Teraz politycy PiS mówią o "ataku", a po "taśmach Sowy" żądali dymisji. "Trwanie rządu jest skandalem"

W kontekście włamania na skrzynkę Michała Dworczyka przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy mówią o "bezprecedensowym ataku" i podkreślają, że problem dotyczy całej klasy politycznej. Gdy w 2014 r. wybuchła afera podsłuchowa, politycy PiS też się oburzali, ale głównie na postawę ówcześnie rządzących. - Mamy do czynienia z rozkładem aparatu państwa - mówił Jarosław Kaczyński i domagał się dymisji.

Afera mailowa trwa. Na platformie Telegram przybywa materiałów, które rzekomo pochodzą z prywatnych skrzynek mailowych polityków rządu. Dotychczas w sprawie Michał Dworczyk wydał dwa oświadczenia. 9 czerwca podkreślał, że "w skrzynce mailowej będącej przedmiotem ataku hakerskiego nie znajdowały się żadne informacje, które miały charakter niejawny, zastrzeżony, tajny, lub ściśle tajny". "Zważywszy na to, że informacje zostały opublikowane w rosyjskim serwisie społecznościowym Telegram oraz fakt, że przez 11 lat miałem zakaz wjazdu na teren Rosji i Białorusi jako osoba aktywnie wspierająca przemiany demokratyczne na terenie byłego ZSRR, traktuję ten atak jako jeden z elementów szeroko zakrojonych działań dezinformacyjnych zawierających sfałszowane i zmanipulowane informacje" - pisał. 

Zobacz wideo Maksymowicz o tajnym posiedzeniu Sejmu: To było PR-owe działanie

Afera mailowa. Co mówi rząd? Doszło do bezprecedensowego ataku"

W kolejnym oświadczeniu z 11 czerwca szef KPRM przekonywał, że "podobne ataki hakerskie mają niestety miejsce na całym świecie". 

Na wycieki zareagowali już inni najważniejsi polscy urzędnicy. - Doszło do bezprecedensowego ataku, który kierowany jest, według wszelkiego prawdopodobieństwa, zza naszej wschodniej granicy, bo bardzo wiele na to wskazuje - rusycyzmy, które pojawiają się w sfabrykowanych wpisach na Facebooku i w mailach - mówił na konferencji Mateusz Morawiecki. Premier podkreślił, że cała sytuacja i atak hakerski to lekcja oraz "nauczka, którą wszyscy, cała klasa polityczna, powinniśmy wziąć sobie do serca i popatrzeć na to, co, kto, w jaki sposób używa, jakie są zabezpieczenia". Zwrócił również uwagę na to, w jaki sposób zakładane są skrzynki oraz stwierdził, że większość obywateli nie zna szczegółów tego, jak dany portal je zabezpiecza. 

"Problem całego świata"

Również rzecznik rządu kładł nacisk na to, że wyciek jest problemem całej klasy politycznej. W rozmowie z dziennikarzami Piotr Müller podkreślił, że "w najbliższym czasie spotkamy się z szeroko zakrojonymi działaniami dezinformacyjnymi, które mieszają informacje prawdziwe z informacjami, które są całkowicie nieprawdziwe". - Chciałbym serdecznie uczulić wszystkich dziennikarzy i całą opinię publiczną, że będziemy przez najbliższe tygodnie, a może przez dłuższy okres przedmiotem jako cała Polska, jako klasa polityczna od prawa do lewa bez względu na barwy polityczne przedmiotem bezprecedensowego ataku informacyjnego i dezinformacyjnego - dodał. Jak zaznaczył, rząd nie będzie odnosił się do poszczególnych maili, "bo na tym zależy wszystkim służbom, które podejmują działania dezinformacyjne".

W programie "Kawa na ławę" TVN24 europoseł Zjednoczonej Prawicy przekonywał, że ataki hakerskie "to problem nie tylko Polski, ale całego świata". 

Tvn24.pl przypomina, jak politycy Prawa i Sprawiedliwości zareagowali na wybuch tzw. afery podsłuchowej. W latach 2013-2014 r. doszło do nielegalnego nagrania rozmów kilkudziesięciu osób związanych z polityką i biznesem. Proceder odbywał się w stołecznych restauracjach, m.in. w lokalu Sowa & Przyjaciele. Wśród nagrywanych byli między innymi: ministrowie rządu Donalda Tuska, ówczesny prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka czy były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Taśmy opisał tygodnik "Wprost"

Jarosław Kaczyński o aferze podsłuchowej w 2014 r.: Bulwersujące wydarzenia

Politycy ówczesnej opozycji najczęściej nie zwracali uwagi na fakt, że rozmowy zostały nagrane nielegalnie. Skupiono się za to na samych rozmowach i wykorzystywano ich treść jako argumentu przeciw rządowi. - Doszło do niezwykłych i bulwersujących wydarzeń, które wskazują, że w Polsce łamane jest prawo - mówił wówczas Jarosław Kaczyński. Prezes PiS nawoływał do dymisji. - Mamy wszelkie przesłanki, żeby uznać, że ta władza musi odejść. Jedyną właściwą reakcją jest dymisja rządu. Oczekujemy, że o godz. 15 Donald Tusk tę dymisję ogłosi. Jeżeli jednak to nie nastąpi, to wtedy zapowiadamy wotum nieufności dla rządu i otwieramy rokowania partyjne w sprawie kandydata na premiera - podkreślał. Kaczyński powiedział wtedy, że "mamy do czynienia z rozkładem aparatu państwa".

Rok po publikacji nagrań w podobnym tonie na antenie Polskiego Radia wypowiedział się Mariusz Błaszczak. - Nie ma powodów do radości, gdy mamy do czynienia z rozkładem państwa. Dymisje powinny być przeprowadzone rok temu - stwierdził.

"Trwanie tego rządu jest skandalem"

W innej wypowiedzi Jarosław Kaczyński podkreślał, że "trwanie tego rządu jest skandalem". Odnosząc się do wulgaryzmów, które pojawiły się w nagraniach, Kaczyński mówił o "języku lumpenproletariatu". Zbigniew Ziobro, szef Solidarnej Polski, stwierdził w TVN24, mówił o ówcześnie rządzących: - Granda, działanie sitwy, która chce rządzić. Ziobro mówił też o "odsunięciu od władzy złego rządu" (cytat za wprost.pl).

Gdy Sejm odrzucił wniosek o konstruktywne wotum nieufności wobec rządu Donalda Tuska, sprawę komentował Piotr Gliński, obecnie wicepremier i minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu, a wtedy kandydat PiS na premiera. - Zwyciężyły interesy indywidualne, grupowe, a nie interes ogólnospołeczny. Niedobrze, że tak się stało, że próbuje się przykrywać taśmy prawdy, próbuje się przykrywać fakt, że obecna ekipa rządowa z pogardą wypowiada się o polskim społeczeństwie, że przyznaje się do tego, że polskie państwo nie funkcjonuje, używa instytucji tego państwa do własnych gier politycznych. Jednym słowem, że nie chce dać się odspawać od stołków - powiedział. Dodał, że "skandal taśmowy nie będzie przykryty". 

Więcej o: