Wieczorem 16 grudnia 1997 roku w centrum Warszawy w butiku Ultimo doszło do morderstwa i usiłowania morderstwa. W wyniku strzelaniny zginął mąż kierowniczki sklepu, a ona sama została dwukrotnie postrzelona. Kobieta doznała ciężkich obrażeń, lecz dzięki kilku operacjom udało się ją uratować. Po wybudzeniu zapytana przez śledczych kto strzelał, odpowiedziała, że była to Beata Pasik, pracownica sklepu należącego do tej samej sieci butików. Pasik wraz ze swoim przyjacielem została zatrzymana przez antyterrorystów.
Historię Beaty Pasik opowiedział reportaż wyemitowany w sobotę, 23 października w "Superwizjerze" TVN. Autorem materiału jest Grzegorz Głuszak, który nagłośnił sprawę Tomasza Komendy. Kluczowym dowodem w sprawie Pasik były jedynie zeznania właścicielki sklepu. Żaden materiał dowodowy, poza tymi zeznaniami, nie stanowił jakiejkolwiek wartości - ustalili prawnicy współpracujący z redakcją.
Więcej informacji z Polski i ze świata przeczytasz codziennie na stronie głównej Gazeta.pl.
Relacja pokrzywdzonej rozmijała się z dowodami rzeczowymi zabezpieczonymi na miejscu zdarzenia. Dwa sądy nie miały wątpliwości, że Pasik jest niewinna. Trzeci sąd po kolejnym zażaleniu pokrzywdzonej i prokuratury uznał, że kobieta jest jednak winna. Za skazaniem było troje z pięciorga członków składu orzekającego, odmienne zdanie miała m.in. przewodnicząca składu.
Pasik postanowiła udowodnić swoją niewinność, ale kasacja i apelacja nie przyniosły żadnych efektów, podobnie jak pisma do Rzeczników Praw Obywatelskich. Z kolei Trybunał w Strasburgu uznał, że nie może zająć się jej sprawą.
- Żal mam do wszystkich organów ścigania. Zrobili to ot tak, padło nazwisko, zostałam aresztowana i zostały postawione mi zarzuty bez jakiegokolwiek zbadania tej sprawy, bo ktoś powiedział - mówi w programie - mówi w programie "Superwizjer". Mimo nacisków, gróźb i próśb ze strony przesłuchujących ją policjantów, nie przyznała się do winy.
Z jej relacji wynika, że podczas przesłuchania policjanci mówili, że teraz powinna się przyznać do zabójstwa, bo przyznała to jej rodzina. Kluczowym dowodem niewinności Beaty Pasik było alibi, które dawało jej kilka osób. Jej partner, rodzice jej partnera, a także parkingowy, pracownica kwiaciarni, siostra przyjaciela i jej mąż. Prokurator jednak wydawał się być głuchy na argumenty świadków i oskarżył ich o dawanie podejrzanej fałszywego alibi.
"Beata Pasik nie miała ani na ubraniu, ani na skórze śladów prochu. Tak stwierdzili wówczas biegli. Co więcej, broń była dość nietypowa. Pod koniec lat 90. było tylko dziewięć sztuk takiej broni legalnie zarejestrowanych w Polsce. (...) Trudno sądzić, że 23-letnia wówczas Beata Pasik miała taką wiedzę i mogła użyć ciężkiej, w dodatku trudnodostępnej broni dla zawodowców" - czytamy na TVN24. Również opinia psychiatry i psychologa, oparta na trzymiesięcznej obserwacji, wskazywała, że Pasik nie byłaby zdolna do morderstwa.
Po 18 latach sąd zgodził się na przedterminowe, warunkowe zwolnienie Pasik. Sylwia Kamińska, adwokatka kobiety uważa, że sprawa powinna zostać zbadana ponownie. Jeżeli ustalenia dziennikarzy słusznie wskazują, że Beata Pasik jest niewinna, to prawdziwy morderca cały czas nie został za swoją zbrodnię osądzony.