Sport wyszarpywali sobie z rąk "bielaniści" z Partii Republikańskiej Adama Bielana i wicepremier od kultury i sportu prof. Piotr Gliński. Dla "bielanistów" miała to być zapłata za wbicie noża w plecy Jarosławowi Gowinowi. Dla Glińskiego była to obrona stanu posiadania. Jarosław Kaczyński zgodził się wydzielić sport do nowego resortu i oddać "bielanistom".
- Gliński był bardzo wkurzony. Absolutnie nie chciał oddać sportu - mówi jeden z naszych rozmówców z obozu władzy. Z naszych rozmów wynika, że ludzie w resorcie Glińskiego są poirytowani, bo dopiero co domknęli proces włączania sportu do resortu kultury. - Od wizytówek, przez logo i stronę internetową. Wszystko niepotrzebnie - słyszymy.
Gliński suflował więc Kaczyńskiemu, że sport powinien pozostać w jego resorcie do zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie (4-20 lutego 2022 r.), a Kamila Bortniczuka - kandydata "bielanistów" na ministra sportu - należałoby powołać nie na ministra sportu, ale pełnomocnika ds. utworzenia tego resortu (w randze ministra) - w praktyce więc zostałby bez teki. Po tych miesiącach plan stworzenia osobnego resortu sportu mógłby się - na co liczył Gliński - rozpłynąć. I to mimo, że resort sportu - pod wodzą Bortniczuka - wpisano na początku października do umowy koalicyjnej PiS i Partii Republikańskiej.
Na rozmywanie ustaleń nie było zgody "bielanistów". Polityk znający kulisy sprawy: - Gliński chciał wywołać kryzys, jakby nie znał zapisów umowy koalicyjnej z "bielanistami". A przecież je znał, tylko nie chciał ich realizować.
Jednocześnie Gliński prowadził publiczną kampanię, by mu nie zabierano sportu. 29 września, gdy już paliło mu się pod nogami, bo aż huczało od informacji, że straci ten dział, to pojawił się - po raz pierwszy - na posiedzeniu sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki.
Na Twitterze z kolei chwalił się, że "jako minister odpowiedzialny za sport poznałem środowisko sportowe, poznałem jego potrzeby i poznałem ludzi". A w opasłym wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" - ten wywołał spora irytację w Partii Republikańskiej - rysował swoje plany w sporcie już na kolejny rok i sypał szczegółami, jeśli chodzi o inwestycje i programy. Chwalił się masą rzeczy - w tym budową toru bobslejowego, bo "bobsleje to Formuła 1 sportów zimowych". Czyli nie ma potrzeby tworzenia osobnego Ministerstwa Sportu? - Ja takiej potrzeby nie widzę - odpowiadał Gliński. Mówił też, że sport powinien być pod opieką wicepremiera, czyli jego.
"Bielaniści" kipieli złością na Glińskiego. W środę na posiedzeniu Sejmu grupa sześciu posłów posunęła się do szantażu, by dać odpór Glińskiemu i w końcu wyrwać mu sport. Nie wzięli oni udziału w dwóch głosowaniach, przez co PiS nie miało większości (PiS wygrało te głosowania tylko dlatego, że w jednym pomogli posłowie Konfederacji, a w drugim zabrakło na sali posłów opozycji).
Wicemarszałek Małgorzata Gosiewska ogłosiła, że w Sejmie doszło do awarii technicznej systemu do głosowania. Prezes PiS z kolei wezwał do siebie posłów Kamila Bortniczuka i Łukasza Mejzę - po tej rozmowie Jarosław Kaczyński ogłosił publicznie, że pierwszy będzie ministrem sportu, a drugi wiceministrem, a głosowania można było wznowić. Bortniczuk i Mejza to prywatnie bardzo dobrzy znajomi, a w polityce bliscy współpracownicy.
W malutkim resorcie sportu ma być aż czterech wiceministrów. Łukasz Mejza - debiutant w Sejmie, (objął mandat po zmarłej posłance PSL Jolancie Fedak), który ma wstąpić do klubu PiS. Andrzej Gut-Mostowy, który przejdzie z Ministerstwa Rozwoju i nadal będzie trzymał w garści dział turystyki - to zresztą była cena, jaką PiS zgodziło się mu zapłacić za pozostanie w Zjednoczonej Prawicy. Anna Krupka - jako wiceminister zajmuje dziś się sportem w resorcie Glińskiego, ale z wicepremierem jest skonfliktowana. Jacek Osuch - również dzisiejszy wiceminister u Glińskiego.
Po wspomnianej wyżej rozmowie Kaczyńskiego z Bortniczukiem i Mejzą prezes PiS stwierdził jasno: - Bardzo sobie cenię, lubię i rozumiem wicepremiera Glińskiego. Jednak jest potrzeba stworzenia resortu sportu i nie ma co zwlekać z decyzjami w tej sprawie.
"Bielaniści" dostali nie tylko ministerstwo sportu. W umowie koalicyjnej z PiS mowa jest też o konkretnych miejscach na listach wyborczych PiS - od tych w wyborach europejskich, przez parlamentarne aż do samorządowych do poziomu powiatu. A także cztery fotele wicewojewodów.