Prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie afery hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości, prowadzi również drugie śledztwo - ustalili dziennikarze "Czarno na białym". Dotyczy ono domniemanego pomówienia sędziów popierających zmiany wprowadzone przez PiS w sądach oraz domniemanego znieważenia wybranej przez polityków nowej Krajowej Rady Sądownictwa. W rozmowie z portalem nowe informacje w sprawie przekazał sędzia Arkadiusz Cichocki, były prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach.
To jeden z bohaterów tzw. afery hejterskiej, którą ujawnił Onet w 2019 roku. Na jaw wyszło wówczas, że sędziowie mieli założyć grupę "Kasta" na komunikatorze WhatsApp, gdzie wymieniali się pomysłami na niszczenie sędziów krytykujących zmiany w sądownictwie. Wszyscy zaprzeczali, że mieli coś wspólnego z aferą hejterską. Wiceministrem sprawiedliwości, który - według ustaleń Onetu - miał wiedzieć o procederze, a nawet nim sterować, był Łukasz Piebiak. Podał się do dymisji, a obecnie kandyduje do Krajowej Rady Sądownictwa.
- Afera hejterska miała miejsce. Ona jest faktem - mówi Cichocki w rozmowie z reporterką "Czarno na białym". Przyznaje także, że wyszukiwał informacje na temat sędzi Moniki Frąckowiak, która przeciwstawia się upolitycznieniu sądów, i wobec której teraz toczy się postępowanie dyscyplinarne. - Zbierałem je zarówno sam, jak i potwierdzam, że byłem o nią pytany - dodał.
Sędzia nie ujawnił jednak, komu miał przekazać informacje, ani na czyje zlecenie ich szukał. - Zostałem poproszony, czy wiem coś na temat tej pani (...) wtedy sprawdziłem, albo wykorzystałem informacje, które miałem wcześniej, gdzie ta pani pracuje, co wynika z jej oświadczenia majątkowego, jaka jest opinia na jej temat - dodaje.
Cichocki przyznał również, że pozwolił sobie na niestosowny i "grubiański żart" wobec byłej pierwszej prezes Sądu Najwyższego, Małgorzaty Gersdorf. Dodał, że żałuje swoich słów. - To był żart grubiański, zupełnie pozbawiony sensu. Nigdy nie było moimi zamiarem obrażanie pani profesor- mówił.
Zapytany o kontakty z internetową hejterka - Emilią Sz., znaną z wiadomości jako "Mała Emi", ujawnił, że ich relacje były bliskie. - Nigdy nie płaciłem nikomu za hejt. Nigdy nie płaciłem za nic, co byłoby działalnością nielegalną - przekonywał sędzia Arkadiusz Cichocki.
- To pierwsze pęknięcie. Takie oficjalne - komentuje w rozmowie z "Czarno na białym" sędzia Monika Frąckowiak.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.