PiS ucieka z potrzasku ws. Marszu Niepodległości. "Jego delegalizacja to pułapka na nas"

Jacek Gądek
W PiS była obawa o 11 XI na ulicach Warszawy, którymi chciał przejść Marsz Niepodległości - i to nawet nielegalnie. - Może być groźnie i podejrzewam, że będzie - mówił nam jeden z członków rządu. Obóz władzy ucieka jednak z potrzasku. Jak? Nadając Marszowi status... państwowy.
Zobacz wideo Jak wyglądały obchody 100-lecia niepodległości? Podsumowujemy

Wedle interpretacji obozu rządzącego uroczystości państwowe mają pierwszeństwo przed wszystkimi innymi. A tu przed jedną, bo na tradycyjnej trasie Marszu zarejestrowane było już legalnie zgromadzenie 14 Kobiet z Mostu, której raz już (w 2017 r.) blokowały narodowców.

- Najgorzej by było, gdyby pod rządami PiS policja rozpędzała uczestników Marszu Niepodległości. Marsz powinien być legalny i ochraniany przez policję, a doprowadzenie przez Rafała Trzaskowskiego i sądy do jego delegalizacji to pułapka na nas - mówi parlamentarzysta PiS. Pułapka, bo jeśli marsz byłby nielegalny i szedłby tradycyjną trasą, to policja powinna go blokować.

Poseł PiS: - Obrazki, na których 11 listopada policja rozbija marsz, byłyby dla naszego elektoratu dramatycznie złe.

Dla obozu PiS - wynikało z naszych rozmów z politykami tej formacji - najlepszy scenariusz był taki, że Marsz jest legalny i idzie ulicami stolicy bez ekscesów. PiS w ostatnich dniach szukało na to sposobu. Dziś Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych wydał komunikat w związku z obchodami Narodowego Święta Niepodległości. Sprowadza się on do decyzji: Urząd nadał Marszowi Niepodległości, organizowanemu przez prywatne stowarzyszenie, status państwowy.

Podstawa prawna: ustawa o zgromadzeniach publicznych, znowelizowana głosami PiS. A dokładnie lakonicznie brzmiący punkt, że przepisów ustawy nie stosuje się do zgromadzeń "organizowanych przez organy władzy publicznej". Obóz rządzący interpretuje to tak szeroko, że państwowe zgromadzenie ma pierwszeństwo przed innymi. Co ciekawe, Jan Kasprzyk (szef Urzędu) napisał, że "nadaje uroczystości [Marszowi Niepodległości] status formalny", podczas gdy w ustawie mowa jest o tym, że uroczystość musi być "organizowana" przez państwowy organ. A co więcej, szef Urzędu pisze wprost, że Urząd wcale organizatorem Marszu nie jest.

Więcej informacji z Polski na stronie głównej Gazeta.pl.

Kobiety vs. Marsz

Przez decyzję Jana Kasprzyka Marsz Niepodległości ma formalną nie tyle podstawę, ile podkładkę, by iść tradycyjną trasą. I to bez względu na to, że - po pierwsze - sąd uznał przemarsz organizowany przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości za nielegalny. I po drugie: bez względu na to, że na tej trasie miała się odbyć legalna demonstracja zarejestrowana przez grupę 14 Kobiet z Mostu.

Teraz Marsz Niepodległości już jako państwowy może - wedle obozu PiS - iść tradycyjną trasą: z ronda Dmowskiego przez Most Poniatowskiego w kierunku błoni wokół Stadionu PGE Narodowego.

Batalia z Trzaskowskim

Nadanie statusu państwowego przez urząd ds. kombatantów Marszowi to sposób na ucieczkę PiS z potrzasku. Dlaczego? Bo prezydent Warszawy przed sądami zdelegalizował Marsz - ten który nie miał jeszcze statusu państwowego.

Trzaskowski najpierw zaskarżył do sądu decyzję wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła (PiS) o rejestracji cyklicznego wydarzenia Marsz Niepodległości. Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił wniosek Ratusza. Wojewoda i organizatorzy Marszu złożyli zażalenia, jednak upadły w apelacji. PiS mimo to dążyło do utorowania drogi Marszowi - aż zrobił to szef Urzędu.

"Trzaskowski podbił stawkę"

W PiS jest więc złość na prezydenta Warszawy. - Sporo osób z PiS się wybiera - mówi parlamentarzysta PiS. Teraz urząd ds. kombatantów zachęca do uczestnictwa.

- Trzaskowski podbił stawkę, delegalizując marsz. To woda na młyn narodowców, bo teraz zjadą się z całej Polski, licznie będą też kibice. Oni myślą tak: "nie będziesz nam mówił, co mamy robić 11 listopada!" - opisuje jeden z parlamentarzystów PiS.

Ziobro sprzyja narodowcom

Marszowi Niepodległości sprzyjał mocno minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, szef Solidarnej Polski. Co prawda Prokuratura Krajowa skierowała do Sądu Najwyższego skargę nadzwyczajną na postanowienie sądu apelacyjnego delegalizujące marsz, ale było nierealne, aby SN zdążył ją w ogóle rozpatrzyć przed 11 listopada. Sąd Najwyższy zwrócił zresztą skargę Ziobry do sądu apelacyjnego ze względu na... błędy przy jej składaniu. - Nie dochowano wszystkich wymogów proceduralnych, pozwalających uznać, że sprawie został nadany prawidłowo bieg - wskazywał rzecznik SN.

Ziobro, idąc ze skargą do NS, jednocześnie radził organizatorom Marszu Niepodległości rozważyć "obywatelskie nieposłuszeństwo". Czyli iść, nawet jeśli to będzie nielegalne - wbrew postanowieniom sądów.

W takich działaniach Ziobry nie ma przypadku. Solidarna Polska stara się bowiem dbać o dobre kontakty ze środowiskami narodowymi i jej elektoratem. W tym środowisku jest spore pęknięcie. Otóż frontmanem Stowarzyszenia Marsz Niepodległości jest Robert Bąkiewicz, który jest mocno skonfliktowany z posłami-narodowcami z szeregów Konfederacji - Robertem Winnickim i Krzysztofem Bosakiem. Ziobro ma nadzieję stać się reprezentacją polityczną sympatyków Marszu Niepodległości i celuje w przejęcie choć części narodowego elektoratu.

Bąkiewicz wściekły na Trzaskowskiego

Narodowcy, zwłaszcza sam Bąkiewicz, są wściekli na Trzaskowskiego. I to nie tylko ze względu na torpedowanie przemarszu. Otóż w sierpniu władze Warszawy wyrzuciły Media Narodowe zależne od Bąkiewicza z miejskiego lokalu przy ul. Ząbkowskiej. Powód? Wedle Ratusza narodowcy prowadzili działalność dyskryminacyjną. Przez to narodowcy musieli zawiesić nadawanie.

- Trzaskowski jest teraz osobistym wrogiem Bąkiewicza - mówi osoba znająca środowisko narodowców.

Więcej o: