O projekcie fundacji Pro-Prawo do Życia pisaliśmy już w marcu, kiedy organizacja upubliczniła projekt ustawy i zapowiedziała zbiórkę podpisów. W środę radykałowie złożyli w Sejmie 130 tys. podpisów wraz z ustawą. Podczas konferencji prasowej mówili, że pomimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji, "dziesiątki tysięcy dzieci giną, matki i ojcowie stają się współuczestnikami zbrodni, a ład moralny w Polsce jest niszczony". W informacjach prasowych fundacja używa takich zwrotów jak "zabójcy", "aborcyjni przestępcy" czy "pigułki śmierci".
Przypomnijmy, że radykalni działacze chcą zmienić kodeks karny tak, aby przerwanie ciąży było równoznaczne z zabójstwem. W uzasadnieniu projektu jego twórcy wprost stwierdzają, że należy za aborcje karać kobiety, lekarzy i "lobby aborcyjne". Jeden z paragrafów, który miałyby zostać zmieniony, sugeruje z kolei, że karane może być też poronienie, jeśli wymiar sprawiedliwości stwierdzi, że ciężarna "nie dochowa ostrożności, jakiej wymaga się od osoby w jej stanie".
W uzasadnieniu projektu twórcy wyjaśniają, że osoba w ciąży mogłaby nie podlegać karze, gdyby "nie dochowała ostrożności, jakiej wymaga się od osoby w jej stanie". Mowa więc ewidentnie o poronieniach. W myśl tych przepisów to prokurator określałby, czy do poronienia (czy w tym przypadku "nieumyślnego spowodowania śmierci") doszło z powodu braku ostrożności, czy może jednak ciąża została przerwana celowo.
Należy zwrócić uwagę, że w polskim prawie występują osobno określenia "nie podlega karze" oraz "nie popełnia przestępstwa". W projekcie użyto tego pierwszego zwrotu, co oznacza, że w przypadku poronienia przez mgliste "niezachowanie ostrożności", kobieta miałaby być uznana za przestępcę, a jedynie odstępowano by od wymierzenia kary.
Opublikowane w 2018 roku badania Uniwersytetu Kalifornijskiego wskazują, że poronieniem kończy się łącznie nawet 50 proc. ciąż. W 2020 roku w Polsce urodziło się 355 tys. dzieci, a więc - przyjmując wyliczenia z amerykańskich badań - drugie tyle ciąż zakończyło się poronieniem. Jednocześnie w ubiegłym roku do wszystkich prokuratur w Polsce wpłynęło 1,057 mln spraw karnych. Gdyby śledczy mieli wszczynać postępowanie w sprawie każdego poronienia, oznaczałoby to o jedną trzecią pracy więcej. Gdy więc zwolennicy ustawowego nakazu rodzenia stwierdzają, że projekt "nie powoduje skutków finansowych" i "nie pociąga za sobą obciążenia budżetu państwa", zdają się zupełnie nie brać tego aspektu pod uwagę.
Twórcy projektu stwierdzają, że zapisy artykułu 152 k.k., który mówi o przerwaniu ciąży za zgodą kobiety, "powodują, że matka dziecka poczętego nie jest w ogóle traktowana jako sprawca przestępstwa, nawet gdyby zabiła swoje dziecko w najbardziej okrutny sposób". Jak czytamy:
Nie odzwierciedla to stanu faktycznego, w szczególności w przypadkach dokonywania przez kobiety samodzielnie aborcji farmakologicznej. Oznacza to, że Kodeks karny w obecnej postaci nie jest w ogóle przygotowany do walki z przestępczością aborcyjną, która opiera się w ogromnym stopniu na handlu środkami poronnymi i umożliwianiu samodzielnego dokonywania aborcji poza placówkami medycznymi.
Działacze piszą również, że "aborcja nie jest środkiem zaradczym wobec zagrożenia zdrowia lub życia matki dziecka". "Działania lecznicze wobec matki mogą natomiast wiązać się z zagrożeniem dla życia dziecka, a czasami spowodować jego śmierć. W medycynie często zdarzają się sytuacje, gdy podjęcie terapii wiąże się z ryzykiem dla zdrowia lub życia pacjenta. Jeśli działania te były podjęte zgodnie z wiedzą i sztuką lekarską, to lekarz nie ponosi odpowiedzialności za wynikłe szkody. Analogicznie, jeśli działania lekarza podjęte w celu ratowania zdrowia lub życia matki były zgodne ze sztuką lekarską, nie ponosi on odpowiedzialności za szkody, jakie poniosło poczęte dziecko" - twierdzą.
Szczegółową analizę projektu można przeczytać tutaj:
Swój komentarz do złożenia ustawy w Sejmie opublikowała inicjatywa Aborcyjny Dream Team, która edukuje, prowadzi telefon pomocowy i pomaga w uzyskaniu środków do aborcji farmakologicznej i w wyjazdach za granicę.
"Karanie osób za ich własne aborcje, czyli najbardziej radykalna forma kryminalizacji aborcji nie cieszy się poparciem społecznym. Niemal wszystkie badania pokazują, że tylko około 8 proc. badanych uważa, że należy karać osoby przerywające własne ciąże" - zauważają działaczki.
Fundacja Pro na swojej stronie przygotowała odpowiedzi na często pojawiające się pytania i tam są niezłe kwiatki. Nie jest tak, jak próbuje nam wmówić najbardziej zagorzała antyaborcyjna organizacja, że karanie osób za własne aborcje "to światowy standard", nie dajcie się na to złapać. Te rozwiązania funkcjonują tylko w kilku krajach na świecie: Salwadorze, Nikaragui, Dominikanie i przyczyniają się do krzywd, cierpienia i izolacji w więzieniach głównie biedniejszych osób
- czytamy w oświadczeniu.
"To, co te kraje łączy to potężna pozycja kościoła katolickiego, któremu politycy kłaniają się w pas i zapraszają do współtworzenia polityki. Coś Wam to przypomina? Hej fundacjo pro! Wszystkie nas chcecie zamknąć? Nie starczy Wam na nas więzień. Weźcie wypier*dalajcie" - piszą członkinie ADT.