Z kolei wiceminister Piotr Patkowski, choć nie pisał ustaw Polskiego Ładu, to — przekonują nas rozmówcy z obozu PiS — dostaje teraz w mediach baty za niewinność. - On jeden jest tu ofiarą, a reszta to winni — mówi jeden z naszych rozmówców. Inna osoba, z otoczenia premiera, dodaje: - Patkowski dostaje teraz rykoszetem, a tak naprawdę, to nie on pisał te ustawy.
Polski Ład jest sztandarowym programem Mateusza Morawieckiego. Dziś z lubością podkreśla to największy krytyk premiera w obozie Zjednoczonej Prawicy — Zbigniew Ziobro. I to ludzie premiera — niezwiązani z PiS — pisali Ład.
To "ziobryści" najmocniej wywierają presję na dymisje za Polski Ład. Jeśli bowiem ludzie premiera zapłacą za fatalny start Ładu głowami, to będzie to widomy znak, że Morawiecki "nie dowiózł" programu, który miał być motorem napędowym całego obozu.
Więcej informacji o Polskim Ładzie na stronie głównej Gazeta.pl.
Dla "ziobrystów" to doskonały moment, by podkopać pozycję Mateusza Morawieckiego i uczynić go ojcem — przynajmniej na starcie — porażki Polskiego Ładu. Sam premier jest bezpieczny w fotelu szefa rządu, co gwarantuje mu prezes PiS. Jarosław Kaczyński publicznie bowiem chwali Morawieckiego, a z kolei Ziobrę — nie wymieniając jego nazwiska — karci.
Ale nie sami "ziobryści" mają powód do shadenfreude. W opozycji wobec szefa rządu jest bowiem wicepremier Jacek Sasin, a i bliski Sasinowi minister rozwoju Piotr Nowak — nowa ekonomiczna nadzieja Jarosława Kaczyńskiego — jest tu beneficjentem. Sam Nowak, sądząc po nominacji bliskiego "ziobrystom" Mariusza Goleckiego na wiceministra rozwoju, buduje relacje z wewnątrz rządową opozycją wobec Morawieckiego.
Politycznie odpowiedzialność za fatalny start Polskiego Ładu spadanie nie tylko na premiera (którego stanowisko jest stabilne mimo osłabionej pozycji), ale także na jednego z najbliższych mu ludzi — ministra finansów Tadeusza Kościńskiego. To jego resort odpowiadał za ustawę. Jak pisaliśmy już w październiku minionego roku, Kościński — obok ministra zdrowia Adama Niedzielskiego — jest jednym z kandydatów do dymisji przy okazji kolejnej rekonstrukcji rządu (wówczas planowanej na wiosnę 2022). Od dawna były bankier chciałby odejść na spokojniejszą i lepiej płatną posadę. Jego dymisja w oderwaniu od szerszej rekonstrukcji jest jednak mało prawdopodobna.
Za pisanie podatkowej części Polskiego Ładu odpowiadał wiceminister finansów Jan Sarnowski, który w MF zajmuje się właśnie prawem podatkowym. Sarnowski to człowiek premiera, a w zasadzie ściągnięty do MF przez człowieka premiera - Piotra Araka. Wedle naszych informacji Sarnowski sam chce odejść ze stanowiska wiceministra i wrócić tam, skąd przyszedł, czyli do sektora doradztwa podatkowego. Premier polecił mu jednak, że najpierw musi dowieźć podatkowy Polski Ład, a dopiero potem może odejść. Dymisja Sarnowskiego, choć przesunięta w czasie, jest zatem bardzo prawdopodobna. Kłopot jest jednak z tym, że nie ma następcy - o takiego trudno, bo w siódmym roku rząd PiS jest w dołku, a sprawy podatkowe są bardzo zabagnione - także przez PŁ.
Co było największym (spośród tych zidentyfikowanych) niedociągnięciem Polskiego Ładu? Niższe pensje dla części nauczycieli i służb mundurowych. Ten feler łata Ministerstwo Finansów desperacko wydawanym rozporządzeniem. Z kolei szef MSWiA Mariusz Kamiński ściga się o każdy dzień, byle jak najszybciej na konta policjantów, żołnierzy i innych funkcjonariuszy wpłynęły zwroty kilkuset złotych wyrównania pensji za styczeń.
Co ciekawe — jak ustaliliśmy — w kancelarii premiera problemy z niższymi pensjami dla służb mundurowych i nauczycieli w styczniu nie były zaskoczeniem. Już bowiem w grudniu do KPRM dotarł w tej sprawie sygnał ze służb mundurowych, w których liczono pensje do wypłaty. Z wyliczeń księgowych wynikało jasno, że będą one czasami niższe. - Zlekceważono to jednak — słyszymy od źródła. A zemściło się to na początku stycznia, gdy na konta wspomnianych grup zawodowych zaczęły wpływać konkretne kwoty — często niższe niż w grudniu, co było komunikacyjną katastrofą.
Merytorycznie Polski Ład spinał Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Jest on bliskim współpracownikiem Morawieckiego. Premier ma do niego bardzo duże zaufanie. Arak jest solą w oku wewnętrznej opozycji w Zjednoczonej Prawicy wobec Morawieckiego. Dlaczego? Podobnie jak inni współpracownicy premiera wywodzi się z kręgów obcych rdzeniowi PiS-u. Ta obcość nie powinna jednak dziwić, bo sam premier był w czasach rządów PO jednym z doradców Donalda Tuska. Zasiadał w Radzie Gospodarczej, a Tusk widział go nawet w roli swojego ministra. W kręgu ludzi niegdyś bliskich PO są również Zbigniew Jagiełło (były prezes PKO BP — złożył rezygnację pod presją wywieraną na niego na polecenie Jarosława Kaczyńskiego) czy Paweł Borys (szef PFR — jeden z najważniejszych ludzi premiera, jego "mózgów").
Piotr Arak też przed rządami PiS nie był osadzony w polskiej prawicy — był analitykiem Polityki Insight (związanego z lewicową "Polityką"), pracował w Deloitte, a w latach 2008-2012 był doradcą w kancelarii premiera, gdy szefem rządu był Tusk, a blisko współpracował zwłaszcza z Michałem Bonim. Takie życiorysy budzą, zwłaszcza na prawym skrzydle PiS i w Solidarnej Polsce, złość. Arak należy do najbliższego kręgu ludzi wokół Morawieckiego. Jego wpływ na premiera i kreowanie ekonomicznych pomysłów są niedoceniane.
Rolę przy pisaniu Polskiego Ładu odgrywał też Łukasz Czernicki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów.
W ostatnich dniach Sarnowski i Arak albo robią konferencje, albo chodzą na wywiady do mediów. Tłumaczą się z dziur w Polskim Ładzie. Sam Morawiecki stara się nie zostać twarzą wizerunkowej klęski niższych pensji i woli być twarzą przyszłych pensji, które mają być już wyższe. Premier przeprosił za niedociągnięcia, ale ciężar tłumaczenia się z nich zepchnięto na tych, którzy Polski Ład pisali.