Już w 2013 roku, jeszcze za rządów PO-PSL, Jarosław Kaczyński mówił o konieczności walki z "nepotyzmem, korupcją i kolesiostwem". - Pora wyplenić tę patologię - zaznaczał z kolei, jak przypomniała "Rzeczpospolita", Mariusz Błaszczak, ówczesny szef klubu PiS.
W 2018 roku wyszło na jaw, że rok wcześniej ministrowie gabinetu Beaty Szydło otrzymali od 65 do 82 tys. złotych premii. Wykaz kwot udostępnił Krzysztof Brejza. Jak z niego wynikało, najwięcej otrzymał wówczas Mariusz Błaszczak - 82 100 tys. zł, a po 75 100 tys. zł otrzymali Mateusz Morawiecki i Anna Zalewska.
Kwoty przyznanych premii wywołały oburzenie opinii publicznej oraz reakcję Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS nakazał wówczas ministrom oddać nagrody. - Przed wyborami powiedziałem, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Ministrowie konstytucyjni i sekretarze zdecydowali się na przekazanie nagród na cele charytatywne [Caritas - przyp. red.]. Polityka nie jest dla bogacenia się, polityka jest po to, aby służyć społeczeństwu - powiedział wówczas Kaczyński.
- Komitet Polityczny na mój wniosek ustalił obniżenie o 20 proc. poselskich i senatorskich pensji, wprowadzone zostaną limity obniżające zarobki wójtów, burmistrzów, prezydentów, marszałków i starostów oraz ich zastępców - podkreślił prezes PiS. Stwierdził, że ograniczone zostaną również dodatkowe świadczenia dla pracowników spółek Skarbu Państwa i spółek komunalnych. - Proszę pamiętać, że te dodatkowe świadczenia bywały na poziomie pensji - dodał. W lipcu 2018 roku prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy zmniejszającej pensje parlamentarzystów.
W maju tego samego roku Forum Młodych Ludowców w przesłanej do Gazeta.pl liście ujawniło nazwiska radnych PiS, którzy zarobili krocie w spółkach Skarbu Państwa. Łącznie 53 działaczy samorządowych PiS w ciągu dwóch lat (w 2016 i 2017 roku) zarobiło 23 mln 725 tys. złotych.
Rekordzistą był Paweł Śliwa, radny województwa małopolskiego, który w PGE zarobił 1,6 mln zł. Z kolei Jan Frania, radny województwa lubelskiego, również w PGE, zarobił 991 tys. zł. Zdzisław Filip, radny PiS z Legnicy, w ciągu dwóch lat zarobił w spółce Tauron Wydobycie 861 tys. zł. Grzegorz Muszyński, radny województwa lubelskiego, wcześniej w PKP PLK, teraz w BGK Nieruchomości, zarobił 803 tys. zł. Martyna Wojciechowska, radna województwa mazowieckiego, dyrektorka w NBP, zarobiła 784 tys. zł.
W tym samym roku Jarosław Kaczyński ogłosił, że partia podjęła decyzję w sprawie osób, które zarabiają w spółkach skarbu państwa, a chciałyby kandydować w wyborach samorządowych.
- Zapadła decyzja, zgodnie z naszymi deklaracjami, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Ci, którzy funkcjonują w spółkach, są przez nas szanowani, jeśli należycie pełnią swoje funkcje, ale nie będziemy łączyć tych funkcji. Te osoby nie będą kandydatami na żadnym szczeblu samorządu - podkreślił prezes PiS.
Z kolei w ostatnią sobotę podczas Kongresu PiS przegłosowana została uchwała, która ma zwalczać nepotyzm. Został w niej zapisany wyjątek, który wzbudził sporo dyskusji. W dokumencie stwierdzono bowiem, że zasady nie obejmują osób, "które zostały zatrudnione/pracują w strukturach spółek Skarbu Państwa ze względu na swoje kompetencje, doświadczenie zawodowe, w przypadku których doszło jednocześnie do nadzwyczajnej sytuacji życiowej".
Dzień później tę "furtkę" tłumaczył Jarosław Kaczyński. - To jest wyjątek zupełnie szczególny, dotyczący tylko takiej sytuacji, gdzie ktoś o wysokich kwalifikacjach np. ze względu na to, że małżonek przenosi się, dajmy na to do Warszawy i w związku z tym małżeństwo, by pozostać razem, musi się przenieść i mając kwalifikacje, ma możliwość zajęcia podobnego stanowiska. Wtedy możemy się nad tym zgodzić, ale według mojego rozeznania takich przypadków w skali partii jest minimalna liczba - podkreślił Kaczyński i dodał, że to nie jest "żaden mechanizm", żeby tej uchwały nie realizować.
- Trzeba wezwać naszych przeciwników i jednocześnie, chociaż to słowo jest trudne dzisiaj przy ich zachowaniu, koleżanki i kolegów z parlamentu do tego, aby ich partie podjęły to samo w spółkach samorządowych - powiedział, podkreślając, że to "naprawdę dobry pomysł" i "trzeba się oczyścić".
Okazuje się, że o tym, kto nie zostanie objęty uchwałą, zadecyduje minister aktywów państwowych Jacek Sasin.