Wszyscy poważniejsi politycy u nas wiedzą, że nawaliliśmy z tą imprezą u Mazurka. To było bardzo poważne nadszarpnięcie naszej wiarygodności. Zero czujności, zero czujności
- załamuje ręce wieloletni polityk Platformy.
Nie w godzinach pracy, a oni zrobili to jeszcze w godzinach pracy. Wiem, że sala sejmowa była pusta, ale to nie zwalnia ich obowiązku obecności w Sejmie. Gdyby to byli jacyś zwykli, szeregowi posłowie, to może rozeszłoby się po kościach i nikogo specjalnie nie zainteresowało, ale to była absolutna wierchuszka partii
nie kryje irytacji nasz rozmówca.
Mówi inny polityk PO:
Generalnie dla naszego elektoratu to jest naprawdę ważna sprawa. Przecież to zaprzecza wszystkiemu, co mówimy od sześciu lat. A tu impreza z Dworczykiem, Glińskim, Suskim i Szumowskim. Najbardziej bolesny jest ten Szumowski, za którym ciągną się afery z respiratorami i maseczkami. Jeszcze tylko Sasina tam brakowało
Chociaż od słynnej imprezy minęło już półtora tygodnia, to jej echa wciąż do końca nie ucichły. Tuż po tym, gdy obecność czołowych polityków PO na przyjęciu u redaktora Mazurka wyszła na jaw i widząc skalę krytyki ze strony swoich wyborców, do akcji wkroczył przewodniczący PO. Tusk odbył wychowawczą rozmowę z obydwoma swoimi zastępcami, a ci oddali się do jego dyspozycji. Budka do czasu wyjaśnienia sprawy nie będzie również pełnić innej ze swoich partyjny ról - szefa klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej.
Siemoniakowi i Budce u Mazurka towarzyszył również poseł Sławomir Neumann, szef pomorskich struktur Platformy. Po przejęciu władzy w PO przez Tuska Neumann mógł liczyć na umocnienie swojej pozycji na Pomorzu, a także w całej partii. Jego wpływy mocno ucierpiały w wyniku upublicznionych jesienią 2019 roku nagrań rozmów z działaczami PO z Tczewa, które odsłaniały kulisy politycznej walki wewnątrz pomorskiej Platformy. Odzyskanie dawnej pozycji przez Neumanna to już jednak historia. Jak podała "Gazeta Wyborcza", posła najprawdopodobniej zabraknie na listach do Sejmu w 2023 roku.
W związku z niezachowaniem należytych standardów, jakich oczekuje się od wiceprzewodniczących PO, Donald Tusk wezwał na rozmowę posłów Borysa Budkę i Tomasza Siemoniaka
- zakomunikował mediom poseł Jan Grabiec. Rzecznik prasowy PO dodał, że sprawę dwóch wiceprzewodniczących partii Tusk "przedstawi podczas jednego z najbliższych posiedzeń zarządu Platformy". Do czasu wyjaśnienia sprawy Budka nie będzie też sprawować funkcji szefa klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej.
Klub parlamentarny na najbliższym posiedzeniu Sejmu prowadzić będzie jeden z zastępców szefa klubu
- wyjaśnił Grabiec.
Mówi polityk PO znający obu wiceprzewodniczących:
Budce, Siemoniakowi i Neumannowi zabrakło instynktu samozachowawczego. Musiało być ostro, musiało być jednoznacznie. Musieliśmy pokazać, że jesteśmy na serio, a nie na niby
Nasz rozmówca zwraca uwagę, że ostra reakcja Tuska była konieczna nie tylko ze względu na wyborców, ale także na partyjne struktury, którym od kilku lat wierchuszka PO opowiada o świętej wojnie politycznej ze Prawem i Sprawiedliwością, konieczności obrony demokracji i rozliczenia obecnej ekipy rządzącej. W "terenie" po ujawnieniu listy gości urodzinowej imprezy redaktora Mazurka się zagotowało.
Trudno się dziwić. Ci ludzie nagle widzą dwóch gości - jeden jeszcze przed chwilą był przewodniczącym partii, a drugi od lat jest wiceszefem PO - którzy zamiast siedzieć w Sejmie i słuchać wystąpienia Banasia walą sobie winko z Suskim, Szumowskim i Cieszyńskim. Przecież tego nie da się obronić
- zżyma się nasze źródło w Platformie.
Inny z naszych rozmówców podsumowuje cała sytuację w dość brutalny sposób:
Jak się mówi, że wsadzi się kogoś do więzienia, to się z nim wódki nie pije. Jest też stara złodziejska zasada: możesz pić, ale nie możesz dać się na tym przyłapać
Obaj politycy zdawkowo odnieśli się do całej sprawy. Budka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przyznał, że oddał się do dyspozycji przewodniczącego PO, a jednego ze swoich zastępców w klubie parlamentarnym KO poprosił o przejęcie obowiązków podczas najbliższego posiedzenia Sejmu. Z kolei Siemoniak skomentował sprawę w oświadczeniu zamieszczonym na Facebooku. Zapewnił o braku wiedzy, że na spotkaniu będą również politycy obozu władzy, a także o tym, że "żadnego alkoholu na spotkaniu nie piłem, z posłami PiS żadnego kontaktu tam nie miałem".
"Żałuję, że w piątek po 21 nie zostałem w Sejmie, ale czułem się zobowiązany potwierdzeniem zaproszenia i zamiarem osobistego złożenia życzeń" - tłumaczył we wpisie Siemoniak. I dodał: "Nikt z mediów przed wtorkową publikacją mnie nie pytał, gdzie byłem w piątek wieczorem. Ale oczywiście konsekwencje polityczne są twarde i jasne, ponoszę je oddawszy się do dyspozycji przewodniczącego Donalda Tuska, do którego ocen i wyczucia politycznego mam absolutne zaufanie przez 30 lat współpracy". Zapewnił też, że... dalej będzie walczyć "z tymi, którzy niszczą Rzeczpospolitą od sześciu lat".
Dla Siemoniaka i Budki nadchodzą właśnie sądne dni. Jeden z naszych informatorów z Platformy, pytany o to, kiedy zapadnie decyzja co do politycznej przyszłości dwójki wiceprzewodniczących, odpowiada, że "po wewnętrznych wyborach w partii". Powód jest prosty: Tusk nie chce awantury w partii w tak newralgicznym momencie. Wewnętrzne wybory są zaplanowane na październik, Platforma będzie wówczas wybierać władze partyjne na wszystkich szczeblach. Jesienią poznamy również nowy skład zarządu krajowego PO. Wiele wskazuje na to, że już bez Budki i Siemoniaka.
Poniosą straty. Zakładam, że nie będą w nowym zarządzie krajowym, a to duże osłabienie ich pozycji. Potem Donald zobaczy, co i jak dalej z nimi zrobić
- przewiduje dobrze zorientowany w partyjnych nastrojach polityk PO.
Czy dla dwójki wiceprzewodniczących jest jeszcze cień nadziei? Zdaniem jednego z naszych rozmówców - tak. Przekonuje nas, że gdy wrzawa wokół imprezy opadnie, a u Tuska uspokoją się emocje, być może przemyśli swoją decyzję i nie zetnie głów Budki i Siemoniaka.
Jest cień szansy, że nie będzie tak krwawo, jak się wydaje. Donald wie, ile Budka dla niego zrobił i że jest mu jednak potrzebny. Z kolei Siemoniak to jego człowiek jeszcze z czasów rządów PO-PSL
- argumentuje nasze źródło.
Co ciekawe, Budka i Siemoniak zostali wzięci w obronę przez dość pokaźną grupę dziennikarzy zaliczanych raczej do obozu liberalnego. Ich zdaniem działanie Tusk to polityczny teatr i przerost formy nad treścią. Co więcej, to utrwalanie niezdrowego przekonania, że na polskiej scenie politycznej trzeba się nienawidzić, a ludzkie i normalne zachowania są wykluczone, bo najważniejsza jest wojna PO z PiS-em.
Zapytaliśmy więc w Platformie, czy w klubie parlamentarnym Koalicji Obywatelskiej również panuje takie przekonanie, a jeśli tak, to czy Budka i Siemoniak mogą liczyć na wsparcie kolegów i koleżanek z Wiejskiej. Słowem: czy klub parlamentarny KO uzna kroki podjęte przez Tuska za zbyt radykalne i wyrazi wobec nich sprzeciw.
Donaldowi bunty nie grożą. Kto miałby taki bunt przeprowadzić? Donald w pełni panuje nad partią, nad całym aparatem. Ktoś może spróbować się postawić, ale skończy się to błyskawicznie
- ocenia wieloletni polityk PO. Inny dodaje w nieco ironicznym tonie:
Jest sporo radnych chętnych i gotowych do zajęcia miejsca obecnych parlamentarzystów. Zresztą to byłoby dla nas jako formacji korzystne
Kula dyskotekowa. Taki nietypowy prezent otrzymał podczas wizyty w "Kropce nad i" od prowadzącej program Moniki Olejnik Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący PO. Kilka dni wcześniej on i inny z wiceszefów partii, Borys Budka, oddali się do dyspozycji swojego przełożonego Donalda Tuska. To konsekwencja ich obecności na 50. urodzinach dziennikarza Roberta Mazurka, na których bawiło się wielu polityków ze wszystkich partii, chociaż powinni wówczas być w Sejmie i słuchać wystąpienia prezesa Najwyższej Izbie Kontroli Mariana Banasia.
Dziennik "Fakt" zapytał Budkę, co robił w piątkowy wieczór 17 września, gdy w Sejmie przemawiał prezes Banaś. Były szef PO odpowiedział, że miał "prace związane z przygotowaniem konwencji. Zajmowaliśmy się tym wspólnie z posłami Siemoniakiem i Neumannem". Tymi pracami okazało się urodzinowe przyjęcie u redaktora Mazurka, a Budka na swoich kłamstwie został przyłapany niemal od razu.
Elektorat Koalicji Obywatelskiej fatalnie przyjął obecność polityków z tego obozu na imprezie znanego dziennikarza. Wyborcy i sympatycy wytknęli parlamentarzystom nie tylko nieobecność w Sejmie, ale również kompletną sprzeczność ich zachowania z wygłaszanymi od lat oskarżeniami pod adresem polityków Zjednoczonej Prawicy, w towarzystwie których spędzili wieczór 17 września.