We wtorek posłowie Anna Maria Siarkowska i Janusz Kowalski (oboje są członkami Klubu Parlamentarnego PiS) pojawili się w Nowym Dworze Gdańskim, by - jak sami twierdzą - interweniować w sprawie przymusowych szczepień przeciw COVID-19. Według posłów do przyjęcia szczepionki mieli zostać zmuszeni podopieczni tamtejszego domu dziecka. Siarkowska i Kowalski nie zostali jednak wpuszczeni na teren placówki, w związku z czym postanowili poprosić o wyjaśnienia starostę powiatu nowodworskiego.
Działania posłów klubu PiS, szeroko zresztą przez nich relacjonowane w mediach społecznościowych, postanowiła skomentować na Twitterze posłanka KO Katarzyna Lubnauer.
Najpierw PiS wymyślił ideologię LGBT, a teraz ta dwójka Sanitaryzm. Świat płaskoziemców stoi przed nimi otworem. Szkoda, że kosztem zdrowia młodych Polek i Polaków
- napisała przedstawicielka opozycji.
Przypomnijmy, że Siarkowska jest przewodniczącą powstałego w maju parlamentarnego zespołu ds. sanitaryzmu. Jak wówczas tłumaczyła, do jego zadań będzie należeć m.in.: "monitorowanie i analizowanie problemów związanych z poszanowaniem i ochroną konstytucyjnie gwarantowanych praw i wolności obywatelskich w obliczu wyzwań dot. bezpieczeństwa sanitarno-epidemiologicznego oraz podejmowanie interwencji".
Poza Siarkowską i Kowalskim, w zespole zasiada jeszcze troje posłów KP PiS (Agnieszka Górska, Mariusz Kałużny, Sławomir Zawiślak), a także Małgorzata Janowska i Zbigniew Girzyński z koła Polskie Sprawy.
Na wpis Lubnauer odpowiedziała po jakimś czasie sama Siarkowska. "Szanowna Pani Poseł, sanitaryzm wymyślili sanitaryści, a nie ci, którzy z nim walczą. [...] Ad rem - czy jest Pani za tym, by łamać prawo i szczepić dzieci bez zgody ich opiekunów prawnych?" - zapytała posłanka, która sama prowadzi batalię z rzekomą doktryną sanitaryzmu.
"Sanitaryzm", o którym milczą słowniki, to określenie spopularyzowane przez dr. Pawła Basiukiewicza, lekarza elektrokardiologa, który w ostatnich miesiącach stał się jednym z najważniejszych autorytetów dla osób powątpiewających w skalę epidemii i skuteczność wprowadzanych obostrzeń, które ich zdaniem mają prowadzić do "zniewolenia społeczeństwa". "Sanitaryzm to doktryna polityczna, której założeniem jest podporządkowanie życia społecznego, politycznego, gospodarczego, religijnego a nawet prywatnego walce z epidemią" - opisuje Siarkowska.
Twierdzenia głoszone przez Siarkowską, Basiukiewicza i innych zwolenników walki z rzekomą doktryną sanitaryzmu od samego początku spotykały się z krytyką ze strony środowiska lekarskiego oraz ekspertów z zakresu epidemiologii.
Wymiana zdań między Lubnauer i Siarkowską dotyczyła rzekomego przymusu szczepień, któremu poddani mieli być podopieczni Domu dla Dzieci w Nowym Dworze Gdańskim. Problem jednak w tym, że wbrew sugestiom posłów obozu rządzącego, w placówce nikt nikogo do szczepień nie przymuszał.
- Dzieci mają swoich opiekunów prawnych, którymi są bliskie im osoby. W porozumieniu z opiekunami te dzieci, które chciały przystąpić do szczepienia, miały taką możliwość. Ostatecznie trójka naszych pełnoletnich podopiecznych z pomocą opiekunów i wychowawców dobrowolnie zarejestrowała się i zaszczepiła. Oprócz tego dwójka naszych wychowanków pojechała na szczepienie ze swoją babcią. Dla niej też te dzieci postanowiły przyjąć szczepionkę, aby móc ją odwiedzać bez stwarzania ryzyka - powiedziała w rozmowie z portalem nowydworgdanski.naszemiasto.pl Aleksandra Krefta, dyrektorka nowodworskiego domu dla dzieci.
Po tym, jak do opinii publicznej dotarły niepotwierdzone informacje o rzekomym przymusie szczepień, na placówkę wylała się fala hejtu, przede wszystkim ze strony środowiska tzw. antyszczepionkowców. Padały oskarżenia m.in. o "zmuszanie dzieci do udziału w eksperymentach" czy wyzwiska od "hitlerowców".
- Rejestracja na szczepienia obejmuje kontakt z przychodnią i badanie przez lekarza. Gdybyśmy faktycznie zmuszali podopiecznych do szczepienia, to musielibyśmy zmuszać do działania również lekarza. Nasze dzieci z własnej woli chcą się szczepić, by wrócić do normalności, a my im w tym chcemy pomóc. Takie ataki są uciążliwe i niebezpieczne; dzieci też widzą te wpisy i są zdezorientowane - dodaje Krefta.
We wpisie na Facebooku przedstawiciele Domu Dla Dzieci w Nowodworze Gdańskim przypomnieli natomiast, że w czasie obowiązującej w placówce kwarantanny "w duchu odpowiedzialności opiekę nad wychowankami sprawowała jedynie kadra pedagogiczna".
"Wówczas nikt ze środowisk tak czule i troskliwie 'chroniących nas przez zgubnym skutkiem szczepień', nie wykazał najmniejszego zainteresowania czy najmniejszej chęci pomocy" - dodano.
O poselską interwencję posłów Siarkowskiej i Kowalskiego (do niedawna wiceministra aktywów państwowych), zapytano środę rzecznika rządu.
- Nie znam szczegółów samej interwencji. Każda osoba dorosła ma prawo zdecydować o tym [o zaszczepieniu się - red.]. Uważam, że takie działania nie są potrzebne i mogą tworzyć w opinii publicznej wrażenie działań, które są przeciwko szczepieniom. Ale jak rozumiem, nie było to intencją posła Kowalskiego - chodziło raczej o kwestię wyboru. Jednak efekt społeczny może być odwrotny od zamierzonego i ja takiej interwencji bym nie podjął - powiedział dziennikarzom Piotr Müller.
Pytany o możliwość wprowadzenia obowiązkowych szczepień przeciwko COVID-19 dla medyków, Muller przyznał, że "w gronie lekarskim niestety są pojedyncze przypadki osób, które kwestionują system szczepień".
- Trzeba brać pod uwagę, że te osoby mogą wywołać niepokój społeczny w przypadku wprowadzenia obowiązkowych szczepień dla medyków. Państwo znacie tych lekarzy, którzy zachowują się w kontrze do wyników badań naukowych i dowodów medycznych. Niestety oni często zyskują na popularności ze względu na populistyczne hasła, które głoszą - podkreślił rzecznik rządu.