Według OLAF (Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych), europoseł Prawa i Sprawiedliwości rozliczył wydatki na tzw. kilometrówki niezgodnie z przepisami Parlamentu Europejskiego. Ryszard Czarnecki miał zawyżać koszty dojazdów do PE, wskazując, że jeździł zimą kabrioletem z Jasła w województwie podkarpackim do Brukseli. Właściciel auta stwierdził natomiast, że samochód wiele lat wcześniej trafił na złom.
Rozliczeniami europosła Prawa i Sprawiedliwości zajął się więc OLAF. Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że w raporcie wspomniana jest kwota aż 100 tys. euro.
"Część kwoty wskazanej przez OLAF została już zwrócona przez Ryszarda Czarneckiego" - napisało biuro prasowe Parlamentu Europejskiego dziennikarce RMF FM Katarzynie Szymańskiej-Borginon. Nieoficjalnie ustaliła ona, że polityk PiS zwrócił mniej niż połowę ze środków wskazanych przez OLAF.
Biuro zaznacza również, że sprawa Ryszarda Czarneckiego jest w toku. "Procedura oceny w odniesieniu do kwot, które można jeszcze odzyskać na podstawie m.in. sprawozdania OLAF-u, jest nadal w toku" - przytacza pismo RMF FM. Parlament Europejski ma więc sprawdzić, czy da się odzyskać kolejne sumy ze wskazanych 100 tys. euro.
Sam eurodeputowany nie chciał ujawnić dziennikarzom, jaką kwotę za nienależne kilometrówki chce odzyskać OLAF. Czarnecki przyznał również, że doszło do nieprawidłowości, a jednocześnie podkreślił, że nie czuje się winny tej sytuacji. - Nieprawidłowości popełnili moi asystenci, nie było w tym mojej żadnej złej woli czy złej intencji. Ale oczywiście wziąłem to na siebie, wziąłem to na klatę - mówił Czarnecki cytowany przez tvn24.pl.