We wrześniu dziennikarz śledczy Radia ZET Mariusz Gierszewski dotarł do listy z blisko 100 nazwiskami osób poleconych do pracy w spółkach Skarbu Państwa i ministerstwach przez Mateusza Morawieckiego. Teraz reporterzy tvn24.pl i "Czarno na białym" TVN 24 ustalili, że osoby z tak zwanej "listy ludzi premiera" w sumie przekazały prawie ćwierć miliona złotych na kampanię wyborczą Mateusza Morawieckiego w 2019 roku.
Dziennikarzom udało się uzyskać kopie potwierdzeń przelewów, które wpłacono na fundusz wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. Jako cel wpłat wskazano zarówno premiera Morawieckiego, jak i innych członków rządu, którzy nadzorują spółki z udziałami skarbu państwa. Pojedyncze wpłaty sięgały kilkudziesięciu tysięcy złotych.
- Ten mechanizm polegał na tym, że osoby, które wcześniej nie wpłacały na fundusz wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, dostają bardzo dobrze płatną pracę, lukratywne stanowisko w spółkach Skarbu Państwa i nagle w 2019 roku przed kampanią wpłacają na ten fundusz. I wpłacają na konkretną osobę, bo jest taka możliwość wpłaty na konkretnego kandydata - powiedział na antenie TVN 24 dziennikarz Grzegorz Łakomski.
Więcej wiadomości znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Autorzy materiału zwracają uwagę, że każda osoba może wpłacać pieniądze na fundusz wyborczy dowolnej partii. Ale "gdy wpłat dokonują pracownicy instytucji zależnych od rządu, pojawia się szereg pytań".
8 września Onet pisał o "systemie Morawieckiego". Źródła tego serwisu mówiły o istnieniu listy zawierającej ponad 100 nazwisk osób powiązanych z premierem. "Mateusz Morawiecki, odkąd stanął na czele rządu, stworzył system, który polega na zatrudnianiu jego kluczowych i najbardziej zaufanych współpracowników w zależnych od państwa firmach oraz instytucjach" - pisał Onet.
Niedługo później do listy zawierającej blisko 100 nazwisk dotarł Mariusz Gierszewski, dziennikarz śledczy Radia ZET. Jak tłumaczy, jest to pochodząca z kręgów rządowych lista osób poleconych do pracy w spółkach Skarbu Państwa i ministerstwach przez Mateusza Morawieckiego. - Sporządzenie takiego wykazu to atak polityczny - skomentował nieoficjalnie jeden z bliskich współpracowników premiera.