- Ścisłe kierownictwo przyjęło decyzję ministra Tadeusza Kościńskiego o rezygnacji. Jest to podyktowane oczywiście tym, że pan minister przyjmuje na siebie odpowiedzialność polityczną za pewne niedociągnięcia jakie miały miejsce przy wdrażaniu nowych zasad podatkowych związanych z Polskim Ładem - przekazała rzeczniczka PiS Anita Czerwińska.
Jeśli faktycznie Kościński podjął decyzję o swojej dymisji (mogła zostać podjęta bez niego, historia zna takie przypadki), powinien był zwrócić się z takim wnioskiem do premiera, a ten - do prezydenta. A nie, jak to się wydarzyło w tym przypadku, do "ścisłego kierownictwa PiS".
Kilkanaście minut po tym, jak informację przekazała Czerwińska, rzecznik rządu podał na Twitterze, że premier także otrzymał rezygnację Kościńskiego. Jaka jest więc formalna droga powoływania i odwoływania członków rządu? Może należałoby to usystematyzować, zapisać w ustawie? Albo w najgorszym wypadku przenieść tabliczkę z napisem "Kancelaria Prezesa Rady Ministrów" na budynek siedziby PiS?
W siódmym roku rządów PiS nikogo chyba bowiem nie dziwi, że najważniejsze decyzje podejmowane są nie w Kancelarii Premiera, a w siedzibie partii przy ul. Nowogrodzkiej. Ale dotychczas zachowywano chociaż pozory.
Dymisja Kościńskiego wydawała się przesądzona co najmniej od kilku dni. Wiadomo było również, że kierownictwo PiS zbiera się w poniedziałek na Nowogrodzkiej, by tam zdecydować o losach ministra finansów, a także - według nieoficjalnych informacji - ministra zdrowia. Ten ostatni na razie się uchował, choć trudno powiedzieć, czy jest z tego zadowolony. Kościński natomiast miał wziąć na siebie wszystkie wpadki Polskiego Ładu i zamknąć temat odpowiedzialności politycznej za nieudaną rewolucję podatkową.
Okoliczności ogłoszenia rezygnacji Kościńskiego można zresztą odbierać jako symboliczne. Informację o jego odwołaniu rzeczniczka partii przekazała dziennikarzom, stojąc na tle blaszanego płotu, szlabanu i smętnej folii ostrzegawczej, przeciągniętej przez obskurne podwórko przed siedzibą PiS. Ot, polski ład.