 50 proc. i odebrano mu 100 proc. diety poselskiej.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła jednak śledztwo ws. słów Grzegorza Brauna. W postanowieniu z 31 grudnia 2021 r. stwierdziła "brak znamion czynu zabronionego". Oburzenie tą decyzją wyraził rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz, nazwał ją "skandaliczną". Stwierdził, że prokuratorskie uzasadnienie "wydaje się usprawiedliwiać ten czyn, a nie go piętnować i penalizować". Zapowiedział, że resort zaskarży umorzenie.
Więcej wiadomości o polityce znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Jak podała we poniedziałek (14 lutego) "Rzeczpospolita", sąd oceni słuszność decyzji prokuratury. Dziennik podkreślił, że prokuratura w toku postępowania nie przesłuchała Brauna. - Wygląda to tak, jakby prokurator prowadząca sprawę zostawiła sobie furtkę do przyszłych zarzutów w tej sprawie dla Brauna - ocenił znany prawnik, były prokurator, który poprosił dziennik o anonimowość.
Gazeta zwróciła uwagę, że miesiąc po umorzeniu śledztwa pięciu posłów Konfederacji - w tym Grzegorz Braun - zagłosowało za kandydaturą prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego na sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Dzięki ich poparciu Sejm przegłosował tę kandydaturę - Święczkowski, który według spekulacji komentatorów, ma w przyszłości przejąć stanowisko Julii Przyłębskiej, czeka na podpis prezydenta.
Rozmówcy "Rz" sugerują, że "praktycznie pewnym jest", iż kiedy po zażaleniu złożonym przez Niedzielskiego sąd nakaże prokuraturze wszczęcie i prowadzenie postępowania ws. wypowiedzi Brauna, to będzie mogła to zrobić bez prawnych przeszkód. Umożliwi to właśnie wcześniejsze nieprzesłuchanie Brauna. Prokuratura nie mogłaby bowiem przesłuchać posła Konfederacji najpierw jako świadka, a potem jako podejrzanego - wyjaśnia dziennik.