Polska rękami Trybunału Konstytucyjnego chce uwolnić się od unijnego prawa. "Rubikon i tak już przekroczyliśmy"

Łukasz Rogojsz
Na wniosek premiera Mateusza Morawieckiego polski rząd chce udowodnić przed Trybunałem Konstytucyjnym, że nasza ustawa zasadnicza jest nadrzędna wobec prawa unijnego. - Wniosek polskiego premiera zaprzecza podstawowym pryncypiom funkcjonowania Unii Europejskiej - mówi w rozmowie z Gazeta.pl dr hab. Piotr Bogdanowicz z Uniwersytetu Warszawskiego. - Mamy do czynienia z naruszeniem zasad, na których UE się opiera - dodaje ekspert od prawa europejskiego.

GAZETA.PL, ŁUKASZ ROGOJSZ: Przed Trybunałem Konstytucyjnym toczy się rozprawa, dotycząca nadrzędności Konstytucji RP nad prawem unijnym. To uderzenie wyprzedzające przed wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w sprawie polskiego systemu dyscyplinarnego dla sędziów?

DR HAB. PIOTR BOGDANOWICZ*: Można tak to określić, bowiem TSUE swój wyrok wyda już 15 lipca. Aczkolwiek jest to uderzenie wyprzedzające wyłącznie dla części społeczeństwa. Z perspektywy prawnej ten wyrok, jeżeli potwierdzi wniosek premiera Mateusza Morawieckiego i stwierdzi, że konstytucja przeważa nad prawem europejskim, będzie niezgodny z prawem unijnym. Jakiej decyzji nie podejmie polski TK, wyrok nie będzie mieć żadnego wpływu na skuteczność wyroku TSUE, dotyczącego postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów.

Będzie mieć wpływ. Rządzący chcą zapewnić sobie "podkładkę" prawną, żeby wyroku TSUE nie wykonywać.

Ta "podkładka" będzie wyłącznie na potrzeby wewnętrznego przekazu medialnego rządzących. Chodzi o przekaz skierowany do określonej grupy społecznej, określonej grupy wyborców. Z perspektywy unijnej taki wyrok TK niczego nie zmieni, nie wywoła żadnego szerszego skutku prawnego. Mamy prawo Unii Europejskiej i ustalone orzecznictwo. Tutaj nic się nie zmieni.

Zobacz wideo Zdaniem Donalda Tuska Zjednoczonej Prawicy zależy na osłabieniu Unii Europejskiej

Chyba, że przestaniemy na podstawie tego wyroku TK respektować prawo unijne w tych obszarach, w których będzie to dla nas wygodne. Wyroki TSUE i środki tymczasowe nakładane przez Trybunał są tu pierwsze w kolejności.

To byłaby sytuacja bez precedensu, czegoś takiego jeszcze w historii Unii Europejskiej nie było. Z jednej strony, obawiam się takiego scenariusza, z drugiej - Rubikon i tak już przekroczyliśmy.

Jak to?

Premier i czołowi politycy rządu wielokrotnie podważali wyroki instytucji unijnych, kwestionowali unijne prawo, większość sejmowa wielokrotnie przyjmowała ustawy niezgodne z prawem UE, przejęła Trybunał Konstytucyjny, upolityczniła prokuraturę i Krajową Radę Sądownictwa. To wszystko doprowadziło do sytuacji, w której kolejny wyrok dyspozycyjnego wobec rządzących TK niczego już nie zmieni. Jako prawnik nie znajduję uzasadniania dla nierespektowania wyroków TSUE teraz, jeszcze przed wyrokiem TK, i nie znajdę ich już po jego wydaniu, jakikolwiek wyrok by to nie był. Poza tym, konflikt prawa unijnego z prawem krajowym w kwestii reform wymiaru sprawiedliwości, których broni premier Morawiecki, jest fikcją. Aksjologia Konstytucji RP i aksjologia prawa unijnego są tutaj tożsame. W ich świetle tego rodzaju "reformy" są nieakceptowalne w demokratycznych państwach prawa.

Jak odczytywać całą tę sytuację? To formalno-prawne negocjacje, albo raczej targi, polskiego rządu z Brukselą?

Targami bym tego nie nazwał, ale na pewno jest to element testowania.

Testowania czego? I kogo?

Testowania, na ile Komisja Europejska po wydaniu takiego wyroku będzie chciała wszcząć postępowanie w trybie art. 258. Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Proszę zwrócić uwagę, że wniosek premiera został skierowany pod koniec marca, czyli jeszcze przed wszczęciem przez KE postępowania przeciwko Niemcom w związku z wyrokiem Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, według którego Europejski Bank Centralny (EBC) przekroczył swoje uprawnienia w sprawie tzw. luzowania ilościowego, skupując od 2015 roku obligacje krajów strefy euro. Nie wykluczam, że wszczęcie takiego postępowania było pewnym zaskoczenie dla naszego rządu.

Dlaczego? Przecież wniosku do TK nie wycofano.

To prawda, ale dynamika ostatnich miesięcy pokazuje, że KE nie będzie się wahać przed występowaniem do TSUE w związku z orzeczeniami sądów konstytucyjnych, które są niezgodne z prawem europejskim. A wniosku nie wycofano, ponieważ zapewne cały czas chodzi tutaj o kwestię polityczną - budowania retoryki w oparciu o wyrok TK, podważający decyzje instytucji unijnych.

