Frakcja Beaty Szydło złapała wiatr w żagle i promuje jej kandydaturę na prezydenta w 2025 r. W pierwszym szeregu są europoseł Witold Waszczykowski (były szef MSZ, który pisał wręcz, że już "rośnie komitet wyborczy Beaty Szydło na Prezydenta RP") oraz wicepremier Henryk Kowalczyk.
Dlaczego teraz? - Ludzie Szydło spojrzeli na nominację Henryka Kowalczyka nie pod kątem tego, że w rządzie potrzebny był ktoś, kto się zna na rolnictwie i będzie dobrze postrzegany na wsi, więc uspokoi nastroje, ale pod kątem walk frakcyjnych. Uznali, że wraz z awansem Kowalczyka wszyscy "szydłowcy" idą teraz w górę - mówi współpracownik prezesa PiS.
Henryk Kowalczyk jest od tygodnia ministrem rolnictwa i - co symbolicznie ważne - wicepremierem. Kowalczyk jest jednym z najbardziej zaufanych ludzi Beaty Szydło. Gdy prezes PiS forsował "piątkę dla zwierząt", to Kowalczyk był twarzą sprzeciwu. Ludzi znających się na rolnictwie jest jednak w PiS niewielu, a większość PiS w Sejmie chybotliwa, więc szybko - wraz z innymi buntownikami - wrócił do łask, a sam dołączył do rządu.
Więcej informacji z Polski na stronie głównej Gazeta.pl.
"Szydłowcy" - ale i Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro, bo "ziobrystom" blisko do Szydło - mają też inny powód do satysfakcji. Cieszą się bowiem z kłopotów premiera Mateusza Morawieckiego w batalii z Komisją Europejską o akceptację Krajowego Planu Odbudowy - bez niej miliardy euro nie mogą popłynąć do Polski. Morawiecki to dla nich bowiem wróg wewnętrzny nr 1.
Poseł PiS: - Szydło znów podszczypuje Morawieckiego. Grupa Szydło po tym, gdy Kowalczyk został ministrem rolnictwa i wicepremierem, poczuła się bardzo wzmocniona. Jej głos nie reprezentuje większości klubu PiS, ale jednak liczną grupę czującą, że właśnie odzyskują grunt pod nogami.
Szydło w ostatnich tygodniach pozwalała sobie na publiczne wbijanie szpil premierowi. Kilka tygodni temu na forum Parlamentu Europejskiego zasugerowała, że "lepiej było może - proszę wybaczyć, ale to powiem - zastosować weto, niż zaufać [Komisji Europejskiej], że będą czyste reguły gry i wszystkie kraje będą na równi traktowane". Było to uderzenie wprost w Morawieckiego, który - za przyzwoleniem Jarosława Kaczyńskiego - zaakceptował mechanizm "pieniądze za praworządność" i stworzenie Funduszu Odbudowy UE.
Druga szpila jest jeszcze świeższa. Szydło w wymianie zdań z szefem "Solidarności", który miał pretensje o niedotrzymanie przez rząd porozumienia ws. wynagrodzenia nauczycieli, napisała: "Jest dla mnie ważne, by podjęte z moim udziałem decyzje były realizowane. Jak pan jednak dobrze wie, nie jestem w rządzie od 2,5 roku i nie nadzoruję realizacji porozumienia z 2019. Premier Mateusz Morawiecki z pewnością się odniesie do pana pytań". Widać zatem, że Beata Szydło ośmieliła się w swojej krytyce premiera.
Mówi polityk PiS bliski Nowogrodzkiej: - Po pierwsze, władza się zużywa, a Beata Szydło jest dobrze wspominana w partii i naszym elektoracie. A po drugie, kłopoty rządu powodują, że wartość jej akcji jeszcze wzrosła.
Szydło łapie wiatr w żagle. Beata Szydło jest jedną z potencjalnych kandydatek na prezydenta w 2025 r. Niemal rok temu pisaliśmy na Gazeta.pl, że swoje działania - albo ich brak - podporządkowuje już perspektywie walki o Pałac Prezydencki. - Beata chce zostać prezydentem w 2025 r. i nie chce się narażać ws. aborcji - mówił nam jeden z istotniejszych polityków PiS. Wówczas Szydło milcząc - choć jest najwyżej uplasowaną kobietą w PiS - pozwalała, by odium wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji spadło na Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, a ją ominęło.
Rekordowe poparcie dla Szydło w wyborach do Parlamentu Europejskiego i wielki sentyment elektoratu PiS do niej czyni ją potencjalną kandydatką na głowę państwa. Polityk z otoczenia prezesa: - Usłyszała od Jarosława Kaczyńskiego, że jest jedną z kandydatur, które będą musiały być brane pod uwagę w 2025.
Konkurencją dla niej są premier Mateusz Morawiecki. O prezydenckich ambicjach premiera pisali w książce "Delfin Mateusz Morawiecki" Piotr (były rzecznik banku BZ WBK, kiedy w zarządzie zasiadał Morawiecki) i Jakub Gajdzińscy. - Moim prawdziwym celem jest polityka, obszar, w którym decyduje się o daleko ważniejszych kwestiach niż kredyty i depozyty - miał mówić Morawiecki już w 2007 r. Gajdzińskiemu. I dodawać, że jego życiowym celem jest zostać prezydentem Polski.
Niektórzy w PiS przebąkują też o marszałkini Sejmu Elżbiecie Witek, która jednak wedle naszych rozmówców nie ma odpowiedniego formatu. I o Mariuszu Błaszczaku - dyżurnym straszaku na premiera.