Krzysztof Brejza: Bo nie ma innej technicznej możliwości uzyskania treści moich wiadomości SMS z 2014 r., jak tylko poprzez włamanie na telefon. Służba specjalna może wystąpić do teleoperatorów o tzw. dane retencyjne (bilingowe), które obejmują m.in. IMEI aparatu telefonicznego, nadawcę, odbiorcę, godzinę wysłania i odbioru, dane lokalizacyjne BTS. Ale wśród danych bilingowych nie ma treści SMS-ów. A po drugie: dane bilingowe są przechowywane przez operatorów tylko przez pół roku.
Zatem operatorzy nie mogą mieć moich SMS-ów sprzed lat. By pozyskać treść SMS-ów, CBA musi najpierw wystąpić z wnioskiem do Sądu Okręgowego w Warszawie o zgodę na kontrolę operacyjną. Sąd bada wniosek i dopiero od momentu wydania zgody służby mogą "zasysać" od operatora SMS-y przez trzy miesiące, ale dopiero od momentu uzyskania zgody sądu. Jeśliby nawet taka zgoda została wydana w 2019 r., gdy trwało śledztwo w jakieś sprawie (w której nigdy nawet nie byłem przesłuchany), to CBA mogło jedynie zdobywać SMS-y przez trzy miesiące w 2019 r. (a jeśliby wniosek był ponawiany, to przez 6 miesięcy). Nie mogli mieć dostępu do wiadomości z 2014 r., a z wtedy pochodzą SMS-y wykradzione z mojego telefonu. Pozostaje więc tylko takie wytłumaczenie: włamano się na mój telefon.
To bardzo dobrze zabezpieczony iPhone. Aktualizowany. Zawsze go miałem przy sobie. Pracowałem wcześniej w komisji ds. służb specjalnych i miałem wiedzę, w jaki sposób należy go chronić.
Więcej informacji z polskiej polityki na stronie głównej Gazeta.pl.
Nie. Zawsze go miałem przy sobie, a był też bardzo dobrze zabezpieczony. Nikomu ze służb nigdy nie przekazywałem swojego telefonu. Nigdy nie został przez kogokolwiek zatrzymany.
Po nagonce TVP na moją rodzinę w 2019 r. otrzymałem kilka gróźb karalnych, ale zgłaszając takie sprawy nikt ode mnie nie żądał oddania teelfonu, choćby na chwilę. Z kolei idąc na posiedzenia speckomisji, starałem się nie zabierać telefonu ze sobą, by go nie zostawiać w skrytkach.
W zeszłym roku otrzymałem informację - bardzo ogólnikową - o tym, że miałem być podsłuchiwany w kampanii wyborczej w 2019 r. Ta osoba zwracała mi uwagę na pewne nieporozumienia w jednej z delegatur CBA, brak zgody na inwigilowanie mnie i to, że nikt nie chciał podpisać jakichś wniosków o kontrolę wobec mnie.
W informacjach, które do mnie wówczas dotarły, pojawiał się wątek przekręcenia czegoś - jakiejś wiadomości. Nie wiedziałem, o co może chodzić. Ten człowiek mi mówił o jakiejś jednej rozmowie telefonicznej, która miała być zmiksowana z dwóch, co miało w delegaturze CBA wywołać oburzenie - sam do tej pory nie wiem, o co dokładnie chodzi.
Na bazie tych szczątkowych informacji wraz z żoną podejmowaliśmy od kwietnia 2021 r. działania, by ustalić, czy byłem kontrolowany operacyjnie przez służby. Wysłałem zapytanie do szefa CBA, skąd służby miały wiadomości z mojego telefonu, które potem opublikował pan Samuel Pereira w TVP.Info.
Bzdury i kłamstwa. Gdyby tak było, to nie musieliby fałszować SMS-ów. Prawdziwą farmę trolli w Inowrocławiu atakującą mnie, z udziałem polityków Solidarnej Polski i, co skandaliczne, dwóch dyrektorów sądów z nadania Zbigniewa Ziobro, odkryła Gazeta.pl. Ta grupa polityków ściągała do Inowrocławia przez asystenta Jacka Kurskiego ekipę TVP, m.in. na moje urodziny, ciesząc się, że urządzą mi prezent urodzinowy. Jedna z uczestniczek tej grupy wprost apeluje o "przyklejanie" mnie do afery.