U niektórych osób - niekoniecznie mocno wspierających Zjednoczoną Prawicę, ale osób, które po prostu nie mają dostatecznej wiedzy prawnej - ewentualny wyrok TK po myśli premiera może wywoływać duże wątpliwości. Mamy dwa trybunały i dwa sprzeczne wyroki, urzędnicy czy sędziowie unijni mówią jedno, a przedstawiciele rządu drugie. Taki chaos może być korzystny dla rządzących, bo przynajmniej dla pewnej grupy społeczeństwa uwiarygadnia nierespektowanie wyroków TSUE, a w razie ewentualnego ustępstwa daje szansę, że opinia publiczna zgubi wątek tego sporu.

Wiele państw podważało nadrzędność prawa unijnego nad prawem krajowym. W przypadku Polski jest coś wyjątkowego?

Jest. Wniosek polskiego premiera zaprzecza podstawowym pryncypiom funkcjonowania Unii Europejskiej - zasadzie państwa prawnego, zasadzie lojalnej współpracy oraz zasadzie skutecznej ochrony sądowej. Tutaj nie chodzi o "jakieś" naruszenie prawa Unii Europejskiej. W przypadku Polski mamy do czynienia z naruszeniem zasad, na których UE się opiera. To absolutnie kluczowe zasady i wartości, związane z członkostwem każdego państwa w Unii Europejskiej.

Rozmawiamy o sytuacji, która w historii UE nie miała jeszcze miejsca. Wierzy pan, że jeśli TK wyda wyrok po myśli rządu, Polska rzeczywiście przestanie respektować wyroki TSUE?

"Wierzę" to złe słowo, ale bardzo obawiam się, że może się tak stać. Może dojść do sytuacji, w której przestaniemy respektować orzeczenia TSUE, co tylko pogłębiłoby stan naruszenia prawa unijnego przez Polskę. Mimo tego, uważam, że dla wielu sędziów ten wyrok nic nie zmieni, podobnie jak wcześniej "ustawa kagańcowa" - dokument w rażący sposób sprzeczny z prawym europejskim - również nic nie zmieniła i sędziowie dalej kwestionowali status sędziów powołanych przez Krajową Radę Sądownictwa w obecnym kształcie i składzie.

To będzie bunt do pierwszej nałożonej na Polskę przez TSUE kary finansowej czy nowa oficjalna linia rządu?

Argument finansowy może tutaj odgrywać istotną rolę. Zarówno Polska, jak i Węgry miały w ostatnich latach niekorzystne dla siebie wyroki TSUE, ale nigdy nie doszło do nałożenia kar finansowych. Polski i węgierski rząd wcześniej zawsze robiły krok wstecz w decydującym momencie. Druga sprawa to kwestia zatwierdzenia Krajowego Planu Odbudowy, złożonego w Brukseli przez polski rząd. Dla Komisji Europejskiej jest to mocna karta negocjacyjna w rozmowach z Warszawą. Trzeci element, który odgrywa w tej sytuacji ważną rolę, to wszczęcie postępowań na podstawie tzw. mechanizmu warunkowości, a więc uzależnienia transferu unijnych funduszy od przestrzegania praworządności. Jest możliwe, że po przychylnym rządowi wyroku TK albo systemowym niewykonywaniu wyroków TSUE Bruksela zacznie wreszcie analizować, czy mamy w Polsce do czynienia z naruszeniem praworządności, które ma wpływ na budżet unijny. Niemniej warto zauważyć, że sytuacji, w której państwo unijne odmawia zapłacenia kar czy ryczałtu nakładanych przez TSUE jeszcze w historii UE nie mieliśmy. To zupełnie niezbadany grunt w historii Unii.

Tego rodzaju ryzyko miało rozwiązać wprowadzenie tzw. mechanizmu warunkowości.

Tu jest jeden szkopuł: żeby Komisja Europejska mogła skorzystać z tego mechanizmu, naruszenie prawa przez kraj członkowskie musi mieć wpływ albo stwarzać poważne ryzyko wpływu na należyte zarządzanie finansami w ramach budżetu Unii lub na ochronę interesów finansowych Unii.

Zanegowanie prymatu prawa unijnego nad prawem krajowym sprawia, że Bruksela całkowicie traci kontrolę nad wydatkowanie unijnych środków. To chyba wystarczy?

Niewykluczone, że Bruksela nie przebierałaby w takiej sytuacji w środkach. Mówimy tu w końcu o zanegowaniu pryncypiów, na których opiera się Unia Europejska. To uderzenie w fundamenty UE. Dla Brukseli nie powinno być w takiej sytuacji opcji kroku w tył.

* Piotr Bogdanowicz - doktor habilitowany w Katedrze Prawa Europejskiego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego; jego zainteresowania naukowe obejmują kwestie praworządności w Unii Europejskiej, prawo zamówień publicznych Unii Europejskiej oraz pomoc publiczną; członek m.in. Zespołu Ekspertów Prawnych Fundacji im. Stefana Batorego, Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego, Polskiego Stowarzyszenia Prawa Europejskiego, European Procurement Law Group

Więcej o: