Śmiać się i uderzać w "GW" konsolą znalezioną w rupieciarni. Wiemy, jak PiS ma walczyć ws. Pegasusa

Jacek Gądek
- Śmiech to pierwsza linia naszej defensywy - słyszymy z centrali PiS. Taką obóz rządzący przyjął taktykę obony przed zarzutami o hakowanie Pegasusem telefonów krytyków władzy. Sprawa Pegasusa ma groźny dla PiS potencjał, ale póki co interesuje tylko wyborców opozycji. TVP ją przemilcza, a politycy obozu rządzącego starają się ośmieszać, sprawę bijąc w "Gazetę Wyborczą", co w prawicowym elektoracie zawsze jest oklaskiwane.
Zobacz wideo Pytamy posła Cymańskiego o użycie Pegasusa wobec Giertycha i Wrzosek

Mówi polityk PiS bliski Nowogrodzkiej:

Jak się uda ofensywę opozycji zabić śmiechem, to będzie po sprawie. A jak temat będzie 'żarł' dalej, to trzeba będzie sięgnąć po inną linię obrony i wykopać nowe okopy.

Ale sprawa jest poważna.

Według Citizen Lab — kanadyjskiej organizacji monitorującej nadużycia władzy w sieci — telefony senatora Krzysztofa Brejzy (PO), prokuratorki Ewy Wrzosek i mec. Romana Giertycha były wielokrotnie hakowane systemem szpiegującym Pegasus. A jak wynika z dokumentu, który uzyskał poseł PO Michał Szczerba i opisała "GW", zakup Pegasusa był zaplanowany przez CBA i Ministerstwo Sprawiedliwości — sfinansowano go z Funduszu Sprawiedliwości (choć pieniądze z niego powinny być przeznaczane na pomoc ofiarom przestępstw i resocjalizację byłych więźniów). Nawet Ministerstwo Finansów uznało to za naruszenie dyscypliny finansowej.

Więcej o sprawie Pegasusa na stronie głównej Gazeta.pl

Znak do ośmieszania sprawy z hakowaniem telefonów Pegasusem dał prezes PiS Jarosław Kaczyński, który przed kilkoma dniami doradzał... używać starych telefonów, czyli takiego jak jego, i twierdził, że — choć jest wicepremierem ds. bezpieczeństwa — nie wie, o co chodzi z Pegasusem. Idąc tropem prezesa PiS premier Mateusz Morawiecki, również podważał wiarygodność informacji w sprawie hakowania telefonów — tak kanadyjskiej Citizen Lab jak i "Gazety Wyborczej", która również opisuje sprawę Pegasusa.

O ile Citizen Lab jest dla wyborców PiS nieznany, to "GW" w ich oczach nie cieszy się szacunkiem - uderzanie w "GW" i podważanie jej wiarygodności jest wręcz gromko oklaskiwane w tym elektoracie.

To dlatego politycy PiS bardzo chętnie sięgają po argument, że jeśli coś opiszą media Agory, to nie można mieć do tego zaufania - i nie chcą odnosić się do meritum. Starają się unieważniać pytania o szpiegowanie krytyków władzy.

Wicerzecznik PiS Radosław Fogiel pofolgował sobie w mediach, opowiadając o konsolach z komunii znalezionych na strychu i reptilianach. To, co mówi, jest istotne, bo to właśnie wicerzecznik razem z rzeczniczką PiS posłanką Anitą Czerwińską dostarczają wszystkim parlamentarzystom tzw. przekazy dnia - instrukcje, jak należy się wypowiadać w mediach. Co mniej gramotni posłowie recytują je potem w mediach. Jeden z posłów PiS, który dostał taką instrukcję, potwierdza, że centrala poleca w nich drwić z "GW".

Polityk PiS, który akurat nie miał okazji iść do mediów i odpowiadać na pytania o Pegasusa: - Nie dziwię się mu, że nie mógł sobie odmówić pożartowania i złośliwości wobec "GW". To u nas zawsze jest w cenie.

Wicerzecznik mówił tak: - Skąd ja mogę mieć pewność, że któryś z autorów nie odnalazł gdzieś na strychu starej konsoli Pegasus z komunii i mu się nie pomyliło?

Fogiel sam jest fanem gier wideo i fantastyki, zwłaszcza z serii "Gwiezdnych Wojen". Dworował sobie dalej — w odpowiedzi na pytanie o postulat opozycji, by powołać komisję śledczą ds. Pegasusa — że według niego tak samo, jak nie ma dowodów na "aferę Pegasusa", tak "nie ma też dowodów na to, że reptilianie rządzą światem". - Czy to jest powód do tego, żeby powoływać komisję śledczą? - pytał, mając na myśli komisję śledczą ds. reptilian, czyli fikcyjnych zielonych jaszczuroludzi.

Inny polityk PiS nie kryje: - Śmiech to pierwsza linia naszej defensywy.

