Koniec prac podkomisji smoleńskiej. Wydano prawie 25 mln złotych. Najwięcej na współpracę z Wichita

Podkomisja smoleńska mająca na celu ponowne zbadanie przyczyn katastrofy Tu-154 w Smoleńsku oficjalnie zakończyła sześcioletnie prace 30 listopada. Z ustaleń tygodnika Sieci wynika, że jej działalność kosztowała prawie 25 milionów złotych.

Jak ustalił nasz dziennikarz Jacek Gądek, podkomisja smoleńska przyjęła raport końcowy 10 sierpnia. Mimo to nie skończyła ona jednak swojej działalności, bo szef MON Mariusz Błaszczak przedłużył jej istnienie do końca listopada. 

Przez ten czas trwały rozliczenia jej pięcioletniej działalności. 13 grudnia tygodnik "Sieci" podał, że wydano na ten cel z budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej 24 mln 566 tys. 881,94 zł. Najwięcej w roku 2018 - 6 mln 811 tys. 957,02 zł oraz 2019 - 7 mln 684 tys. 261,48 zł. Łącznie prawie 25 milionów złotych.

Zobacz wideo Ruski ład"? Suski: Polegał chyba też na tym, że nasza delegacja nie wróciła ze Smoleńska

Więcej najnowszych informacji ze świata polityki przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

Nie wiadomo jednak na jaki dokładnie cel zostały wydane powyższe kwoty. Z ustaleń "Sieci" wynika, że najwięcej kosztowała współpraca z amerykańskim Narodowym Instytutem Badań Lotniczych przy uniwersytecie w Wichita. W tym czasie doszło do wizyty w Polsce dr. Gerardo Olivaresa, eksperta od symulacji komputerowej, a także przeprowadzano prace w bazie lotniczej w Mińsku Mazowieckim. 

Jak podkreśla tygodnik, "kłopotem jest brak raportu końcowego, który, według zapewnień przewodniczącego, jest już gotowy". "Jego udostępnienie opinii publicznej i pokazanie, co za te pieniądze udało się zrobić, pozwoliłoby być może, rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące finansów podkomisji" - czytamy.

Katastrofa smoleńska. Antoni Macierewicz o eksplozjach w lewym skrzydle i centropłacie

O ustaleniach, które miały znaleźć się w raporcie podkomisji, wiceprezes PiS i były szef MON mówił także w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Według Antoniego Macierewicza "przyczyną katastrofy była eksplozja, a przynajmniej dwie eksplozje". - Pierwsza w lewym skrzydle, a druga w centropłacie, która nastąpiła kilka sekund później i zniszczyła samolot zupełnie i zabiła wszystkich pasażerów oraz załogę - stwierdził. 

Poseł twierdzi, że dowodem na eksplozje jest fakt, że "pierwsze fragmenty ciał ludzkich znajdują się na samym początku wrakowiska, w miejscu, gdzie samolot nie mógł być - gdyby uderzył normalnie w ziemię - rozbity, zniszczony". 

Podkomisja miała zidentyfikować dźwięk eksplozji w lewym skrzydle. Jak stwierdził Macierewicz, doszło do niej "mniej więcej półtorej sekundy, zanim samolot przeleciał nad brzozą na działce [Nikołaja - przyp. red.] Bodina". - Ta eksplozja zniszczyła lewe skrzydło, a miała miejsce, powtarzam, półtorej sekundy przed rozbiciem, czyli ponad 100 m przed miejscem, gdzie rosła brzoza. Eksplozja została odnotowana w rejestratorze głosowym i została przez komisję ukazana. Jest to w raporcie - powiedział. Jak dodał, "zostało zidentyfikowanych kilkadziesiąt loków powybuchowych [odgięć materiału skrzydła - red.], które są, można by powiedzieć, 'podpisem' eksplozji". 

Kontrraport do ustaleń Macierewicza

Jak pisaliśmy na Gazeta.pl, byli członkowie komisji sporządzili kontrraport do ustaleń Macierewicza. Na swojej stronie internetowej opublikowali jego fragmenty. Byli członkowie podkomisji mówią jasno o "nierzetelności i niekompetencji Antoniego Macierewicza oraz o błędach kierowanej przez niego podkomisji".

"Członkowie zespołu skłaniają się ku tezie, że 'bezpośrednią, techniczną przyczyną katastrofy' mogła być niesprawność układu sterowania, 'co skutkowało opóźnieniem w odejściu samolotu na drugi krąg'. Aby to udowodnić (bądź wyeliminować) chcieli przeprowadzić eksperymenty na innym TU-154. Poczynili starania, by za niewielką kwotę kupić taką maszynę za granicą. Choć było blisko finalizacji umów, przewodniczący je zablokował" - piszą autorzy kontrraportu.

Więcej na ten temat pisaliśmy tutaj.

Więcej o: