- Widzieliście państwo przed momentem zdjęcia z tej parady tak zwanej równości, bo to z równością nie ma nic wspólnego. Widzieliście tam osobników ubranych jakoś dziwacznie, jakiegoś mężczyznę ubranego jak kobieta. Czy to są ludzie normalni państwa zdaniem? Przecież wszyscy Polacy dokładnie widzą, co się dzieje na tych ulicach i wiedzą na czym polega równość i na czym polega tolerancja, ale to, co się tam działo nie ma nic wspólnego ani z równością, ani z tolerancją. To jest fetyszyzowanie i wykrzywianie równości i tolerancji - tak w rozmowie z Michałem Rachoniem na antenie TVP Info minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek odniósł się do Parady Równości, która przeszła w weekend ulicami Warszawy.
Szef MEiN stwierdził, że "osobnicy, którzy tam chodzą, to są ludzie, którzy nie zachowują się zgodnie ze standardami i normalnie". - To jest demoralizacja publiczna, obraza moralności - powiedział.
Czarnek dodał, że "wszyscy jesteśmy równi wobec prawa, wszyscy jesteśmy równi w godności osoby ludzkiej, ale nie jesteśmy równi w uprawnieniach". - Ktoś, kto demoralizuje, promuje różnego rodzaju dewiacje, nie ma takich samych praw publicznych, jak osoba zachowująca się zgodnie ze standardami i normami, która nie demoralizuje - stwierdził.
Słowa Czarnka w środę z mównicy sejmowej komentowała posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. - Nie jest pana prawem, nie jest pana kompetencją odmawianie uczniom, młodzieży, nauczycielom i żadnej mniejszości prawa do korzystania z konstytucyjnego prawa do gromadzenia się i wyrażania własnych poglądów - mówiła polityczka Lewicy. - Panie ministrze, jedyny język, jaki pan zna, to język nienawiści, język szczucia i język, który prowadzi do tego, że uczniowie, na których straży powinien pan stać, popełniają samobójstwa, dokonują samookaleczeń i krzywdzą sami siebie - podkreślała.
Zarówno sejmowe przemówienie posłanki, jak i samą wypowiedź Czarnka z TVP, komentują politycy na Twitterze. "Jeśli uznamy Czarnka za normę, to wolę być nienormalną" - napisała Katarzyna Lubnauer. W kolejnym wpisie poinformowała, że klub KO złoży wniosek o odwołanie Czarnka ze stanowiska ministra.
"Lewica domaga się wyjaśnień, dlaczego minister Czarnek obraża tych, którzy przeszli w Paradzie Równości, wyzywając ich od 'nienormalnych'" - napisał z kolei rzecznik prasowy Lewicy Marek Kacprzak.
Do wystąpienia Dziemianowicz-Bąk odniósł się później Czarnek. "Domagam się od Pani natychmiastowego odwołania obraźliwych słów wobec uczestników Parady Równości. Nikogo nie nazwałem mianem nienormalnego - to Pani to zrobiła w swoim przemówieniu i w tym wpisie. Proszę mnie cytować precyzyjnie i ze zrozumieniem i nie obrażać ludzi" - napisał. "'Polacy widzą, kto jest normalny, a kto nie'. Czy Pani odbiera Polakom prawo do oceny? W imię tolerancji? Pani się tolerancja z totalitaryzmem myli" - dodał.
Obecny minister, a wcześniej szeregowy poseł i wojewoda lubelski wielokrotnie obrażał ludzi należących do mniejszości seksualnych. W 2018 r., odnosząc się do Marszu Równości w Lublinie, mówił o "zboczeniach dewiacjach i wynaturzeniach". Został pozwany przez Barta Staszewskiego, organizatora wydarzenia. Sprawa skończyła się na mediacji, Czarnek przeprosił osoby, które poczuły się urażone, zaznaczając przy tym, że pozostaje przy swoim zdaniu.
- Brońmy rodziny przed tego rodzaju zepsuciem, deprawacją, absolutnie niemoralnym postępowaniem, brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy z tą dyskusją - tak z kolei mówił minister edukacji w TVP w 2020 roku. Polityk apelował także, aby "skończyć dyskusję o tych obrzydlistwach, LGBT, homoseksualizmie, biseksualizmie, paradach równości".
Za tę wypowiedź minister został ukarany przez Komisję Etyki Poselskiej.