W piątek Jarosław Kaczyński ogłosił wspólną deklarację europejskich konserwatystów. Podpisali ją, poza prezesem PiS, przewodnicząca Braci Włochów Giorgia Meloni, szef hiszpańskiej partii Vox Santiago Abascala, premier Węgier i szef Fideszu Viktor Orban, Matteo Salvini z Ligi Północnej i Marine Le Pen, przewodnicząca francuskiego Zjednoczenia Narodowego.
Komentujący zwrócili szczególną uwagę na francuską polityczkę. Cztery lata temu Kaczyński mówił, że "z panią Le Pen mamy tyle wspólnego, co z panem Putinem". "Tymczasem Kaczyński ogłasza deklarację wspólnoty wartości z prokremlowską Le Pen" - napisała Barbara Nowacka.
"Kaczyński w 2017 r.: "Z panią Le Pen mam tyle wspólnego, co z Putinem". W 2021 r. chce wspólnie bronić tradycji z panią Le Pen, jawnie opłacaną przez Putina. Nawrócił się czy ściągnął maskę?" - zapytał dziennikarz Tomasz Piątek.
"Kaczyński i PiS wybrali proputinowską, antyeuropejską, nacjonalistyczną wspólnotę ideową (Le Pen, Orbán, Salvini itd.). Dziwią tylko ci, którzy się dziwią. Najbliższe wybory - o ile w ogóle będą miały rys demokratyczny - będą dotyczyć tylko jednej sprawy: wolność czy autokracja" - stwierdził dziennikarz Przemysław Szubartowicz.
"Nie słuchałem konferencji w samo południe, ale czytam, że prezes Kaczyński zapisał się do partii proputinowskich rozwalaczy Unii. Nie wiem, jak TVP zrobi z tego przenikliwą strategię, ale przytomnym ludziom powinny się już dawno zapalić nie lampki, ale lampy alarmowe" - podkreślił Dariusz Ćwiklak.
"Kaczyński, wchodząc w sojusz z Le Pen i Salvinim de facto podpisuje pakt z Putinem, który wspiera te partie. To akt zdrady" - podkreślił Bartosz T. Wieliński z "Gazety Wyborczej".
"PiS podobno nie lubi Putina, ale już Kaczyński lubi kolegów i wyznawców Putina. Trochę takie nie wprost, ale jednak Kaczyński też lubi Putina, tylko szuka sposobności, żeby to pokazać i ogłosić. Dobrze (w sumie nie), że te flirty będą maksymalnie do 2023 r." - napisał Tomasz Trela z Lewicy.