Podczas czwartkowej (30 września) debaty w Sejmie nt. przedłużenia stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej o 60 dni, szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusz Kamiński alarmował, że sytuacja na granicy jest poważna i przekonywał, że uchodźcy stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski i Unii Europejskiej. Mówił także, że "trwają prace, by wschodnia granica Polski była najnowocześniej zabezpieczona w Europie". Zabezpieczona również przez systemy elektroniczne, które miałyby sprawić, że będzie ona "nie do przejścia".
Gdy Mariusz Kamiński perorował o zagrożeniach i sugerował, że do kryzysu w Usnarzu doprowadził poseł KO Franciszek Sterczewski, do sejmowej mównicy podeszła posłanka Koalicji Obywatelskiej Magdalena Filiks. W rękach trzymała zdjęcie jednej z dziewczynek, która z grupą pozostałych migrantów została zatrzymana, a następnie odesłana przez Straż Graniczną na granicę z Białorusią. W grupie 20 migrantów były kobiety i ośmioro dzieci.
Posłowie opozycji zaczęli skandować: "Gdzie są dzieci?", na co włączył się wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. - Przywołuję panią do porządku, uniemożliwia pani prowadzenie obrad - zwrócił się do posłanki Filiks. Szef MSWiA kontynuował swoje przemówienie. Po jego wystąpieniu zdjęcie dziewczynki pozostało przy mównicy.
Po głosowaniu nad przedłużeniem stanu wyjątkowego (za przedłużeniem opowiedziało się 237 posłów, przeciw było 197, a 31 wstrzymało się od głosu) posłowie opozycji wielokrotnie dopytywali o to, co stało się z dziećmi z Michałowa i prezentowali zdjęcie dziewczynki. - Dlaczego szczujecie psami te dzieci? Was nie ma co o to pytać, to wołanie na puszczy. Pytam więc prezydenta, gdzie jest to dziecko? Co się z nim dzieje? - pytał poseł KO Artur Łącki.
Prezydenta Andrzeja Dudy nie było w Sejmie. Po zejściu z mównicy poseł KO położył więc wydrukowaną fotografię na biurku prezydenckiego ministra Pawła Solocha. Ten natychmiast zrzucił zdjęcie na podłogę. Łącki ponownie położył zdjęcie na biurku, a minister raz jeszcze je zrzucił. Do Pawła Solocha podszedł poseł Lewicy Adrian Zandberg.
- Pan minister usłyszał ode mnie, że jego zachowanie nie licuje z godnością urzędu, który tu reprezentuje, nie licuje z godnością polskiego parlamentu. W polskim parlamencie nie powinno być miejsca na takie zachowanie, na pogardę i na brak szacunku dla elementarnych praw człowieka - komentował w rozmowie z polsatnews.pl Zandberg.
Kiedy głos zabrała posłanka Lewicy Anita Sowińska, przed mównicą pojawił się poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz, ściągnął zdjęcie i wrócił na swoje miejsce. Kamery zarejestrowały, jak poseł gnie fotografię dziewczynki zatrzymanej w Michałowie. Po chwili zdjęcie ponownie pojawiło się na mównicy, postawił je poseł Koalicji Obywatelskiej Franciszek Sterczewski.
"Hańba, panie pośle. Zniszczeniem zdjęcia nie przykryje pan tragedii tej dziewczynki" - skomentowała w mediach społecznościowych posłanka KO Krystyna Szumilas. Na opublikowanych przez nią zdjęciach widać stan fotografii przed i po tym, jak poseł je zniszczył.
"Gdybym wiedziała, że zdjęcie bezbronnej, małej dziewczynki wywoła taką furię na prawicy, wywołałabym chyba je na zaostrzonej blasze. Tak wygląda moje zdjęcie po obradach Sejmu. Wyrzut sumienia?" - napisała Magdalena Filiks na Twitterze.