Jak podaje "Gazeta Wyborcza", w lipcu 2020 r. Sąd Okręgowy w Łodzi orzekł, że mieszkaniec Łowicza Mirosław I. nie dopuścił się czynu zabronionego. Sędzia Monika Gradowska uzasadniła wówczas, że działanie oskarżonego nosi niską szkodliwość społeczną i uznała działanie łowiczanina za wolność słowa. Jak się jednak okazuje, sprawa zostanie ponownie rozpatrzona.
Pod koniec stycznia 2021 r. Sąd Apelacyjny w Łodzi uchylił jednak wyrok pierwszej instancji. 1 czerwca sprawa ponownie trafiła na wokandę, a sąd postanowił utajnić jej przebieg. "Wyborcza" informuje, że o wyłączenie jawności sprawy nie wnosiła żadna ze stron.
Sędzia natomiast powołał się na art. 359 p. 2 kodeksu postępowania karnego, który dopuszcza odgórne utajnienie rozprawy. Według artykułu, sprawy o pomówienie lub znieważenie mogą być jawne jedynie na wniosek pokrzywdzonego (czyli w tym przypadku prezydenta Andrzeja Dudy).
Andrzej Duda odwiedził Łowicz podczas kampanii prezydenckiej w lutym 2020 r. Na miejscu na prezydenta czekali wyborcy, a wśród nich 65-letni wówczas Mirosław I. z transparentem z napisem "Mamy durnia za prezydenta". Był to cytat wypowiedzi z 2007 roku. Wówczas słowa "durnia mamy za prezydenta" wypowiedział Lech Wałęsa, komentując ujawnienie raportu z weryfikacji WSI.
Mirosław I. został zatrzymany przez policję, a prokurator postawił go w stan oskarżenia za publiczne znieważenie prezydenta, powołując się na art. 135 § 2 Kodeksu karnego: "Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
Podczas zatrzymania Mirosława I. mężczyzny bronili inni protestujący, którzy wskazywali, że napis "Mamy durnia za prezydenta" był napisany w formie cytatu, w cudzysłowie.