Ale wracając do inwigilacji. Wysłałem w kwietniu interwencję do szefa CBA, zacytowałem konkretnego opublikowanego w telewizji rządowej przekręconego SMS-a dot. umówienia wizyty na myjni samochodowej. Pytałem, skąd CBA ma tę konkretną wiadomość i czy wszczęto jakikolwiek audyt, by wyjaśnić, w jaki sposób wypłynęły z CBA materiały ze śledztwa.
Otrzymałem odpowiedź: szef CBA zaprzeczył, że służba pobrała kopię moich wiadomości, a mi zarzucił insynuacje.
Nie. Nie miałem wtedy jeszcze starych SMS-ów na nowym iPhonie. Przeszukałem biuro, w którym znalazłem stary aparat, z którego wcześniej korzystałem. Wraz z żoną wydrukowaliśmy wszystkie materiały TVP o mnie i zdanie po zdaniu próbowaliśmy znaleźć cytowane przez TVP SMS-y (jak pisał wyraźnie pan Pereira, pochodzące z materiałów ze śledztwa) na tym starym telefonie.
Okazywało się, że wiadomości cytowane przez TVP są poprzekręcane, zmiksowane bądź są falsyfikatami. Ja i żona zdębieliśmy, bo okazało się, że trzy pierwsze strony artykułu Pereiry na TVP.Info, którymi w kampanii 2019 r. mnie atakowano, są po prostu sfałszowane. Kolejnych nie byliśmy w stanie zweryfikować.
Zabezpieczyliśmy ten stary telefon i złożyłem pozew przeciwko TVP. W lipcu moja żona, która jest także moją pełnomocniczką, wraz z grupą prawników napisała bardzo mocny pozew. Dołączyliśmy do niego profesjonalną analizą firmy informatycznej, która zrobiła kopię binarną aparatu i kopie kilkaset materiałów TVP o mnie i mojej rodzinie z 2019 r. Pozew w sierpniu został złożony w sądzie. Sprawa ruszyła.
Rusza teraz też kolejna sprawa przeciw TVP o tę samą nagonkę z 2019 r. Jeszcze w trakcie kampanii wygrałem sprawę w trybie wyborczym z Cezarym Gmyzem za inne kłamstwa publikowane przez TVP. Ten pracownik telewizji rządowej do dziś nie przeprosił mnie za oczernianie, nie zrealizował orzeczenia sądu, jesteśmy więc na etapie postępowania egzekucyjnego.
Po złożeniu pozwów przeciwko TVP, bo było ich kilka, faktycznie weszliśmy też na ścieżkę karną. 23 września tego roku wysłaliśmy do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa włamania się na mój telefon oraz nielegalnego pozyskania i rozpowszechniania moich SMS-ów w sfałszowanej zresztą formie. Zawiadomienie złożyliśmy do Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
Agentów CBA, którzy wedle mojej wiedzy mieli cytować te stare SMS-y. Mam o tym wiedzę od osób, które - co jest przedziwne - nie mają nawet związków z "aferą fakturową", w którą próbowano mnie wmieszać. Osoby te nie były pytane w czasie przesłuchań o "aferę fakturową", ale agent bądź agentka cytowali im treść korespondencji z mojego telefonu, próbując uzyskać od tych osób, by mnie czymś obciążyły. W jednym przypadku miała paść nawet groźba.
Moje zawiadomienie bardzo szybko przejęła Prokuratura Krajowa. Podobno trafiło też na biurko pana prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Owszem, najbardziej upolityczniona jednostka prokuratury to gwarantuje.
Żartuję, ale niezależnie od upolitycznienia, prokuratura ma miesiąc na wszczęcie postępowania albo odmowę. Jeśli odmówi, to będę mógł złożyć zażalenie do sądu. Brak decyzji prokuratury jest niepokojący. Jeśli prokuratura dwa razy odmówi przeprowadzić śledztwa, to będę dążyć do wniesienia subsydiarnego aktu oskarżenia do sądu. Na to też się nastawiamy, chociaż jestem pewien, że sprawę gruntownie wyjaśni w przyszłości niezależna od Zbigniewa Ziobry prokuratura, te przestępstwa bardzo późno się bowiem przedawniają.