Ton Zjednoczonej Prawicy w odpowiedzi na pytania o Pegasusa, jest generalnie szyderczy. W tej drwinie wykorzystywane jest skojarzenie z konsolą do gier również nazywająca się Pegasus. Z takiego — dość prymitywnego — sprzętu korzystało pokolenie 40-50 latków. Wiceminister sprawiedliwości Michał Woś — dużo młodszy, bo niedawno skończył 30 lat, jeden z najbliższych współpracowników Zbigniewa Ziobry — też sięga po żarty. Dworuje sobie w sieci, pisząc, że właśnie to, wyciągnięta z rupieciarni konsola do gier, jest "ten Pegasus, który kupił". Woś też nie odmówił sobie uderzenia w "GW", pisząc: - Odgrzewany kotlet. Opisana dotacja była omawiana w Sejmie i mediach 4 lata temu. Fundusz Sprawiedliwości ma ustawowy obowiązek finansować zwalczanie przestępczości, by łamiący prawo nie spali spokojnie.

Jak słyszymy od jednego z posłów PiS, mają oni odgórne wskazanie, aby odsyłać do komunikatów służb specjalnych, gdy padają pytania o Pegasusa. A w imieniu służb wypowiada się Stanisław Żaryn — rzecznik ich koordynatora Mariusza Kamińskiego. A wedle Żaryna wszystko odbywa się zgodnie z prawem, przy czym nie potwierdza on ani nie zaprzecza temu, by służby miały Pegasusa. Ba, niewiedzę deklaruje tu nawet wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński.

Polityk PiS: - Bardzo możliwe, że Pegasus jest na stanie państwa polskiego, ale to raczej byłby dowód na bycie Polski na bieżąco.

Co ciekawe, już w 2019 r. zakup Pegasusa przez polskie służby potwierdzał dzisiejszy wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski. Mówił to wprost: - Jest on narzędziem pozostającym w dyspozycji służb specjalnych. Zajmuje się nim kilkunastu funkcjonariuszy do tego upoważnionych.

Obecnie Rzymkowski mówi w innym tonie: - Nie wiem nawet, czy Polska posiada licencję na korzystanie z tego systemu.

Z kolei wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz wręcz zaprzeczał, by Pegasus był obecnie na wyposażeniu polskich służb. Tu ważny jest jednak szczegół: otóż pod koniec minionego roku dostawca Pegasusa - izraelska firma NSO Group - miała odmówić dalszego odnawiania licencji na ten program szpiegujący. Zatem: Pegasus był na stanie, ale mogła już wygasnąć licencja.

Patrząc na badania opinii społecznej, to sprawa Pegasusa jest ważna, ale póki co głównie dla wyborców opozycji. Ma jednak potencjał, by zainteresować i wywołać sprzeciw także u wyborców PiS. Z sondażu Ipsos dla OKO.press wynika, że dla 75 proc. Polaków hakowanie opozycji przez władzę byłoby niedopuszczalne i oburzające. Pytanie brzmiało jednak tak, że oburzona odpowiedź się nasuwała sama: "Gdyby potwierdziły się informacje, że politycy opozycji byli podsłuchiwani przez system Pegasus na zlecenie władz PiS, jakbyś to ocenił/a?". - Te 75 proc. jest jednak przeszacowane - sądzi osoba z otoczenia Kaczyńskiego.

Elektorat PiS w odpowiedzi na to pytanie był podzielony, bo dla 39 proc. byłoby to niedopuszczalne, a 41 proc. wskazało odpowiedź "bez przesady, władza ma prawo kontrolować obywateli". Co jednak ważniejsze: z tego samego sondażu wynika, że wyborcy PiS w ostatnim czasie wręcz w ogóle nie rozmawiają o sprawie Pegasusa, czyli nie jest to temat dla nich interesujący.

Słowem: sprawa Pegasusa mobilizuje wyborców opozycji, co jest dla PiS groźne, ale nie odciąga wyborców od PiS, co Nowogrodzką póki co uspokaja.

Politycy PiS wyśmiewają opinię obecną na opozycji i wśród niektórych publicystów, że hakując w 2019 r. telefony Krzysztofa Brejzy, Romana Giertycha czy Sławomira Nowaka PiS "ukradło" Platformie Obywatelskiej wygraną w wyborach parlamentarnych. - Przecież wtedy szef PO Grzegorz Schetyna nie był w stanie nawet zapamiętać "szóstki Schetyny". Śmieszne jest to twierdzenie, że PO przegrała, bo służby poznały zawartość telefonu Brejzy. Sami potykali się o własne nogi - słyszymy od posła PiS. Niemniej fakty są takie, że w wyborach 2019 r. obóz PiS zdobył tylko minimalną większość w Sejmie.

W PiS nie ma wątpliwości, że opozycja będzie starała się doprowadzić do sytuacji, w której "afera Pegasusa" trafi pod strzechy. Zwłaszcza dla PO jest to temat ważny, w tym osobiście dla Donalda Tuska, bo to szef sztabu PO w 2019 r. Krzysztof Brejza - wedle ekspertów z Citizen Lab - był hakowany, podobnie jak i Roman Giertych - przyjaciel i zaufany adwokat szefa Platformy.

- Będzie gra opozycji na zainteresowanie opinii publicznej, aby przekonać tych 75 proc. ludzi, że to rzeczywista afera - sądzi osoba z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego.

Więcej o: