Barbara Dziuk w rozmowie w Polsat News opowiadała o swoim pobycie w szpitalu covidowym i ciężkim przebiegu zakażenia koronawirusem. Polityczka Prawa i Sprawiedliwości, która niemal rok temu ciężko przebyła COVID-19, mówiła o pacjentach, którzy umierali na jej oczach.
Barbara Dziuk zakaziła się koronawirusem w 2021 roku przed Wielkanocą i na trzy tygodnie przed planowanym przyjęciem szczepionki na COVID-19. Posłanka przyznała, że to poseł PiS, który ciężko przeszedł koronawirusa - Jerzy Polaczek, poradził jej wizytę w szpitalu.
- Zaczęła spadać mi saturacja. Kiedy leżałam w domu, w łóżku, już podczas mocnych objawów, SMS-a wysłał mi Jerzy Polaczek, żebym nie czekała, tylko udała się do szpitala - opisała w programie. Polityczka przypomniała, że w tamtym czasie szpitale były "oblężone" przez falę zakażeń.
- Znalazłam miejsce w małym szpitalu powiatowym, gdzie otrzymałam niezbędną opiekę, dostałam osocze. Tam zaczął się dramat. Zaczęły mi wysiadać po kolei nerki, poszczególne organy. Nie umiałam sobie z tym poradzić - mówiła posłanka. Z powodu pogarszającego się stanu, polityczka została przeniesiona do szpitala specjalistycznego.
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
- Na korytarzach widziałam ludzi, którzy umierali. To uświadomiło mi, że też mogę znaleźć się w tej grupie - wspominała i dodała, że wśród nich byli młodzi ludzie, "którzy poddali się, nie walczyli". A inni pacjenci, jak przyznała, odgrywali w tym czasie znaczną rolę. - Nawzajem dodawaliśmy sobie siły, obserwowaliśmy monitory. Najgorsze było to, że nie widzieliśmy własnego monitora. Na własne oczy zobaczyłam, jak u innej osoby ten monitor zrobił się cichy. Ten moment jest bardzo trudny dla każdego, bo w tym czasie zastanowiłam się, że być może następny zgaśnie mój monitor - wspominała polityczka.
Barbara Dziuk dodała, że leżała też na OIOM-ie, gdzie wszyscy pacjenci byli zdani na wolontariuszy, pielęgniarki i lekarzy. W takim stanie posłanka była przez dwa tygodnie. Później pracował z nią rehabilitant, który pomagał przywrócić jej czynności ruchowe. Polityczka dodała, że kluczowa była dla niej też sfera duchowa i obecność księdza. - Wiara w to, że jestem tylko małym ogniwem, które może się jeszcze przydać w tym życiu dla kogoś - jestem matką, żoną, babcią - te myśli powodowały, że była mobilizacja - powiedziała, a następnie podkreśliła, że bez wsparcia medyków to wszystko by się nie udało.
- Na oddziale covidowym nie ma znaczenia, kim się jest i jaką funkcję się pełni. Lekarze i pielęgniarki o każdego człowieka walczyli. Nie raz widziałam łzy w oczach, jak medykom nie udało się uratować człowieka. To były ich dramaty. Apelowałabym, żeby ci wszyscy niedowiarkowie jeden dzień przepracowali na oddziale covidowym - mówiła posłanka odnosząc się do ruchów antyszczepionkowych w Polsce.