16 grudnia do Mińska udała się delegacja Najwyższej Izby Kontroli, aby spotkać się z przedstawicielami białoruskiego Najwyższego Organu Kontroli ws. Puszczy Białowieskiej. Celem, jak pisał Marian Banaś, było powołanie "roboczego zespołu kontrolerów do przeprowadzenia kontroli równoległej w Puszczy Białowieskiej z udziałem przedstawicieli Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kontroli UNESCO".
Rzecznik NIK przekazał wówczas, że mimo kryzysu na linii Polska-Białoruś, wizyta "odbywa się w ramach standardowej współpracy międzynarodowej". W wyjeździe wziął udział Jakub Banaś, syn i doradca społeczny szefa NIK.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl
Jednak służby uważają, że delegacja ta była przykrywką dla innych działań. "Wydaje się, że kontrola, o której mówią oficjalnie przedstawiciele NIK, była jedynie fasadowym powodem tej podróży. W sytuacji trwających działań strony białoruskiej przeciwko Polsce takie kontakty budzą zdumienie" - przekazał "Rzeczpospolitej" Stanisław Żaryn. Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego podkreślił, że sprawa wizyty delegacji NIK na Białorusi budzi szereg dodatkowych wątpliwości. "Tej wizycie przewodził faktycznie Jakub Banaś. Wątpliwe są podawane publicznie podstawy do organizowania tej wizyty" - podkreślił.
Jak podaje "Rzeczpospolita", powołując się na swoje źródła, "służby sprawdzają, czy wyjazd ma związek z 'biznesami' Banasia juniora". Jedna z jego firm miała bowiem prowadzić, wykorzystując stare kontakty ojca, interesy ze stroną białoruską. "Banaś senior ma posiadać znajomego ze służb białoruskich w randze generała, który odpowiada za tamtejszą administrację skarbową. Może to być znajomość z czasów pracy w Ministerstwie Finansów" - mówi jeden z rozmówców "Rz"
Jakub Banaś nie odpowiedział na pytania gazety.