Narodowy Problem Szczepień. Jak Zjednoczona Prawica nawarzyła sobie piwa, które teraz będzie musiała wypić

Łukasz Rogojsz
Narodowy Program Szczepień miał uchronić zdrowie i życie Polaków, zabezpieczyć rodzimą gospodarkę, a Zjednoczoną Prawicę wybawić od politycznych kosztów pandemii koronawirusa. Wszystko poszło jednak źle, a szereg problemów i błędnych decyzji sprawia, że lada moment rządzący będą musieli wypić ogromny kufel piwa, którego sami sobie nawarzyli.

Przez ostatnie tygodnie i miesiące politycy obozu władzy zadawali sobie pytanie, czy i ewentualnie kiedy do Polski przyjdzie czwarta fala pandemii koronawirusa. Dzisiaj złudzeń co do tego, że przyjdzie nikt już nie ma. Ani w rządzie, ani poza nim. Jedynym pytaniem pozostaje, jak silna będzie i jak dotkliwe okażą się jej skutki. Zarówno dla zdrowia i życia Polaków, jak również dla krajowej gospodarki.

To jest raczej przesądzone, że ona się pojawi, a jej przyspieszenie może nastąpić pod koniec wakacji

- ocenił podczas konferencji prasowej we Wrocławiu Adam Niedzielski. Minister zdrowia oznajmił, że czwarta fala pandemii się rozpędza i że aktualnie jesteśmy w momencie przesilenia.

W tej chwili jesteśmy w sytuacji, kiedy nie zadajemy sobie już pytania, czy będziemy mieli do czynienia z czwartą falą COVID-u, tylko po prostu kiedy ona nastąpi i jaka będzie jej intensywność

- powiedział polityk.

Zobacz wideo Dlaczego Polacy nie chcą szczepić się przeciwko koronawirusowi?

Martwy punkt

Pod koniec marca premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że "do końca drugiego kwartału wykonamy łącznie 20 mln szczepień, a do końca sierpnia chcemy zaszczepić wszystkich chętnych Polaków". Pierwszy cel udało się osiągnąć z poważną nadwyżką, chociaż powodów do świętowania i tak nie było. 30 czerwca w pełni zaszczepionych było bowiem tylko 35,12 proc. populacji, na druga dawkę szczepionki czekało kolejne 9,51 proc. społeczeństwa.

Jak wygląda to obecnie, niemal miesiąc później? W pełni zaszczepionych mamy 44,88 proc. populacji, ale na drugą dawkę czeka już tylko 2,85 proc. Polaków. To wyraźnie mniej od średniej unijnej, która wynosi 57,8 proc. (46,59 proc. dwie dawkami i 11,21 jedną). Co to oznacza? Że drugi z celów postawionych przez premiera Morawieckiego być może też uda nam się osiągnąć, ale kompletnie nic nam to nie da. Chociaż w pełni nie wyszczepiliśmy nawet połowy społeczeństwa, to już wyczerpaliśmy pulę obywateli, którzy zaszczepić się zamierzają.

Niedawno przyznał to zresztą otwarcie Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera i koordynator Narodowego Programu Szczepień.

Widać, że naturalne zasoby osób przekonanych do szczepień wyczerpują się, czy już się niemal wyczerpały

- przyznał z rezygnacją na antenie Polskiego Radia 24.

Ostatnie tygodnie to są spadki po kilkadziesiąt procent tydzień do tygodnia

- powiedział, pytany o to, jak wielu Polaków zamierza się jeszcze zaszczepić.

Minister Dworczyk dodał wówczas - było to 14 lipca - że dwie dawki szczepionki przyjęło 55 proc. dorosłej populacji Polaków.

Jest to procent daleko niewystarczający. Stąd nasze inicjatywy w zakresie zwiększenia różnego rodzaju zachęt czy wzmacniania akcji komunikacyjnej mającej przekonywać Polaków do szczepienia

- podsumował szef KPRM. Jak dodał, przekonanie Polaków do szczepień leży w interesie całego społeczeństwa. Od tego zależy nie tylko zdrowie i życie nas wszystkich, ale również kwestia potencjalnych przyszłych lockdownów.

Marchewka zawiodła

Rzecz w tym, że mimo apeli i kolejnych inicjatyw rządu nic nie wskazuje, żeby Polacy mieli nagle zmienić swoje nastawienie wobec akcji szczepionkowej. Od miesięcy odsetek Polaków, którzy deklarują, że nie przyjmą szczepionki waha się od jednej czwartej do jednej trzeciej populacji. Potwierdza to najnowsze badanie CBOS-u, wedle którego 26 proc. Polaków nie zamierza zaszczepić się przeciwko COVID-19. Z tego samego sondażu wynika, że 52 proc. badanych przyjęło już dwie dawki szczepionki, a niemal jeden na pięciu Polaków (18 proc.) zgłasza chęć szczepienia.

Wciąż daje to jednak w najlepszym razie 70 proc. populacji, która byłaby chroniona przez SARS-CoV-2. Stanowczo za mało, żeby uzyskać tzw. odporność stadną przeciwko dominującemu obecnie na świecie wariantowi Delta koronawirusa. Dla tej mutacji pułap "odporności stadnej" wynosi - zdaniem epidemiologów i wirusologów - pomiędzy 85 a 90 proc.

W przypadku Polski jest już pewne, że przed jesienna falą zachorowań nie uda nam się go osiągnąć. Patrząc na wszystkie zmienne - nastawienie do szczepień, postępy Narodowego Programu Szczepień, decyzje rządu i Ministerstwa Zdrowia - wątpliwe również, żebyśmy w ogóle zdołali taki poziom wyszczepienia uzyskać. To natomiast oznacza, że czwarta fala pandemii w przypadku Polski wcale nie musi być ostatnią.

To dlatego rząd ima się każdego dostępnego sposobu, żeby zachęcić Polaków do przyjęcia szczepionek na COVID-19. Wielkie nadzieje wiązał z Loterią Narodowego Programu Szczepień, w której wygrać można m.in. elektryczne hulajnogi, samochody hybrydowe i duże sumy pieniędzy (50 i 100 tys. zł). Loteria szczepionkowa ani o milimetr nie zmieniła jednak nastawienia Polaków do szczepień przeciwko COVID-19, a spadkowy trend zarówno dziennej liczby szczepień, jak i rejestracji na szczepienia się utrzymał.

Zawiodła również strategia informacyjna i promocyjna rządu ws. Narodowego Programu Szczepień. Zdaniem ekspertów od wizerunku i komunikacji autorzy kampanii popełnili dwa podstawowe błędy. Po pierwsze, styl i przekaz kampanii jest skierowany do osób, które chcą się szczepić albo poważnie to rozważają. Generalnie: do ludzi raczej przekonanych. Tymczasem kampania powinna perswadować przede wszystkim sceptyków szczepień przeciwko COVID-19. Drugi problem to treść kampanii, która sprowadza się w lwiej części do korzystania z benefitów szeroko rozumianego życia społecznego i towarzyskiego. Nie dotyka natomiast zupełnie obaw, półprawd czy zwykłych kłamstw, które narosły zarówno wobec samych szczepionek, jak i NPS. Trudno się więc dziwić, że odsetek chętnych do szczepienia wskutek akcji promocyjnej nie wzrósł.

Kampania powinna mieć przede wszystkim charakter edukacyjny, wyjaśniający mechanizm działania szczepienia i obalająca narosłe wokół nich mity w maksymalnie szerokim splicie mediów i formatów, uwzględniającym też nawyki mediowe młodzieży

- analizowała w rozmowie z serwisem WirtualneMedia.pl Alicja Cybulska, chief strategy officer w Havas Media Group Poland.

Ta kampania nie wykorzystuje społecznego dowodu słuszności, popartego konkretnymi nazwiskami. Ona mówi #SzczepimySię. Problem szczepienia spłyca do instagramowego hasztagu, który nie jest apelem, a jedynie jednym z wielu hasztagów w social mediach

- dodał z kolei Paweł Janas, creative director w GoldenSubmarine, cytowany przez WirtualneMedia.pl.

Rządzący nie pomagają własnej sprawie również w komunikacji o przyszłości Narodowego Programu Szczepień. Z otoczenia rządu wyszły w ostatnich tygodniach m.in. informacje o płatnych szczepieniach na koronawirusa. Ostatecznie do sprawy odniósł się minister zdrowia Adam Niedzielski, który nie wykluczył takiej możliwości.

Zastanawiamy się, co zrobić ze szczepieniami po wrześniu, bo do tego czasu ustaliliśmy, że ten system będzie działał w ten sposób jak do tej pory, czyli jest i darmowy preparat i darmowa usługa szczepienia

- przyznał na antenie Radia Wrocław.

Intencja szefa resortu zdrowia była jasna: postraszyć Polaków odpłatnością świadczenia, żeby skłonić ich do zaszczepienia się, dopóki usługa jest darmowa. Taka taktyka mogłaby być skuteczna, gdyby Polacy generalnie chcieli się szczepić, ale zwlekali z podjęciem decyzji. Zupełnie nie rozwiązuje jednak problemu niechęci do szczepień. A z taką sytuacją mamy właśnie do czynienia w przypadku nawet jednej trzeciej polskiego społeczeństwa. Dodatkowo - jak pokazują badania - Polaków przed szczepieniami nie powstrzymuje ewentualna odpłatność tej usługi Obawiają się tego, że szczepionka została opracowana zbyt szybko albo że może mieć negatywny wpływ na ich zdrowie. Wprowadzenie odpłatności szczepień w żaden sposób nie rozwiązuje zatem źródłowego problemu, a może jeszcze zniechęcić tych, którzy w kwestii szczepień nadal się wahają.

Antyszczepionkowcy w natarciu

W walce z pandemią koronawirusa rządzący napotkali jednak nie tylko trudności obiektywne czy wynikające z błędów własnych. Musieli i wciąż muszą mierzyć się też z problemami generowanymi przez własne środowisko polityczne. A im dalej w las, tym krytycy szczepień z obozu "dobrej zmiany" i okolic poczynają sobie śmielej.

Na pierwszy plan wychodzi tutaj dwójka posłów - Janusz Kowalski i Anna Siarkowska. Ten duet w ogóle nie kryje się ze swoją krytyką programu szczepień, zwłaszcza szczepień dzieci, o wprowadzaniu obostrzeń dla niezaszczepionych już nawet nie wspominając.

To kwestia wolności i decyzji każdego człowieka . Na chwilę obecną nie chce decydować się na szczepienie. Mówię to w swoim imieniu. To jest moja decyzja

- tymi słowami w grudniu na antenie Wirtualnej Polski poseł Kowalski sprzeciwiał się szczepieniom przeciwko COVID-19. Co ciekawe, w pierwszej połowie maja tego roku poinformował na Twitterze, że szczepionkę przyjął.

Kowalski i Siarkowska 13 lipca dokonali interwencji poselskiej w Domu dla Dzieci w Nowym Dworze Gdańskim, gdzie ich zdaniem dochodziło do szczepień nieletnich bez zgody ich opiekunów prawnych. Żadne z dwojga parlamentarzystów nie ujawniło, dlaczego wybrało właśnie ren dom dziecka. Wiadomo natomiast, że jego sprawę opisał współautor książki "Fałszywa pandemia" Paweł Klimczewski, który przekonywał, że dzieci są tam poddawane "eksperymentom".

Takiej wersji wydarzeń stanowczo zaprzecza dyrektorka placówki Aleksandra Krefta. W rozmowie z serwisem OKO.press zapewniła, że każde z pięciu zaszczepionych dzieci - szczepione były tylko najstarsze dzieci w placówce, powyżej 15. roku życia - otrzymało zastrzyk a zgodą opiekunów prawnych. Siarkowska i Kowalski nagrali wideo ze swojej kontroli, które zamieścili na Twitterze. Posłanka mówi na nim:

Nie zostawimy tego, dzieci są najważniejsze, ich bezpieczeństwo i zdrowie. Będziemy wnioskować, aby starostwo przeprowadziło kontrolę

Zachowanie wspomnianej dwójki w tak krytycznym dla Narodowego Programu Szczepień momencie wywołało wściekłość kolegów i koleżanek z partii.

W krytycznym momencie, kiedy Polacy nie chcą się szczepić, a w oddali widać już czwartą falę COVID-19, oni grają na najniższych instynktach i lansują się przed antycowidowcami. To niegodne. Czy warte potępienia? Na pewno

- skomentował całe zdarzenie w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z posłów PiS-u. Jak dodał, zachowaniem dwójki zirytowany jest także Jarosław Kaczyński. Prezes PiS-u ma też za złe Siarkowskiej powołanie w Sejmie parlamentarnego zespołu ds. sanitaryzmu, do którego próbowała wciągnąć kolejnych posłów i posłanki PiS-u.

Akcje Siarkowskiej u prezesa PiS-u na pewno nie wzrosną po jej niedawnym tweecie dotyczącym szczepień. "Kiedyś spalono budkę pod rosyjską ambasadą. Teraz przeprowadzono atak na punkt szczepień. Czasy się zmieniają a sposoby prowokacji pozostają te same. Obrzydliwość" - napisała, odwołując się do ataku antyszczepionkowców na punkt szczepień w Grodzisku Mazowieckim.

Problemem dla PiS-u są jednak nie tylko Kowalski i Siarkowska. Także osoby bardzo mocno kojarzone ze środowiskiem "dobrej zmiany". Chodzi o małżeństwo Karoliny i Tomasza Elbanowskich, którzy szerszą rozpoznawalność zdobyli dzięki swojej kampanii przeciwko posyłaniu sześciolatków do szkoły. Dzisiaj sprzeciwiają się szczepieniom dzieci na COVID-19.

"Dzieci przechodzą COVID bardzo łagodnie. Nie rozumiem po co taka presja na szczepienie dzieci? Jaka miałaby być w tym korzyść dla nich?" - napisała na Twitterze Elbanowska. Małżeństwo rozpoczęło już akcję zbierania w internecie podpisów przeciwko szczepieniu dzieci na koronawirusa i przeciwko powrotowi do edukacji zdalnej. Na tym jednak poprzestać nie zamierzają. W zamieszczonym na Twitterze nagraniu Elbanowska zapowiada: "jeśli się okaże, że nasz protest w internecie nic nie da, jesteśmy już przygotowani na kolejne działania poważniejszego kalibru". Jakie to działania? Tego Elbanowscy na razie nie sprecyzowali.

Do tej pory Elbanowscy chętnie współpracowali z rządem "dobrej zmiany". Zwłaszcza z byłą minister edukacji Anną Zalewską - wystąpili wspólnie z nią na konferencji prasowej, podczas której Zalewska ogłosiła koniec obowiązku szkolnego dla sześciolatków. W 2018 roku założona przez nich Fundacja Rzecznik Prawo Rodziców otrzymała 2,3 mln zł dotacji z Kancelarii Premiera na projekt "Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze".

Swoje trzy grosze do problemów rządu dorzucają też zagorzali antyszczepionkowcy z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach "STOP NOP". Przewodzi im Justyna Socha, która od wielu tygodni zbiera w internecie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, relacje Polaków o reakcjach poszczepiennych po przyjęciu szczepionek przeciwko COVID-19. Wiele z nich nie ma nic wspólnego z faktycznymi niepożądanymi odczynami poszczepiennymi, a mimo tego Socha nakręca wśród swoich obserwujących spiralę strachu przeciwko szczepionkom na koronawirusa.

Między młotem a kowadłem

Sytuacja rządu komplikuje się z każdym tygodniem, grunt zaczyna palić się pod stopami, bo czwarta fala pandemii jest tuż za rogiem. Opcji działania z każdym dniem jest natomiast coraz mniej. Tak naprawdę rządzącym w obecnym położeniu zostały do wyboru tylko trzy wyjścia, przy czym każde niesie ze sobą niepożądane konsekwencje. Od strony politycznej to wybór najmniejszego zła, a nie największego dobra.

