Wniosek o przedłużenie koncesji dla TVN24 został złożony do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji już w lutym ubiegłego roku. A mimo to do tej pory decyzja nie zapadła. Problem tkwi w jednym z artykułów ustawy o radiofonii i telewizji, który mówi o tym, że koncesja może zostać przyznana podmiotowi zlokalizowanemu w Polsce lub w Europejskim Obszarze Gospodarczym.
Właścicielem TVN24 jest zarejestrowana w Holandii spółka Polish Television Holding, będąca z kolei własnością amerykańskiego koncernu Discovery. Wątpliwości KRRiT ma wzbudzać także planowana fuzja z Warner Media.
- TVN jest w rękach spółek, w których ostatecznym i głównym beneficjentem jest podmiot amerykański, a więc podmiot spoza europejskiego obszaru gospodarczego, a tymczasem mamy w ustawie o radiofonii i telewizji zapis, który mówi, że ten rodzaj udziałów, takich podmiotów powinny być nie większe niż 49 proc. I tutaj tak naprawdę jest cały problem systemowy - mówił w tym tygodniu na posiedzeniu sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu szef KRRiT Witold Kołodziejski.
"Struktura własnościowa Spółki jest zgodna z przepisami ustawy o radiofonii i telewizji. Potwierdzają to niezależne ekspertyzy opracowane przez wybitnych polskich profesorów prawa" - stwierdził we wtorek w oświadczeniu zarząd TVN S.A. Spółka zwróciła uwagę, że przed sześcioma laty KRRiT "zaakceptowała wejście amerykańskiego kapitału do naszej Spółki i do czasu ubiegania się o przedłużenie koncesji dla programu TVN24 struktura własnościowa TVN nie budziła żadnych wątpliwości".
"Planowana w przyszłości fuzja z Warner Media nie może stanowić pretekstu do przedłużania procesu rekoncesyjnego, gdyż jeszcze nie miała miejsca" - dodano.
Kwestie własnościowe to jednak tylko jeden z wątków w burzliwych, a często i głośnych kontaktach KRRiT i nadawcy TVN24, do których dochodziło w ostatnich latach.
W październiku 2020 r. - kilka dni po wydaniu przez Trybunał Konstytucyjny orzeczenia ws. aborcji - Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji opublikowała komunikat ws. używania w TVN24 sformułowania "Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej". Rada wezwała nadawcę do "zaprzestania używania tego i podobnych sformułowań".
"Odbiorcy programu TVN24 otrzymali nieprawdziwe informacje dotyczące konstytucyjnego organu państwa, jakim jest Trybunał Konstytucyjny. Rozdział VIII Konstytucji RP wskazuje, że Trybunał Konstytucyjny jest władzą odrębną i niezależną od innych władz, a wszyscy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji" - podkreślała KRRiT.
Jak stwierdziła rada, używanie nazwiska Przyłębskiej "kierowało uwagę odbiorców na osobę prezes Trybunału Konstytucyjnego, dając tym samym nieprawdziwe wskazanie, iż to nie konstytucyjny organ rozpatrywał sprawę i wydawał orzeczenie".
"Tego rodzaju, niezgodne z prawdą informacje, wprowadzają odbiorców w błąd i utrwalają nie tylko nieprawdziwe przekonanie o indywidualnej, spersonifikowanej decyzji prezes Trybunału Julii Przyłębskiej, lecz przede wszystkim krytykę wyroku Trybunału Konstytucyjnego, dokonywaną przez część społeczeństwa kierują ją, w sposób zindywidualizowany, do konkretnej osoby uczestniczącej w podejmowaniu rozstrzygnięcia" - dodała KRRiT, zaznaczając, że "może to stanowić element nękania, zastraszenia, a nawet mowy nienawiści".
W grudniu 2017 r. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nałożyła na TVN S.A. karę w wysokości 1 479 000 zł w związku z relacjonowaniem przez TVN24 kryzysu sejmowego w dniach 16-18 grudnia 2016 r.
16 grudnia poseł PO Michał Szczerba został wykluczony z obrad. Posłowie opozycji zablokowali mównicę. Ówczesny marszałek Marek Kuchciński zdecydował się prowadzić obrady w Sali Kolumnowej. Przegłosowano wtedy m.in. ustawę budżetową na 2017 r. Posłowie opozycji kontynuowali protest na sali sejmowej również po zamknięciu posiedzenia. Wydarzenia w Sejmie doprowadziły także do licznych manifestacji na ulicach.
KRRiT stwierdziła, że na antenie TVN24 "propagowano działania sprzeczne z prawem oraz sprzyjające zachowaniom zagrażającym bezpieczeństwu".
Zdaniem rady miało to polegać "na zachęcaniu widzów do udziału w zgromadzeniu przed budynkiem Sejmu RP, nieinformowaniu widzów o rozwiązaniu przez Policję zgromadzenia przed Sejmem RP, jednostronnym prezentowaniu wydarzeń poprzez dobór zapraszanych do studia komentatorów i gości, fałszywym przedstawianiu wydarzeń sprzed gmachu Sejmu RP poprzez manipulowanie obrazem i brak niezwłocznego sprostowania informacji nieprawdziwych".
Krajowa Rada stwierdziła także, że propagowano w TVN24 "blokowanie sali plenarnej Sejmu RP przez grupę posłów, co uniemożliwiało prowadzenie obrad, jako legalnego i dopuszczalnego środka politycznego sprzeciwu".
Spółka argumentowała, że zarzuty są "błędne i nieprawdziwe", a decyzja KRRiT została oparta na "nieprawdziwych domniemaniach lub faktach, które nie miały miejsca". TVN S.A. zaznaczyła, że w analizie KRRiT "pominięto wiele wypowiedzi i relacji, jakie pojawiały się na antenie TVN24". Spółka podkreślała, że przekazywała na antenie m.in. stanowisko Policji, informowała także o rozwiązaniu zgromadzenia przed Sejmem. W stanowisku czytamy, że TVN24 podawał niektóre z tych informacji szybciej niż państwowa Polska Agencja Prasowa.
W styczniu 2018 r. po licznych protestach przewodniczący KRRiT Witold Kołodziejski uchylił karę.
W marcu 2017 r. KRRiT podjęła uchwałę, nakazującą TVN-owi "zaniechanie działań, polegających na niedochowaniu należytej rzetelności i staranności". Chodziło konkretnie o materiał "(Nie)czyste teorie" wyemitowany w październiku 2016 r. w programie "Czarno na białym" w TVN24.
Reportaż dotyczył podkomisji smoleńskiej i jej wniosków na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Skargę na materiał złożyła w imieniu jednego z członków - prof. Wiesława Biniendy - mec. Maria Szonert-Binienda, prywatnie małżonka profesora. Mecenas twierdziła, że materiał zawierał "brutalny atak na poszczególnych członków Podkomisji". TVN argumentował z kolei, że reportaż był "polemiką z głoszonymi tezami" i zaprezentowano w nim "stanowiska specjalistów". Nadawca zaznaczał także, że stacja wielokrotnie bezskutecznie próbowała nawiązać kontakt z członkami rządowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Krajowa Rada ostatecznie uznała jednak wyjaśnienia stacji za "niewystarczające".