"Warszawski Sąd odrzucił apelację "Gazety Polskiej" od wcześniejszego wyroku skazującego ją za zniesławiające mnie kłamliwe publikacje. Wyrok jest więc prawomocny. Wielka Orkiestra może oczekiwać przekazu pieniężnego. Będę wdzięczny za udostępnianie tej wiadomości" - napisał w środę Włodzimierz Cimoszewiczw mediach społecznościowych.
Były premier Włodzimierz Cimoszewicz pozwał "Gazetę Polską", redaktora naczelnego pisma Tomasza Sakiewicza oraz dziennikarza Jacka Lizinkiewicza za artykuł pod tytułem "Cimoszewicz dewastator". W materiale zasugerowano, że polityk zdemolował leśniczówkę wynajmowaną w Puszczy Białowieskiej - informowaliśmy w 2019 roku w Gazeta.pl.
Warszawski sąd wydał wyrok, na mocy którego zobowiązano "Gazetę Polską" do przeproszenia Włodzimierza Cimoszewicza i wpłaty 25 tysięcy złotych na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy już w lutym bieżącego roku. Tygodnik złożył jednak apelację w tej sprawie. Jak poinformował w środę polityk, została ona odrzucona, dlatego wyrok został uprawomocniony.
"Pozujący na Europejczyka były premier Włodzimierz Cimoszewicz, wyprowadzając się z wynajmowanej za półdarmo przez 17 lat leśniczówki w środku Puszczy Białowieskiej, zabrał ze sobą piec, poszycie budynku gospodarczego, framugi w drzwiach oraz oknach, gniazdka i kontakty elektryczne, a nawet... boazerię. Budynek należy do Lasów Państwowych. Po tym, jak zostawił go jeden z liderów Koalicji Europejskiej, jest ruiną, która nie nadaje się do zamieszkania" - pisał o byłym premierze Lizinkiewicz w "GP".
W materiale zasugerowano, że umowa dotycząca wynajmu leśniczówki przez Cimoszewicza, została rozwiązana w związku z rzekomym "ogołoceniem" leśniczówki i zabraniem stamtąd "wszystkiego, co dało się wynieść". Były premier odpierał te zarzuty m.in. w rozmowie z Wirtualną Polską, po tym jak temat podchwyciła TVP.
Polityk tłumaczył, że oskarżenia są fałszywe, a materiał powstał wyłącznie w celu zdyskredytowania go podczas wyborów do europarlamentu. Dodał, że chciał zostawić leśniczówkę "w stanie nienaruszonym" po 20 latach użytkowania, a demontaż boazerii czy centralnego ogrzewania miał nastąpić na prośbę nadleśnictwa, co zostało udokumentowane.