Sawicki: Jeśli Kaczyński wyrzuci Ziobrę, to zrobię wszystko, by stworzyć koalicję z PiS

Jacek Gądek
W razie rozsypywania się większości dla Zjednoczonej Prawicy PiS liczy na wyrwanie pojedynczych posłów z PSL. Czołowym konserwatystą wśród ludowców jest Marek Sawicki, który jest gotów dążyć do koalicji z PiS, ale pod warunkiem wyrzucenia z rządu Zbigniewa Ziobro.
Zobacz wideo Władysław Kosiniak-Kamysz: Niektóre maile Dworczyka wyglądają na autentyczne

Marek Sawicki (poseł i wiceszef rady naczelnej PSL): - Gdyby Jarosław Kaczyński wyrzucił Zbigniewa Ziobrę z całą Solidarną Polską i wycofał się z destrukcji, jaką zafundował wymiarowi sprawiedliwości, to jestem gotowy go wesprzeć. Wtedy będę też robił wszystko, aby namówić PSL do tego, by weszło w koalicję z PiS, naprawiać wymiar sprawiedliwości i przestać ośmieszać Polskę na arenie międzynarodowej. Jeśli mielibyśmy rozmawiać o współrządzeniu z PiS, to tylko jako cały PSL, a nie jakaś grupa.

Z kolei wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski (PSL) zapewnia, że ludowcy idą swoją drogą. - Koalicja Polska to projekt, który wychodzi poza podział na PiS i opozycję. Musimy udać się po rozczarowanych wyborców PiS. Nie klęczymy przed Donaldem Tuskiem, ani nie ścigamy z Lewicą - podkreśla.

Więcej informacji o polskiej polityce przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.

Rok temu Jarosław Kaczyński wprost szantażował "ziobrystów", że jeśli nie wyciszą wojny z premierem Mateuszem Morawieckim, to wyrzuci Solidarną Polskę ze Zjednoczonej Prawicy i zastąpi ich PSL-em. Wówczas ludowcy - także z udziałem prezesa Władysława Kosiniaka-Kamysza - teoretycznie rozważali możliwość wejścia w koalicję z PiS. Nie było realnych rozmów z Nowogrodzką o aliansie - skończyło się na teoretycznych rozważaniach wierchuszki PSL. Cena za wejście do koalicji, jaką wówczas ludowcy rozważali, była zaporowa: przejęcie Ministerstwa Sprawiedliwości oraz polityki rządu w ramach Unii Europejskiej, a także wpływ na TVP. Ostatecznie Kaczyński porozumiał się z Ziobrą, więc temat zgasł.

Obóz PiS nie odpuścił jednak polowania na pojedynczych posłów PSL. Zwłaszcza że konserwatystom z PSL bliżej do PiS (a przynajmniej umiarkowanego skrzydła tej partii) niż do Donalda Tuska. Na celowniku - co pisał "Wprost" - była posłanka Urszula Nowogórska (ona sama zaprzeczała) i poseł Zbigniew Ziejewski.

- Większość naszych posłów ma centroprawicowe poglądy, ale to nie oznacza, że są dziś gotowi do współpracy z PiS-em. Teraz nie ma o czym mówić - słyszymy w PSL. - Z dzisiejszego klubu PSL nikt do PiS nie odejdzie - dodaje jeden z rozmówców. Tym bardziej więc PiS może celować tylko w pojedyncze osoby.

Ludowcy wiedzą, że PiS czyha na nich. W PSL-u opowiada się historie, jak obóz władzy szantażowało posła Zbigniewa Ziejewskiego - rolnika, który ma gospodarstwo także na gruntach dzierżawionych od Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, czyli od państwa. Ziejewskiego chciał przyciągnąć poseł i świeżo upieczony wiceminister - dziś współpracujący z Partią Republikańską - Łukasz Mejza, ale poseł PSL finalnie nie przeszedł na stronę obozu rządzącego.

Wśród posłów, na których sidła może zarzucić PiS, jest też Jacek Tomczak, najbardziej konserwatywny poseł ludowców, a także parlamentarzyści z konserwatywnych okręgów wyborczych, w których to z list ZP łatwiej jest o mandat.

Posłowie PSL - kilku najbardziej konserwatywnych - jest uznawanych w obozie PiS za "strategiczną rezerwę" na czarną godzinę, czyli rozsypanie się niewielkiej większości, jaką dziś ma rząd PiS. Obecnie obóz rządzący ma w Sejmie 233 "szable" (228 w klubie PiS, niezależnych: Łukasza Mejzę i Zbigniewa Ajchlera i trzech posłów Kukiz'15), a na rozdrożu znajduje się Zbigniew Girzyński, który może wrócić do popierania rządu PiS.

PSL nie chce być rozszarpywane, ale być rozgrywającym. Ludowcy chcieliby mieć moc decydowania, kto rządzi. - W Polsce już za dwa lata może być tak jak w Niemczech, gdzie nie chadecja i nie socjaliści zdecydowali, kto będzie kanclerzem, tylko trzecia siła - Zieloni - mówi nam Piotr Zgorzelski (PSL).

Punktowo PSL nie odżegnuje się jednak od współpracy z PiS. Ludowcy na przykład negocjowali wymianę poparcia PSL dla kandydata PiS na prezesa IPN (Karola Nawrockiego) w zamian za poparcie PiS dla kandydata PSL na RPO (Marcina Wiącka). - PiS-owi i tak udałoby się samemu wybrać prezesa IPN, a nam bez PiS-u nie udałoby się wybrać RPO. Gra warta była świeczki i my tę grę wygraliśmy - argumentuje Zgorzelski. Z kolei jednym z największych zwolenników rozmów z Nowogrodzką o podwyżkach dla polityków był senator PSL Jan Filip Libicki.

Frondy w PSL są jednak faktem: obecny komisarz UE ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski, europoseł Zbigniew Kuźmiuk, była szefowa kampanii PSL Andżelika Możdżanowska (dziś też europosłanka), poseł Zbigniew Baszko - oni byli w PSL-u, a dziś wspierają PiS.

Do zgrzytu w PSL doszło przy okazji prounijnych demonstracji, do których wezwał Donald Tusk - nie było w PSL-u jedności, co robić. O ile partia i sam prezes ludowców wcale nie wzywali do obecności, a Władysław Kosiniak-Kamysz nie przyszedł, to już europosłowie PSL - Jarosław Kalinowski (przemawiał nawet na Placu Zamkowym w Warszawie), Adam Jarubas już byli, podobnie jak i były europoseł Czesław Siekierski.

Jedna z osób w PSL kwituje to tak: - Proszę wybaczyć, ale darcie pyska na demonstracjach jest bez sensu, bo PiS zaraz się dogada z Brukselą.

Z kolei poseł PSL Marek Sawicki przekonuje, że premier Mateusz Morawiecki szybko zgodzi się na warunki szefowej KE Ursuli von der Leyen i pieniądze z Funduszu Odbudowy popłyną do Polski, więc hasło polexitu zgaśnie. Te warunki - a podała je w czasie debaty w Parlamencie Europejskim - to odtworzenie niezależności wymiaru sprawiedliwości, likwidacja Izby Dyscyplinarnej i przywrócenie do pracy zwolnionych bezprawnie sędziów. - Proszę więc to uczynić - wzywała szefowa Komisji Europejskiej.

Więcej o: