W piątek RMF FM poinformowało nieoficjalnie, że specjaliści z Najwyżej Izby Kontroli, a także eksperci sprawdzili dane oraz numery IP i okazało się, że przez dwa lata było co najmniej sześć tysięcy ataków na telefony, laptopy, tablety i serwery pracowników NIK. Systemem Pegasus zainfekowano łącznie ok. 500 urządzeń - wynika z informacji rozgłośni. Gazeta.pl w swoich źródłach w NIK potwierdziła, że tamtejszy zespół ds. cyberbezpieczeństwa faktycznie wykrył ataki szpiegujące na bezprecedensową skalę.
Podczas konferencji NIK głos zabrał chcący zachować anonimowość ekspert zewnętrzny. - Wiele osób uważa, że potrzeba tyle licencji, ile osób było inwigilowanych. Jest jednak inaczej. Licencja nie ogranicza sumarycznej liczby zaatakowanych urządzeń, a jednoczesne inwigilowanie danej liczby urządzeń - powiedział. - Licencji Pegasusa nie powinniśmy postrzegać jako naboi, czegoś, co może strzelić raz. Lepszym porównaniem jest kij baseballowy, którym możemy atakować kolejną osobę, jak tylko skończymy z poprzednią ofiarą - dodał. Jak zaznaczył, działania oprogramowania szpiegującego nie są niewidzialne i pozostawiają po sobie ślady, nie tylko na urządzeniu, które zostało zainfekowane.
- W przypadku podejrzanych o infekcję Pegasusem urządzeń będą one wysyłane do niezależnych ekspertów Citizen Lab - podkreślił.
Głos ws. doniesień nt. inwigilacji zabrał również kierownik Działu Bezpieczeństwa NIK, który poinformował o 7 tys. próbach ataków. - Obecnie nie jesteśmy w stanie wykluczyć, że był to atak Pegasusem - powiedział. Jak dodał, są podejrzenia, że "zainfekowano trzy urządzenia osób z najbliższego otoczenia prezesa NIK Mariana Banasia". - Jednym z tych urządzeń jest telefon doradcy społecznego Jakuba Banasia, telefon ten zostanie przekazany do Citizen Lab - poinformował.
- Na chwilę obecną nie można wykluczyć żadnego scenariusza. Zebrane dane wskazują na anomalie, dla których hipotezą roboczą jest użycie tego typu oprogramowania [jak Pegasus - red.] - powiedział anonimowy ekspert NIK. Na wiele pytań dziennikarzy ze strony urzędników padła ta sama odpowiedź: - Na obecnym etapie nie możemy udzielać szczegółowych informacji.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Do sprawy odniosła się w Porannej rozmowie Gazeta.pl Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. - Jeżeli te doniesienia się potwierdzą, to będziemy mieli do czynienia z aferą na niespotykaną dotąd skalę, atakiem na jedną z najważniejszych instytucji państwa. NIK to instytucja, której podstawowym zadaniem jest kontrola i patrzenie na ręce władzy - powiedziała posłanka. - Jeżeli okaże się, że ci kontrolerzy byli inwigilowani, to jest to działanie wrogie państwu polskiemu - dodała.
- Nie jest tajemnicą, że trwa walka między ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą a szefem NIK Marianem Banasiem. I to jest niezwykle niebezpieczna sytuacja, dlatego że NIK, bez względu na to, kto stoi na jej czele, musi być niezależna od władzy, nie może się władzy bać. [...] To władza ma się bać nadużyć, które NIK ma ujawniać - zaznaczył.
- Jeśli ta inwigilacja to sprawka służb innego państwa, to jest to kompromitacja polskich służb, bo oznacza to, że nie ochroniły NIK przed takimi atakami. Tak czy inaczej, jest to sprawa, która wymaga dogłębnego wyjaśnienia - dodała w Porannej Rozmowie Gazeta.pl.