Według źródeł "Rzeczpospolitej", hakerom udało im się pozyskać login i hasło do prywatnej skrzynki Michała Dworczyka w domenie na wp.pl poprzez oszustwo phishingu (polegające m.in. na podszywaniu się pod daną witrynę, np. banku, oraz rozsyłaniu zafałszowanych wiadomości z odnośnikami). Pierwsza udana próba, jak ustalił dziennik, miała miejsce 22 września ubiegłego roku, potem takich wejść było co najmniej kilka.
Wiadomości, które miały zostać wykradzione z prywatnej poczty szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów od początku czerwca publikowane są w serwisie Telegram. Rząd nie potwierdził dotąd, czy treści, które tam trafiają, są w pełni autentyczne.
"Jak ustaliliśmy, wejście na konto FB żony ministra, od którego zaczęła się 'afera mailowa', było już tylko tego efektem, a nie kanałem, którym hakerzy dotarli do ministra. Dworczyk nie wiedział, że jego maile są cały czas czytane, bo nie było złamania loginu i hasła - hakerzy uzyskali bowiem poprawne dane, jakich używał minister. To dlatego przez wiele miesięcy nikt nie wiedział o ataku, a holding wp.pl zaprzeczał, by doszło do włamania - takiego incydentu nie odnotowano" - czytamy w artykule.
O tym, że hakerom kilkukrotnie udało się wejść na pocztę Dworczyka, informowały również służby specjalne: ABW i SKW. Co więcej, poprzez fałszywe oprogramowanie próbowano wejść także do e-dziennika córki ministra.
Między wrześniem 2020 r., gdy hakerzy mieli uzyskać dostęp do poczty ministra, a czerwcem 2021 r. cyberprzestępcy dokonali kilku udanych ataków na prywatne konta polityków PiS, w tym Joanny Borowiak, Arkadiusza Czartoryskiego i Marka Suskiego. Według służb, za włamaniami stoi grupa UNC1151, którą można powiązać "z działaniami rosyjskich służb specjalnych". Przejęcie kont miało zostać przeprowadzone w ramach akcji "Ghostwriter".
Dlaczego więc maile Dworczyka zaczęły wypływać dopiero teraz, skoro hakerzy mieli do nich dostęp od dziewięciu miesięcy? Według strony rządowej, a także źródeł "Rz", moment wybuchu "afery mailowej" można powiązać z zatrzymaniem przez białoruskie władze opozycyjnego dziennikarza Romana Protasiewicza. - Analizując ataki "Ghostwritera", wiemy, że gromadzą bazy ukradzionych danych i czekają na dobry moment, by to wykorzystać, tak by pasowało to do ich narracji - mówi informator dziennika.