Szef KPRM Michał Dworczyk odpowiadając poniedziałkowej konferencji na pytanie o to, dlaczego korzystał z prywatnej skrzynki mailowej do spraw służbowych, stwierdził, że "bardzo często jest tak, że decyzje stricte administracyjne są powiązane z decyzjami politycznymi i partyjnymi".
- Te obszary są bardzo trudne do rozgraniczenia. Myślę, że wszyscy się zgodzimy, iż nikt nie chciałby, żeby z domeny czy to KPRM, czy innych ministerstw, prowadzić stricte partyjną dyskusję. To byłoby niewłaściwe - stwierdził Michał Dworczyk.
Dodał, że "i w Polsce, i na całym świecie jest tak, że tego rodzaju korespondencja jest prowadzona". - Podkreślę, nie łamie to żadnych przepisów, ale należy rzeczywiście dokładać wszelkiej staranności, by wszędzie, gdzie się da, te obszary rozgraniczać - powiedział szef KPRM.
Minister poinformował również, że w dniu ujawnienia afery - 8 czerwca - zadeklarował premierowi Mateuszowi Morawieckiemu gotowość złożenia rezygnacji z zajmowanego przez niego stanowiska.
- Pan premier Morawiecki zadeklarował, że nie utracił do mnie zaufania. Wskazał również na to, że tego rodzaju działania byłyby wpisaniem się w scenariusz atakujących, byłoby to de facto zrealizowanie celów, które stawiają sobie atakujący - powiedział Michał Dworczyk.
- Na przykładzie z ostatnich dni udowodniłem, że używanie skrzynki w domenie państwowej w momencie determinacji atakującego, mówię tutaj o przykładzie polskiego Sejmu, również nie gwarantuje bezpieczeństwa. 11 parlamentarzystów ma zhakowane konta, to są parlamentarzyści de facto z wszystkich klubów i kół - dodał.
Zaznaczył, że "jeżeli ktoś jest zdeterminowany, to niezależnie od tego, na jakiej domenie zarejestrowana skrzynka, przy odpowiednio zaangażowanych siłach, środkach, jest w stanie zabezpieczenia przełamać".
- Konsekwentnie podtrzymujemy, że nie będziemy odnosić się do pojedynczych materiałów [publikowanych na kanale Telegram - red.], bo to jest właśnie jeden z celów atakującego: wprowadzanie dyskusji, słowo przeciwko słowu, tłumaczenia, co jest prawdziwe, zmanipulowane, co jest całkowicie fałszywe - powiedział szef KPRM.
Michał Dworczyk został zapytany także o to, dlaczego wcześniej przez kilka tygodni unikał odpowiadania na pytania o aferę e-mailową.
- Mogę państwa przeprosić za to, że wcześniej nie słyszeliście informacji - stwierdził. Zaznaczył, że obecnie prowadzone jest śledztwo prokuratury, w którym ma status osoby pokrzywdzonej.
- Do momentu zebrania podstawowych informacji, przynajmniej tych, które można przekazać, nie chcieliśmy szerzej na ten temat informować, po to, żeby się nie opierać na niesprawdzonych informacjach - wyjaśnił.
- Mogę przeprosić za ten dyskomfort, zwłaszcza, jeżeli zdarzyły się sytuacje, że kiedyś w sposób niedelikatny ktoś uniemożliwił zadanie pytania dziennikarzowi - dodał, odnosząc się do konferencji, podczas której pytania dziennikarzy o wyciek e-maili były wyciszane.
Na początku czerwca szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk poinformował o ataku hakerskim na skrzynkę mailową i media społecznościowe jego i jego żony. W wydanym oświadczeniu poinformował, że służby specjalne prowadzą działania wyjaśniające w związku z doniesieniami o włamaniu na jego konto mailowe, konto jego żony, a także ich konta w mediach społecznościowych.
Zapewnił też, że w skrzynce mailowej będącej przedmiotem ataku hakerskiego nie znajdowały się żadne informacje, które miały charakter niejawny, zastrzeżony, tajny, lub ściśle tajny.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego podała w lipcu, że ataki hakerskie na Polskę objęły również system poczty elektronicznej Sejmu RP. Włamanie miało być częścią tak zwanej akcji "Ghostwriter", w której doszło do złamania zabezpieczeń skrzynki szefa KPRM Michała Dworczyka i wycieku wiadomości.
Na kanale Telegram od kilku tygodni publikowane są e-maile, mające rzekomo pochodzić z prywatnej skrzynki Michała Dworczyka.