Godek apelowała ws. tęczowej Maryi. Teraz nie stawia się na rozprawy. Działaczki: Próby szykanowania nas

Pełnomocnicy Kai Godek kolejny raz nie stawili się w sądzie w Płocku, gdzie złożyli apelację do wyroku ws. tęczowej Matki Boskiej. - Ten proces odbywa się z inicjatywy naszych oskarżycieli, którzy wnieśli apelacje, tymczasem jedna ze stron już po raz drugi nie stawia się w sądzie. To ewidentne próby szykanowania nas - mówią oskarżone działaczki w rozmowie z Gazeta.pl.

Na początku marca sąd w Płocku uniewinnił aktywistki - Annę Prus, Elżbietę Podleśną i Joannę Gzyrę-Iskandar - od zarzutu obrazy uczuć religijnych. Kobiety rozklejały naklejki z wizerunkiem Marki Boskiej z tęczową aureolą w odpowiedzi na instalację Grobu Pańskiego w płockim kościele pw. św. Dominika. Wśród grzechów, które miały przyczynić się do śmierci Jezusa, wymieniono tam "LGBT" i "gender", a ksiądz miał powiedzieć protestującemu przeciwko temu homoseksualnemu mężczyźnie, że powinien się leczyć. - W katechizmie kościoła katolickiego nie znajduje się zapis wykluczający osoby nieheteronormatywne. Znajduje się tam miłość, wzajemny szacunek i zrozumienie - mówiła sędzia Agnieszka Warchoł w ogłoszeniu wyroku. 

O apelację wniosła prokuratura, ale również oskarżyciele posiłkowi, w tym Kaja Godek, reprezentantka środowisk zwolenników ustawowego nakazu rodzenia, forsująca w Sejmie całkowity zakaz demonstrowania dla osób LGBT+ i ich sojuszników.

To już kolejny raz, kiedy pełnomocnicy Godek nie stawiają się na rozprawie, po raz pierwszy rozprawa miała odbyć się 10 listopada. Tym razem mec. Karol Peret był w izolacji, a substytutka we wtorek wieczorem poczuła "niepokojące objawy infekcji". Działaczki o nieobecności pełnomocnika Godek dowiedziały się 15 minut przed planowaną rozprawą, już po przyjeździe do Płocka. 

Działaczki: Żenujące próby łapania się każdej możliwej deski ratunkowej

- Ten proces odbywa się z inicjatywy naszych oskarżycieli, którzy wnieśli apelacje. To oni chcą tego procesu, tymczasem jedna ze stron już po raz drugi nie stawia się w sądzie. Uważam, że to ewidentne próby szykanowania nas, ponieważ argumenty strony oskarżającej są słabe, więc próbują nam dopiec z innej strony. Chodzi o wywołanie efektu mrożącego, zmęczenie i zniechęcenie nas, naszych obrońców i osób, które nas wspierają - mówi w rozmowie z nami Joanna Gzyra-Iskandar.

- W mojej ocenie to po pierwsze SLAPP, po drugie - żenujące próby łapania się każdej możliwej deski ratunkowej. Apelacje są naprawdę słabe merytorycznie - dodaje Anna Prus. Pełnomocnik Godek wniósł o wyrok skazujący, mimo że w takiej apelacji można wnieść albo o utrzymanie wyroku w mocy, albo o skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. 

SLAPP, o którym mówi Prus, to Strategiczny Pozew Przeciw Zaangażowaniu w Sprawy Publiczne (ang. strategic lawsuit against public participation). SLAPP ma na celu uciszenie czy zastraszenie działaczy, krytyków czy dziennikarzy przez podważenie wiarygodności pozwanych, obciążenie finansowe, utrudnianie pracy i zniechęcenie do działań.

- Dodałabym jeszcze, że wszystkie apelacje powtarzają zarzuty, które upadły już w pierwszej instancji. Dodatkowy argument, który się w nich pojawia, dotyczy tego, że sąd nie powołał biegłego. Ale o biegłego w pierwszej instancji wnioskował wyłącznie nasz obrońca! Nie zrobili tego oskarżyciele posiłkowi ani prokuratura na etapie prowadzenia postępowania. Więc to naprawdę nie jest ten etap - był na to czas - wyjaśnia Gzyra-Iskandar.

Godek: Dość tego testowania, samowoli sanepidu

Kaja Godek, która sama nie pojawia się na rozprawach apelacyjnych (nie ma obowiązku), opublikowała oświadczenie, w którym odpowiedzialność za przekładanie rozpraw zrzuca na "politykę covidową". "Mój pełnomocnik wraz z rodziną zamknięty na kwarantannie, prawniczka, która miała go dziś zastąpić, na kilka godzin przed rozprawą dostaje info, że z powodu kontaktu z osobą zakażoną (inną), sama jest skierowana na kwarantannę. Bez szans, aby złapać jakiegokolwiek innego prawnika, bo rozprawa lada moment" - napisała na Facebooku.

"Takie są skutki szaleństwa, które zaprowadzają rządzący - m.in. paraliż pracy instytucji państwowych, paraliż procesów sądowych i innych postępowań. Dość tego testowania, samowoli sanepidu, uniemożliwiania pracy ludziom zupełnie zdrowym. A odpowiedzialni za tę sytuację niech jak najszybciej poniosą konsekwencję niszczenia wszystkiego wokół siebie!" - przekonuje fundamentalistka. 

Oskarżone zauważają natomiast, że przyzwoitość wymagałaby poszukiwanie zastępstwa choćby z szacunku do pracy sądu i czasu wszystkich zaangażowanych. 

Pełnomocnicy Godek, gdyby byli zaszczepieni, nie musieliby odbywać kwarantanny w przypadku kontaktu z osobą zakażoną.

Zobacz wideo Aktywistka zatrzymana za przeróbkę obrazu Matki Bożej
Więcej o: