"Wygrałem proces, który wytoczył mi Jarosław Kaczyński. To dowód na to, że nie ma powodu bać się tej władzy. To sygnał dla tych wszystkich, którzy widząc krzywdę lub niesprawiedliwość nie powinni mieć obaw, aby o tym głośno mówić" - podaje na Twitterze Ryszard Petru.
- Sąd uznał, że sformułowanie, którego użył Ryszard Petru, nie było personalnie skierowane przeciwko panu Kaczyńskiemu, ale jest to wypowiedź ogólna, mieszcząca się w granicach dozwolonej krytyki, opartej na publikacjach prasowych. Temat ten, ważny społecznie, długo był poruszany w mediach. Sąd stwierdził, że Ryszard Petru - wtedy jeszcze jako poseł i aktywny polityk - miał prawo wyrazić swoje zdanie - mówi "Gazecie Wyborczej" mec. Elżbieta Kosińska-Kozak, pełnomocniczka Ryszarda Petru. - Sąd dodał również, że Twitter zwykle jest miejscem, gdzie komentarze są bardziej dosadne, często przesadzone, co nie oznacza, że są bezprawne - dodaje.
W maju 2019 roku Jarosław Kaczyński wytoczył proces Ryszardowi Petru za wpis odnoszący się do tzw. afery Srebrnej. "Żaden z Jarosława Kaczyńskiego biznesmen. Człowiek, który zleca wykonanie prac i po roku nie płaci, jest po prostu oszustem" - pisał w styczniu 2019 r. były lider Nowoczesnej.
Na początku prezes PiS skierował do Petru wezwanie przedsądowe, polityk Nowoczesnej miał usunąć tweeta i zapłacić 10 tys. zł na rzecz "Stowarzyszenia na rzecz wspierania hospicjum im. Jana Pawła II w Ostrowcu Świętokrzyskim". Były lider Nowoczesnej nie usunął jednak wpisu i sprawa została skierowana do sądu. Sąd w pierwszej instancji nakazał przeprosić Kaczyńskiego, ale Petru się odwołał.
Afera związana ze spółką Srebrna wybuchła w styczniu 2019 roku, gdy "Gazeta Wyborcza" opublikowała tzw. taśmy Kaczyńskiego. Dziennik opublikował zapisy nagranych rozmów Jarosława Kaczyńskiego z austriackim biznesmenem Geraldem Birgfellnerem, zaangażowanym wówczas w plany powstania wieżowca w Warszawie. Birgfellner twierdził, że nie zapłacono mu za ponad rok pracy, podczas której zajmował się sprawą wieżowca, który miał stanąć przy ul. Srebrnej i właśnie z takimi zarzutami zwrócił do prokuratury. Kaczyński temu zaprzeczał. Austriak był w tej sprawie kilkukrotnie przesłuchiwany. Prokuratura nie zdecydowała się natomiast na przesłuchanie prezesa PiS.