Opcja pierwsza to wprowadzenie obligatoryjnych szczepień przeciwko COVID-19 - dla dorosłych, dla dzieci albo dla obu tych grup. Przy czym trzeba pamiętać, że odgórne przymuszenie dorosłych obywateli do szczepienia wymagałoby istotnych zmian w prawie. Opcja druga to wprowadzenie śladem chociażby Francji segregacji obywateli w przestrzeni publicznej na zaszczepionych i niezaszczepionych. Ci drudzy mieliby ograniczoną możliwość korzystania z obiektów i usług publicznych celem zmniejszenia transmisji wirusa w społeczeństwie. Wreszcie opcja trzecia. Zakłada pozostawienie rzeczy takimi, jakie są dzisiaj, co będzie skutkować koniecznością wprowadzenia kolejnego lockdownu jesienią. Pozostaje jedynie pytanie o skalę tego lockdownu.

Z medycznego i naukowego punktu widzenia pierwsze dwie opcje są najlepsze. Jednak od strony politycznej byłyby dla rządu niezmiernie kosztowne. Tym bardziej w sytuacji, w której poparcie dla obozu władzy od dłuższego czasu i tak utrzymuje się na relatywnie niskim poziomie. Dodatkowym problemem dla rządu może być również to, że gołym okiem zauważalne są coraz większe napięcia między popierającą szczepienia większością i niechętną im mniejszością.

Pokazują to najnowsze badania opinii publicznej. Z przeprowadzonego pod koniec czerwca sondażu Kantara dla "Faktów" TVN i TVN24 wynika, że 57 proc. Polaków nie chce wprowadzenia obowiązkowych szczepień przeciwko koronawirusowi. Czterech na dziesięciu respondentów (39 proc.) jest przeciwnego zdania. Z drugiej strony, z badania pracowni United Surveys dla Wirtualnej Polski wynika, że już ponad połowa obywateli (53,7 proc.) popiera wprowadzenie ograniczeń w przestrzeni publicznej dla osób niezaszczepionych. 41 proc. społeczeństwa wciąż uważa, że osoby niechętne szczepieniom nie powinny ponosić negatywnych konsekwencji swojej decyzji.

Jaką decyzję podejmie w tej sprawie rząd? To wciąż zagadka. Niemal każdego dnia z obozu władzy dochodzą w tej kwestii sprzeczne informacje - te oficjalne i te nieoficjalne. Nie można wykluczyć, że w ten sposób obóz władzy wypuszcza balony próbne, które mają pokazać, jak społeczeństwo i media reagują na kolejne zapowiedzi.

Ta zwłoka może jednak drogo kosztować. Coraz gorętsza atmosfera między przeciwnikami i zwolennikami szczepień na COVID-19 zaczyna bowiem dawać o sobie znać w przestrzeni publicznej. Przed kilkoma dniami w Grodzisku Mazowieckim doszło do ataku antyszczepionkowców na jeden z punktów szczepień. Konieczna była interwencja policji, zatrzymano dwie osoby - jedną z powodu naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza, a drugą za znieważenie i kierowanie gróźb karalnych pod adresem policjantów.

Incydent w Grodzisku Mazowieckim ostro potępili przedstawiciele rządu.

Mamy tutaj zderzenie świata nauki, cywilizacji ze światem zabobonu i barbarzyństwa

- ocenił minister zdrowia Adam Niedzielski. I dodał:

Jesteśmy już w takim miejscu, że trzeba powiedzieć otwarcie: zero tolerancji dla takich zachowań. (…) warto odpowiedzieć sobie na pytanie, po której stronie się opowiadamy - czy po stronie barbarzyństwa, zabobonu i agresji, czy po stronie racjonalności, bezpieczeństwa współobywateli i poszanowania dla innych osób

Minister Niedzielski zwrócił się też do zwolenników szczepień, zapewniając ich, że "nas jest zdecydowana większość, nie dajmy się zakrzyczeć mniejszości, która nawet nie jest kilkuprocentowa". Słowom ministra wypada jedynie przyklasnąć. Pytanie, czy politycy obozu władzy równie konsekwentni będą w działaniu, kiedy nadejdzie czas, żeby zmierzyć się z efektami własnych błędów i zaniedbań w kwestii szczepień. Bo, że będą musieli dokonać wyboru między tym, co właściwe i odpowiedzialne a tym, co asekuranckie i niebezpieczne jest więcej niż pewne.

Więcej o: