Platforma jest dziś daleko od miłości. Wczorajsze spotkanie - Donald Tusk, Rafał Trzaskowski i Borys Budka - nie przyniosło przełomu.
Donald Tusk oczekuje, że Ewa Kopacz zrezygnuje z fotela wiceprzewodniczącej partii, a on ją zastąpi. Oczekuje też rezygnacji Borysa Budki z fotela szefa partii, bo właśnie Tusk był go wówczas zastąpił jako pełniący obowiązki szefa - gdyż byłby najstarszym spośród "wice". Na taki prosty wariant nie ma zgody Rafała Trzaskowskiego, który deklaruje, że jest gotów startować w wyborach na nowego szefa partii, czyli stanąć z Donaldem Tuskiem do walki o władzę w Platformie.
Pytamy jednego z ważniejszych polityków tej partii, zwolennika Tuska, czy wierzy w zapowiedź Trzaskowskiego o starcie na szefa PO. Mówi, że "nie". - Czyli według pana Rafał Trzaskowski nie ma cojones? - Acha - potwierdza. I sobie dworuje:
A jeśli ma cojones, to gdzieś indziej - może w ruchu Wspólna Polska, niech tam startuje na szefa. Gdyby przyszło co do czego i były wybory na szefa Platformy, to Rafał by nie wystartował. Jakiś powód by się znalazł. Śmieci są drogie w Warszawie, więc trzeba tu dużo zrobić. I jeszcze linię metra budować. A gdyby jednak wystartował, to by przegrał z Donaldem.
W otoczeniu Trzaskowskiego wersja jest zgoła inna. Donald Tusk byłby - to cytat - "śmieszny", gdyby chciał rządzić Platformą jako pełniący obowiązki. Po rezygnacji Borysa Budki - przekonują - kolejny szef musi mieć mandat zdobyty w wyborach powszechnych w partii.
My przecież jesteśmy poważną i demokratyczną partią. "Pełniącym obowiązki" można być na chwilę, ale p.o. i tak byłoby niezręcznie organizować wybory szefa partii, którą kieruje
- mówi osoba bliska Trzaskowskiemu.
Zwolennicy Tuska widzą to tak: wybory nowego szefa PO mogą się odbyć jesienią - już we wrześniu, kiedy w partii odbywają się też wybory lokalne. - I jeśli Trzaskowski chce stawać do wyborów, to niech staje, ale będzie ciężko zdziwiony ich wynikiem - słyszymy od jego krytyka z władz PO.
Dlaczego? - Jeśli u Trzaskowskiego uważają, że się odetną od problemów, których narobili Platformie, to się mylą. Ludzie w PO wiedzą, że to Borys i Rafał wspólnie doprowadzili do tego, że teraz Donald musi wracać, by ratować Platformę - wyjaśnia.
Ludzie Trzaskowskiego widzą to inaczej.
Rafał jest przyszłością. Przyszedł czas na nowe
- mówi osoba stojąca za Trzaskowskim. Prezydent Warszawy jest liderem sondaży zaufania społecznego, a w wyborach prezydenckich zdobył ponad 10 milionów głosów.
"Tuskowiec":
Oni mieli być piękni i młodzi. Mieli być ostatnią nadzieją białych. A doprowadzili do zapaści PO w sondażach i groźby rozłamu partii.
"Trzaskowiec":
Nostalgia za Donaldem w partii jest duża, ale sentymentami nie wygrywa się wyborów. Wygrywa się pójściem do przodu.
By Donald Tusk mógł dołączyć do zarządu partii, to z funkcji wiceprezesa musiałby ktoś inny zrezygnować. "Tuskowcy" skreślają Ewę Kopacz. Na co zwolennicy Trzaskowskiego się obruszają, że to jedyna kobieta w tym gronie i radzą posunąć się Bartoszowi Arłukowiczowi bądź Tomaszowi Siemoniakowi, których wiążą z byłym premierem. W zdziwieniu, jak przedmiotowo traktowana jest Kopacz pisała już także Wirtualna Polska. - Naciskanie na jedyną kobietę, aby to ona zrezygnowała, bo uważają ją za najsłabszą, to jest świństwo. Jak już tak z otwartymi rękami witają Tuska, to niech się sami dla niego posuną - słyszymy od zwolennika prezydenta stolicy. Ale jest też przekonanie, że Kopacz spełniłaby wolę Tuska i oddałaby krzesło w zarządzie.
"Tuskowiec":
Rafał pręży dziś muskuły. Pokazuje, że trzeba się z nim liczyć.
"Trzaskowiec":
Tusk nie doceniał Rafała, ale myślę, że już zaczął.
Przekonanie po obu stronach jest takie, że ich mistrzowie jakoś dogadać się będą musieli.