W piątek RMF FM poinformowało nieoficjalnie, że specjaliści z Najwyżej Izby Kontroli, a także eksperci sprawdzili dane oraz numery IP i okazało się, że przez dwa lata było co najmniej sześć tysięcy ataków na telefony, laptopy, tablety i serwery pracowników NIK. Systemem Pegasus zainfekowano łącznie ok. 500 urządzeń - wynika z informacji rozgłośni. Gazeta.pl w swoich źródłach w NIK potwierdziła, że tamtejszy zespół ds. cyberbezpieczeństwa faktycznie wykrył ataki szpiegujące na bezprecedensową skalę. "Jeżeli służby państwa PiS inwigilowały służbowe telefony kontrolerów państwowych prowadzących kluczowe kontrole nad wyborami kopertowymi i Funduszem Sprawiedliwości, to jest to największa afera ostatnich trzech dekad. Jeśli informacja się potwierdzi, powinna jednego dnia zmieść ten rząd!" - skomentował na Twitterze poseł Michał Szczerba.
- Obecnie nie znamy szczegółów co do tej informacji, a zatem nie wiadomo, jak ją ocenić, włącznie z prawdopodobieństwem jej trafności. Na pierwszy rzut oka rzuca się ta liczba "500 urządzeń". To by było bardzo dużo, duża operacja. Wręcz bezprecedensowe użycie Pegasusa i to w skali świata - stwierdził w rozmowie z next.gazeta.pl dr Łukasz Olejnik, niezależny badacz i konsultant cyberbezpieczeństwa. - Dlatego wymagałoby dowodów lub czegoś, co je uprawdopodobni. Ale my nie wiemy, o co chodzi. Czy o użycie Pegasusa we wszystkich przypadkach, czy może o coś innego? - powiedział.
"Dlaczego głównym podejrzanym o wspomniany atak na NIK jest polski rząd i służby specjalne? Powody są dwa. Po pierwsze, ujawniona pod koniec ubiegłego roku afera Pegasusa pokazuje, że rządzący bez żadnych skrupułów sięgali po izraelskie oprogramowanie szpiegujące, żeby inwigilować swoich przeciwników politycznych. [...] Drugim powodem, który każe poważnie brać pod uwagę, że za atakami na NIK stoi rząd i służby specjalne, są terminy ich nasilenia" - pisał z kolei Łukasz Rogojsz z Gazeta.pl. Chodzi o dwie kontrole - ws. wyborów kopertowych oraz Funduszu Sprawiedliwości.
Raport w tej sprawie ma zostać przedstawiony w poniedziałek o 13:00 podczas konferencji prasowej NIK.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Jeszcze w styczniu, podczas wysłuchania przed senacką komisją ds. Pegasusa, Marian Banaś mówił o możliwej inwigilacji. - Uważam, że padłem ofiarą nielegalnej inwigilacji. Po raz pierwszy taka sytuacja miała miejsce w 2017 roku, kiedy podczas remontu mieszkania służby Krajowej Administracji Skarbowej zauważyły, że znajdują się tam kable, które służą do ewentualnego podsłuchu mojego mieszkania - powiedział.
- Drugi incydent miał miejsce w 2018 roku, kiedy to podjęto próbę włamania się do mojego prywatnego telefonu, by przejąć z niego wszystkie treści. Oczywiście ten telefon został całkowicie zniszczony, a moi informatycy z KAS stwierdzili w sposób jednoznaczny, że była to próba włamania się do mojego telefonu przez służby specjalne - dodał prezes NIK.
W grudniu agencja AP, powołując się na ustalenia grupy Citizen Lab działającej przy Uniwersytecie w Toronto, podała, że za pomocą oprogramowania inwigilowany był senator KO Krzysztof Brejza, adwokat Roman Giertych i prokurator Ewa Wrzosek.
W styczniu z kolei Citizen Lab poinformowała, że podsłuchiwani byli także lider Agrounii Michał Kołodziejczak i dziennikarz Tomasz Szwejgiert, zastępca redaktora naczelnego portalu Służby Specjalne, współautor książki o szefie MSWiA i koordynatorze służb specjalnych Mariuszu Kamińskim. Kanadyjska grupa nie była w stanie wskazać, kto dokładnie stoi za inwigilacją. Podkreślono jednak, że jedynymi klientami izraelskiej firmy NSO Group, która opracowała Pegasusa, są w naszym kraju rządowe agencje.