Od 24 dni na granicy polsko-białoruskiej koczuje grupa imigrantów, którzy ubiegają się o ochronę międzynarodową w Polsce. Przejście do naszego kraju uniemożliwiają im straż graniczna, policja i wojsko.
Premier Mateusz Morawiecki poinformował, że w związku z sytuacją przy granicy Rada Ministrów wystąpiła do prezydenta o wprowadzenie stanu wyjątkowego na okres 30 dni na terenie województwa podlaskiego i lubelskiego.
Rząd twierdzi, że wprowadzenie tego nadzwyczajnego środka ma związek z zagrożeniem bezpieczeństwa obywateli, a także porządku publicznego.
Rozporządzenie Rady Ministrów wywołało falę komentarzy i budzi wątpliwości ekspertów.
Przypomnijmy, że stan wyjątkowy może zostać wprowadzony w razie bezpośredniego zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego, w tym np. działaniami terrorystycznymi. Jednak wyłącznie wtedy, gdy wszystkie inne środki zapobiegawcze zostały już wykorzystane.
- Pomysł wprowadzenia stanu wyjątkowego na pasie przygranicznym jest podyktowany stricte kalkulacjami wizerunkowymi. Przekaz płynący z ust i kamer aktywistów oraz działaczy organizacji pozarządowych działających na miejscu jest często sprzeczny z oficjalnym stanowiskiem rządowym - mówi w rozmowie z Gazeta.pl prawniczka Eliza Rutynowska.
- Pierwszą wątpliwością, która się nasuwa w obecnej sytuacji, to czy rzeczywiście podstawowe środki przewidziane konstytucyjnie nie wystarczają, by sprostać wzywaniom takim jak przyjęcie i procedowanie wniosków o ochronę międzynarodową - dodaje Rutynowska.
Dr Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego ocenia działania polskiego rządu ws. uchodźców na granicy jako "element gry politycznej".
- Rząd rozgrywa sytuację politycznie, posługując się imigrantami, którzy są w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zdrowia, cierpią - mówi Gazeta.pl dr Małecki.
W ocenie ekspertów wprowadzenie stanu wyjątkowego w obecnej sytuacji może oznaczać chęć wykorzystania znajdujących się tam uprawnień władz do zawieszenia określonych praw i wolności obywatelskich.
W tej sprawie wypowiedział się szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusz Kamiński.
Nie uprawiamy tu żadnej polityki, tylko podejmujemy racjonalne decyzje - mówił we wtorek. - 10 września rozpoczyna się aktywna faza manewrów wojskowych armii rosyjskiej. One będą miały swój element na Białorusi. Musimy liczyć się z różnego typu prowokacjami. Restrykcje w minimalnym stopniu będą dotyczyły mieszkańców, natomiast będą istotne dla osób z zewnątrz
- dodał.
Odmiennego zdania jest prawniczka Eliza Rutynowska, która wymienia ograniczenia, jakie mogą zostać wprowadzone po wprowadzeniu regionalnego stanu wyjątkowego.
- Pierwszym z brzegu przykładem, którego w mojej ocenie należy się obawiać, to możliwość zawieszenia prawa do przeprowadzania jakichkolwiek zgromadzeń, a także wprowadzenie cenzury prewencyjnej, która co do zasady jest wykluczona. Co więcej, mówimy np. o możliwości kontrolowania korespondencji, zawartości przesyłek, a nawet emisja sygnałów uniemożliwiających nadawanie lub odbiór przekazów radiowych, telewizyjnych - podkreśla Rutynowska.
Zgodnie z ustawą, organy cenzury i kontroli są uprawnione do zatrzymywania w całości lub w części publikacji, przesyłek pocztowych i kurierskich oraz korespondencji telekomunikacyjnej, a także do przerywania rozmów telefonicznych i transmisji sygnałów przesyłanych w sieciach telekomunikacyjnych, jeżeli ich zawartość lub treść może zwiększyć zagrożenie konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego.
Dr Małecki zaznacza, że wszelkie ograniczenia będą wynikały z ostatecznego kształtu nowego prawa. - Ustawa o stanie wyjątkowym dopuszcza wprowadzenie m.in. ograniczenia w przemieszczaniu się po danym terenie czy nakazu opuszczenia terytorium. Dostęp do terenu objętego stanem wyjątkowym będzie ograniczony także dla mediów. Jest to utrudnienie dostępu do informacji, a nawet możemy mieć do czynienia z próbą ukrywania pewnych informacji o działalności instytucji publicznych - uważa ekspert.
Podobnego zdania jest Eliza Rutynowska. - Jak widać, stan wyjątkowy niesie ze sobą ogromne zasoby dla władzy, która, zasłaniając się troską o obywateli, może w ten sposób próbować tak naprawdę zasłonić im prawdziwy obraz tego, co dzieje się na naszej wschodniej granicy - mówi.
W ocenie ekspertki pomimo faktu, że stan wyjątkowy będzie obowiązywał tylko na pewnym obszarze, konsekwencje takiej potencjalnej blokady ruchowej i informacyjnej będą miały efekt na przestrzeni całego kraju i dla każdego obywatela.
- Wydaje się, iż jest to kolejna próba instrumentalnego wykorzystywania rozwiązań prawnych przewidzianych w Konstytucji nie po to, by ułatwiać władzy rządzenie, ale by chronić bezpieczeństwo państwa - kończy Rutynowska.
Dr Małecki podsumowuje, że wprowadzanie stanu wyjątkowego to typowa zagrywka pod prawicowy elektorat partii rządzącej. - Wyborcy PiS lubią sytuacje, w których Polska wydaje się oblężoną twierdzą. Tematyka walk, wojen i konfliktów pobudza ten elektorat. To są zagrywki, które mają służyć wzrostowi poparcia dla PiS w sondażach, niestety ze szkodą dla praworządności - zaznacza.