"Superwizjer": Człowiek Kamińskiego wiedział, że "chodzą za nim" służby. Później śledztwo zawieszono

Grzegorz P., były dyrektor CBA, miał zostać poinformowany o tym, że jest rozpracowywany przez służby - ustalili dziennikarze "Superwizjera" TVN. Nie wiadomo, skąd "człowiek Kamińskiego" to wiedział, ale chwilę później śledztwo zawieszono.
Zobacz wideo Pomaska: Premier Morawiecki nie miał nic konstruktywnego do powiedzenia, a dostawał jeden wielki łomot

Na początku października dziennikarze "Superwizjera" TVN ujawnili nagranie z rozmowy dotyczącej przemytu papierosów z Wietnamu do Polski, zarejestrowanej w 2018 roku w Dubaju. Jednym z uczestników rozmowy miał być Grzegorz P., były współpracownik Mariusza Kamińskiego i były dyrektor w CBA. Miał on oferować, że pomoże w transporcie papierosów koleją. Miał też proponować załatwienie za pieniądze listu żelaznego. Mężczyzna twierdzi, że nie rozmawiał o przemycie. Mariusz Kamiński poproszony przez TVN o komentarz nie ustosunkował się do sprawy. 

Więcej o sprawie przeczytasz w poniższym tekście:

Fragment programu 'Superwizjer' TVN"Superwizjer" TVN o "człowieku Kamińskiego". Stanisław Żaryn odpowiada

Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Grzegorz P. miał wiedzieć, że jest rozpracowywany

Teraz dziennikarze "Superwizjera" ustalili, że rozpracowywaniem próby przemytu zajęli się funkcjonariusze katowickiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W drugiej połowie 2018 roku służby dysponowały już nagraniem z rozmowy i wiedziały z kim Grzegorz P. miał rozmawiać.

Nagle działania ABW przerwano. P. miał bowiem zostać poinformowany o tym, że rozpracowują go agenci CBA i ABW. - Nie wiem, w jaki sposób, ale Grzegorz P. dowiedział się, że za nim chodzimy - powiedział dziennikarzom funkcjonariusz, który był bezpośrednio zaangażowany w czynności w tej sprawie. - Podobno kiedy tylko się zorientował, że jest inwigilowany, to wysłał SMS-a do samego szefa Biura [Ernesta Bejdy - red.] z awanturą. "Dlaczego puszczasz za mną ogony?" - pisał P. - Ernest się wtedy wkurzył i wyłączył dla czystości z całej sprawy. Uznał, że skoro są podejrzenia wobec P., to on z takimi ludźmi nie chce mieć nic wspólnego - przekazało "Superwizjerowi" informator.

Chwilę później przerwano także śledztwo CBA. - Trwało to w sumie około trzech miesięcy. I sprawa po prostu zdechła, w sumie nikt nie wie, jak i dlaczego. Mieliśmy bardzo dobre materiały wyjściowe w postaci nagrań i tylko tyle z tego zostało, żadnego śledztwa, żadnych zarzutów - podkreśliło źródło.

Radosław SikorskiSikorski komentuje starcie z Kempą. "Tworzenie klimatu do mordu politycznego"

Więcej o: