Do zdarzenia miało dojść we wtorek 23 listopada około godziny 20, gdy marszałkini Sejmu Elżbieta Witek wracała z wywiadu w telewizji Polsat News. "Fakt" pisze, że kierowca polityczki miał przekroczyć dopuszczalną prędkość o prawie 40 km/h. Z doniesień dziennika wynika także, że kierowca marszałkini miał zignorować sygnalizację i przejechać przez skrzyżowanie na czerwonym świetle.
Za przewinienie, którego miał się dopuścić kierowca Elżbiety Witek, grozi sześć punktów karnych i mandat w wysokości od 300 do 400 zł.
- Tam, gdzie zatrzymałby się inny samochód jadący 50 km/h, to samochód pani marszałek jechałby jeszcze 86 km/h. Jeżeli przed samochodami byłby pieszy, to prawdopodobnie przeleciałby przez dach pojazdu - powiedział "Faktowi" były policjant drogówki i ekspert w zakresie bezpieczeństwa na drodze młodszy inspektor Wojciech Pasieczny.
Dziennikarze poprosili o komentarz Centrum Informacyjne Sejmu. Nie otrzymali jednak odpowiedzi.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
W sobotę 20 listopada informowaliśmy, że szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk stracił prawo jazdy na trzy miesiące. Został również ukarany 10 punktami karnymi oraz mandatem w wysokości 500 złotych. Polityk jechał w terenie zabudowanym z prędkością 107 km/h. Informację potwierdził za pośrednictwem swojego konta na Twitterze. "Jest przekroczenie przepisu drogowego, jest kara [...]. Adekwatna. Przyjąłem ją bez dyskusji" - napisał polityk.
- To, co mi się zdarzyło, nie miało prawa się zdarzyć, jest mi przykro z tego powodu i spotkała mnie za to kara adekwatna. Nie będę szukał żadnego usprawiedliwienia. To, że ludzie władzy nadużywają tej władzy, to wiemy od wielu lat, ale to nie jest dla mnie żadne usprawiedliwienie. Przyjąłem ją [karę - red.] bezdyskusyjnie, bo tu nie ma o czym dyskutować - podkreślił Tusk, którego zacytował TVN24.