Onet poinformował w piątek rano, że dane na temat zasobów materiałowych polskiego wojska trafiły do sieci w niedzielę 9 stycznia. Dzień później wyciek miał zostać namierzony przez wojskowe Narodowe Centrum Bezpieczeństwa Cyberprzestrzeni.
Po południu do sprawy odniosło się Ministerstwo Obrony Narodowej. "Po weryfikacji służb informujemy, że ujawniony w internecie katalog to część Jednolitego Indeksu Materiałowego prowadzonego przez Inspektorat Wsparcia, czyli jednostkę odpowiedzialną za zakupy w Wojsku Polskim. Indeks zawiera wyłącznie informacje powszechnie dostępne. Można je uzyskać m.in. na podstawie jawnie prowadzonych i publikowanych postępowań o udzielenie zamówienia publicznego" - napisano w oświadczeniu.
Więcej najnowszych informacji w tej sprawie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
W dalszej części stanowiska podkreślono, że jest to "niepełny katalog o charakterze logistycznym, niezawierający ani informacji o ilości i sprawności sprzętu, ani brakach w asortymencie". W ocenie MON tego rodzaju indeks publikowany jest również przez NATO w ramach bazy Master Catalogue of References for Logistics (NMCRL) i jest powszechnie dostępny.
"Dane zawarte w ujawnionym w internecie Jednolitym IndeksieMateriałowym są przekazywane i publikowane również w bazie NMCRL. Zaznaczamy, że publikacja danych nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa ani funkcjonowania Sił Zbrojnych RP. Publikacja indeksu nie nastąpiła w wyniku złamania zabezpieczeń systemów teleinformatycznych Wojska Polskiego" - zaznczono.
MON zaznacza, że obecnie służby badają, w jaki sposób udostępniono te dane na nieautoryzowanych serwerach. Według wstępnych ustaleń doszło do zaniedbania obowiązków przez pracownika Inspektoratu Wsparcia. W sprawie urzędnika, który bez upoważnienia udostępnił plik na nieautoryzowanym serwerze, jest prowadzone postępowanie wyjaśniające przez Żandarmerię Wojskową.
"Uspokajam, nie wyciekły żadne tajne informacje, a Polska jest bezpieczna. Politykom totalnej opozycji rekomenduję otrzeźwienie i szklankę zimnej wody" - napisał na Twitterze Mariusz Błaszczak.
Dane, które wyciekły, to 1 mln 757 tys. 390 zapisów. Jak wyjaśniają dziennikarze portalu, każdy zapis to "zgłoszone zapotrzebowanie każdej jednostki na sprzęt - od całych F-16, przez ciężką broń, jej części, amunicję do niej, części zamienne, po mundury, bieliznę, koce oraz sprzęt komputerowy, a nawet sztandary i dyplomy". Dzięki danym można wywnioskować, który sprzęt nie jest sprawny lub czego brakuje polskiej armii.
Jak mogło dojść do wycieku? Zdaniem informatora Onetu, prawdopodobnie jeden z informatyków Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy (instytucja zajmująca się zakupami dla wojska i magazynowaniem sprzętu) stworzył własny program i skopiował do niego dane z wojskowych systemów. Chodzi o informacje zawarte w Jednolitym Indeksie Materiałowym połączone z bazami danych ze Zintegrowanego Wieloszczeblowego Systemu Informatycznego Resortu Obrony Narodowej (ZWSI RON).
Onet wylicza dane, które można znaleźć w zapisach. W bazach są m.in. informacje na temat rodzajów oprogramowania, z którego korzysta wojsko. Znajdują się tam także informacje na temat broni i maszyn, które polska armia kupiła w innych krajach - np. izraelskie pociski przeciwpancerne Spike, niemieckie czołgi Leopard, czy amerykańskie myśliwce F-16.
- Nie znam sprawy, ale gdyby tak było, to materiał jest wart ogromne pieniądze. Są to dane strategiczne, o które zabiega wywiad Rosji. Dają one podstawę do precyzyjnego szacowania, jaki jest stan materiałowy jednostek wojskowych, jakie mamy zapasy, które jednostki są traktowane priorytetowo, a bardziej ogólnie o tym, jaka jest zdolność obronna naszego kraju. Takie dane mają szczególne znaczenie dla planowania operacji zaczepnych - komentuje w Onecie gen. Piotr Pytel, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.