Podczas 43. posiedzenia Sejmu, które zaczęło się 30 listopada, posłowie wysłuchali pierwszego czytania poselskiego projektu ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii. W czwartek (2 grudnia) temat Instytutu wrócił na salę plenarną - odbyło się głosowanie w sprawie odrzucenia projektu w pierwszym czytaniu. Głos oddało 433 posłów. 205 zagłosowało przeciw, 204 za, a 24 wstrzymało się od głosu. Oznacza to, że opozycja przegrała, a projekt ustawy będzie dalej procedowany. Głosy parlamentarzystów rozłożyły się w następująco:
Wyniki głosowania ws. wniosku o odrzucenie projektu ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii w pierwszym czytaniu Fot. sejm.gov.pl
Posłowie PiS nie byli jednomyślni w sprawie tego projektu. Przeciw jego odrzuceniu zagłosowała większość parlamentarzystów z tej frakcji (218 osób). Dwie osoby jednak opowiedziały się za odrzuceniem projektu ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii w pierwszym czytaniu.
Politycy KO oddali 118 głosów za odrzuceniem projektu, ale ośmioro posłów/posłanek KO nie głosowało. Wśród posłów Lewicy 46 osób oddały głos "za". Udziału w głosowaniu nie wzięła jedna osoba z tej frakcji. 17 posłów Koalicji Polskiej również zagłosowało za odrzuceniem projektu ustawy, ale cztery osoby wstrzymały się od głosu, a trzy nie głosowały wcale. Wszyscy politycy Polski 2050 oddali głosy "za". Indywidualną listę wyników tego głosowania można znaleźć TUTAJ.
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Polski Instytut Rodziny i Demografii to instytucja, której zakres działania miałby być szeroki. Pomysłodawcy przewidują, że miałby on monitorować politykę rodzinną i demograficzną, a jego pracownicy zajmowaliby się opiniowaniem ustaw oraz edukacją społeczną, podkreślając rolę rodziny i małżeństwa. Utworzenie i działalność instytutu ma kosztować podatników aż 30 mln zł. Na czele instytucji ma stanąć, szef wybierany przez Sejm zwykłą większością głosów na siedmioletnią kadencję.
"Obecnie w Polsce nie istnieje instytucja zajmująca się w sposób kompleksowy badaniem zjawisk demograficznych - zwłaszcza niskiej dzietności - ich wpływu na sytuację społeczeństwa oraz wypracowywaniem adekwatnych sposobów radzenia sobie z zaistniałą sytuacją [...]. Nie ma przy tym wątpliwości - zwłaszcza w świetle danych dotyczących polskiej demografii - że konieczność konsekwentnego kształtowania skutecznej strategii radzenia sobie z zaistniałym kryzysem jest pilnym zadaniem, od którego realizacji zależeć będzie przyszły poziom życia obecnych, jak i przyszłych pokoleń" - czytamy w uzasadnieniu projektu.
Pomysł stworzenia Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii wzbudza wiele kontrowersji. Niektórzy eksperci wskazują, że jest szkodliwy, a zakres jego działania dublowałby się z zakresem działania innych państwowych instytucji. Środowiska kobiece uważają, że to kolejny element kontrolowania życia rodzinnego i seksualnego Polek i Polaków. Dyskusję wzbudza także koszt stworzenia Instytutu - zwłaszcza w czasie pandemii i galopującej inflacji.
- Zawsze wiedziałam, że PiS marzy się wielka inkwizycja z wielkim inkwizytorem panem Wróblewskim. Nie mam wątpliwości, że to coś pomiędzy prokuraturą a policją moralną ma służyć jednemu - żeby zaglądać Polakom do łóżka. Jeśli chcielibyście, żeby dzieci się rodziły, to nie zlikwidowalibyście programu in vitro, dzięki któremu rodziło się w Polsce ponad 20 tys. osób - mówiła we wtorek Katarzyna Lubnauer.
"Szczyt cynizmu - złóż wniosek do Przyłębskiej, spraw, że kobiety będą bały się rodzić, a potem wyciągnij łapę po publiczną kasę na promocję demografii i rodziny" - napisała Barbara Nowacka w odpowiedzi na wpis Wróblewskiego o złożonym projekcie.
"Dziw, że pisowskie biuro demografii nie zostało nazwane wprost: 'Instytut Kontroli Rozrodczości i Macic'. Co będzie, jeśli powstanie? Wróblewski będzie mógł dzięki niemu, na uprawnieniach prokuratora, uczestniczyć w postępowaniach rozwodowych i skutecznie blokować orzeczenia. Będzie mógł wytaczać sprawy przeciwko osobom LGBT+ mającym dzieci żądając pozbawienia ich praw rodzicielskich. Będzie mieć dostęp do gromadzonych przez jakikolwiek w Polsce podmiot danych o każdej ciąży, każdym poronieniu, każdej kobiecie w kraju" - pisały o Instytucie działaczki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet w opisie protestu "Nie chciej, Polsko, mojej krwi", który odbył się 1 grudnia.