Rodzice chorych dzieci o kontaktach z ludźmi Mejzy. "Kłamali od początku", "Ciągle dzwonili"

Portal Wp.pl rozmawiał z bliskimi chorych osób, którym współpracownicy obecnego wiceministra Łukasza Mejzy mieli oferować pomoc w organizacji terapii komórkami macierzystymi. I choć nie ma twardych naukowych dowodów na jej skuteczność, ludzie Mejzy mieli przekonywać, że istnieje szansa na poprawę stanu zdrowia potencjalnych klientów. "Po powzięciu informacji o wątpliwościach natury medycznej i moralnej dotyczących tej terapii, natychmiast wycofałem się z działalności firmy" - zaznaczył przesłanym w ubiegłym tygodniu portalowi Gazeta.pl oświadczeniu Łukasz Mejza.

Portal Wp.pl informował w środę, że wiceminister sportu Łukasz Mejza jeszcze przed objęciem poselskiego mandatu, był prezesem i właścicielem spółki, która miała oferować chorym organizację za granicą terapii komórkami macierzystymi. Eksperci wskazują, że nie ma dowodów na skuteczność takiego leczenia. Kwota usługi, która była przedstawiana potencjalnym klientom przez spółkę, wynosiła 80 tys. dolarów.

W poniedziałek portal opublikował tekst, będący kolejną odsłoną dziennikarskiego śledztwa. Wp.pl opisał relacje rodziców, którzy byli namawiani na skorzystanie z oferty przez współpracowników Łukasza Mejzy.

Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>

 - Zadrżało mi serce, gdy Franciszek Przybyła [obecnie asystent wiceministra Łukasza Mejzy - red.] powiedział, że mają leczenie dla Michałka. Podał się za przedstawiciela firmy Vinci NeoClinic i stwierdził w rozmowie przez telefon, że jego firma ma świetne rezultaty - mówiła w rozmowie z Wp.pl Dagmara Mędrek, mama 15-letniego Michała cierpiącego na adrenoleukodystrofię, chorobę niszczącą komórki w mózgu.

- Od światowych sław medycyny słyszałam, że tej choroby w zaawansowanym stadium nie ma jak leczyć. A tu dzwoni ktoś i mówi, że mają innowacyjną metodę. Dopiero po chwili ochłonęłam i zapytałam o konkretne wyniki badań. Pan Przybyła nigdy ich nie przedstawił - dodała kobieta.

Nie zdecydowała się na skorzystanie z oferty. - Kłamali od początku. Nigdy nie było żadnego dziecka wyleczonego z adrenoleukodystrofii ich metodą - zaznaczyła matka 15-latka.

Katarzyna Rak, matka 12-letniej Amelii, cierpiącej na czterokończynowe mózgowe porażenie dziecięce i padaczkę, miała usłyszeć od jednego z przedstawicieli Vinci NeoClinic, "że mają innowacyjną metodę, że to dużo lepsze, niż dotychczasowe leczenie komórkami macierzystymi". Firmie nie zaufała.

Inna z kobiet, która ma dwójkę dzieci ze spektrum autyzmu, miała dowiedzieć się od przedstawiciela spółki, że "jest w stanie pomóc, że ma nową terapię". - Przestałam odbierać od nich telefony, a oni ciągle dzwonili. To było kilkanaście prób kontaktu. Sytuacja zaczęła wyglądać jak nękanie - mówiła rozmówczyni Wp.pl.

- Uważam, że roztaczanie przed rodzicami fałszywych perspektyw i oferowanie im "cudownych" terapii, na których skuteczność nie ma żadnych dowodów, jest nagannym nadużywaniem miłości rodziców do własnych dzieci - komentowała w rozmowie z Wp.pl Małgorzata Rybicka, przewodnicząca Stowarzyszenia Pomocy Osobom z Autyzmem.

Zobacz wideo Klimczak o zamieszaniu wokół wiceministra Łukasza Mejzy

Łukasz Mejza: Nie zarobiłem ani złotówki

W przesłanym portalowi Gazeta.pl w ubiegłym tygodniu oświadczeniu Łukasz Mejza przekazał m.in., że "ani on, ani spółka Vinci NeoClinic sp. z o.o. nie wystawili, ani jednej faktury i nie zarobili złotówki na działalności opisanej w artykule [mowa o pierwszym tekście dotyczącym Vinci NeoClinic - red.]".

"Spółka nigdy nie zamierzała prowadzić i nie prowadziła działalności medycznej. Przedmiotem jej działalności miało być prowadzenie biura turystyki medycznej. Autorzy materiału mogli z łatwością potwierdzić tę informację w publicznych rejestrach zawierających dane spółki" - zaznaczył Łukasz Mejza.

Jak przekazał wiceminister sportu, "propozycję powołania spółki Vinci NeoClinic, a następnie rozszerzenia jej działalności otrzymał od osoby, która skutecznie skorzystała z terapii leczenia komórkami macierzystymi, pomimo iż lekarze diagnozowali jej chorobę jako śmiertelną".

"Po powzięciu informacji o wątpliwościach natury medycznej i moralnej dotyczących tej terapii, natychmiast wycofałem się z działalności firmy. W związku z tym nie tylko nie odniosłem najmniejszych korzyści majątkowych, ale poniosłem koszty finansowe. Zainwestowane środki potraktowałem jako własne straty" - czytamy.

Łukasz Mejza startował do Sejmu z list PSL. Poselski mandat objął w marcu 2021 r. po śmierci Jolanty Fedak. W październiku został wiceprezesem Partii Republikańskiej, niedługo potem został wiceministrem sportu.

Więcej o: